Kości proroka. Ałbena Grabowska

Kości proroka - Ałbena Grabowska


Скачать книгу
Wiedział ksiądz o tym, że te szczątki odnaleziono właśnie w Bułgarii?

      Tym razem odpowiedź jest kategoryczna.

      – Czytałem o tym. Cóż... Szczątki Świętego Jana znajdują się w innym miejscu. Ojciec Święty nie kryje sceptycyzmu wobec tej rewelacji. Prawdę mówiąc, nie wierzę, by tamte kości były prawdziwymi relikwiami.

      W Całun Turyński też nie wierzycie...

      – Czy ksiądz uwierzyłby, że Przemysław Tarkowski przyjechał do Bułgarii w poszukiwaniu szczątków Świętego Jana?

      – Muszę przygotować się do mszy – usłyszałam po chwili przerwy.

      – Czy według księdza to prawdopodobne?

      – Raczej nie. Powiedziałem mu wtedy, że to bzdury i kaczka dziennikarska.

      Podziękowałam za rozmowę i się rozłączyłam. Podniecona podzieliłam się z resztą zdobytymi informacjami.

      – Interesował się tym znaleziskiem? – spytał Dimityr. – Przynajmniej tak możemy założyć... Chciał przywieźć szczątki Jana do swojego kościoła...

      – Musiałby być głupcem. – Wirginija się skrzywiła.

      – Może ktoś miał dla niego ukraść te kości? – zastanawiał się Christo.

      – Bez sensu – zwątpił Nedko. Siedział obrażony za to, że wysłałam go po wodę, chociaż z rozmowy i tak nic by nie zrozumiał. Uraziłam jego męską dumę. Przypomniałam sobie słowa Bożydara: „kobieta ci posprząta”. – Jak przewiózłby kości? W walizce? Mamy dwudziesty pierwszy wiek.

      – Kościół katolicki pod pewnymi względami tkwi w średniowieczu... Nie miałam na myśli tego, że zlecił kradzież kości. Może spotkał się z kimś, kto mógłby zadecydować o przekazaniu relikwii? Wiecie, katolik katolikiem, ale to Polak. Najpierw pogadać nieoficjalnie, wysondować, czy byliby skłonni...

      – Odrąbać bodaj kosteczkę? – zażartował Dimityr.

      I on przeciwko mnie.

      – Masz lepszy punkt zaczepienia? – spytałam.

      – Tak. Litery na jego ciele.

      – Jeszcze się za to nie wzięłam. – Nieoczekiwanie ogarnęła mnie złość. Wstałam i sięgnęłam po torebkę. – Siedzicie tu i czekacie, co ja zrobię, co powiem, co odkryję... Może byście sami ruszyli tyłki?

      – Ruszyliśmy i nic z tego nie wyniknęło – powiedział spokojnie Christo. – Nie denerwuj się.

      – Nie denerwuję się, tylko wkurzam, bo wygląda na to, że waszą jedyną praca jest krytykowanie mnie.

      Strasznie się oburzyli, zwłaszcza Wirginija. Czyżbym źle ją oceniła? No dalej, piękna, powiedz, co ci leży na wątrobie.

      – Margarito – odezwał się Dimityr. – Nie denerwuj się. Chłopaki... – uniósł rękę – ...cisza i spokój. Dziewczyny też cisza i spokój.

      Ten wentylator był nieznośny. Kupię chyba jutro jakiś nowocześniejszy, bo huk jego wiatraków nie pozwalał zebrać myśli.

      – Nedko i Milena do biblioteki. Szukajcie wszystkiego na temat tych liter i znaków. Wrzućcie skan do komputera, znajdźcie profesorów językoznawców, popów naukowców, co tam chcecie.

      Uniosłam oczy.

      – Koljo, ty szukasz podobnych zbrodni. Czegokolwiek. Albo niepodobnych, ale związanych z cerkwią, choćby luźno. Zabójstwo popa, jego żony...

      – Szukałem trochę. – Koljo pokiwał głową.

      – Poszukaj bardziej – przerwał mu Dimityr. – Wirginija, zapomnij o fochach i zrób jakiś profil sprawcy, sprawców czy cokolwiek w tym stylu.

      – Przecież już zrobiłam.

      – Tak, pasujący do dwóch milionów Bułgarów, o innych nacjach nie wspomnę.

      – Nie mówiłam, że zrobił to Bułgar. – Wykrzywiła się. – I muszę dziś wcześniej wyjść, bo...

      – Nie interesuje mnie to. – Dimityr podniósł głos. – Jak musisz wcześniej wyjść, bo coś tam, to odpracuj w nocy. Jednym słowem, postaraj się bardziej.

      Zbombardowali mnie nieprzyjaznymi spojrzeniami.

      – A ja co mam robić? – spytał Christo.

      – Spróbuj jeszcze raz poszukać świadków. Może jednak ktoś coś widział albo słyszał. Ustaliliśmy, że sprawcy mieli tylko jedną drogę do amfiteatru. Saborna jest zamknięta szlabanem, a Hisar Kapija za wąska, żeby przejechała nią ciężarówka. Popytaj kelnerów w lokalach niedaleko meczetu.

      – I to mi się zaczyna podobać. – Christo zaprzeczył ruchem głowy i wstał. Chusteczką wytarł sobie twarz i uśmiechnął się do nas. Po czym na zdumione spojrzenie Wirginii dodał: – Lubię pracować, tylko trzeba mi nadać kierunek.

      Milena pokiwała głową na Nedka. Ten demonstracyjnie wziął butelkę z wodą i wyszedł.

      – Ja też mam wyjść? – spytała Wirginija.

      – Ja chcesz – rzucił Dimityr. – My idziemy.

      A my niby dokąd mamy iść? Nie przydzielił mi żadnego zadania. Mimo to ruszyłam posłusznie za Dimityrem, rzuciwszy Wirginii nieprzychylne spojrzenie. Zatrzymaliśmy się dopiero w kawiarni na ulicy Georgiewa, przy hali targowej. Kafejka, wąskie, ciemne pomieszczenie zastawione kolorowymi stolikami i krzesłami, ulokowane na piętrze. Bez klimatyzacji, w każdym rogu pracuje wiatrak.

      – Dwa razy przedłużone espresso – poprosiliśmy. Barman w milczeniu przyjął zamówienie i uruchomił ekspres. W lokalu byliśmy tylko my. Z rzadka ktoś przechodził ulicą.

      – Powiedz wreszcie – zachęciłam Dimityra. – Nie rozumiem, czemu nie chciałeś ze mną rozmawiać w komendzie.

      – Bo tu jest przyjemniej – uciął dyskusję. – Kiedy się z nią skontaktujesz?

      Mowa o mojej matce. Krzesło się chybocze, o mało z niego nie spadam. Dimityr bez słowa przyniósł inne, a to odstawił na bok. Wiem, powinnam do niej zadzwonić, pojechać, porozmawiać z nią. To wydaje się oczywiste. Jest najlepszą specjalistką w interesującym nas temacie, zajmuje się historią Traków i Biblią. Nie rozumiem, czemu nie chciała pomóc Dimityrowi, tylko kazała ściągnąć mnie. Zawsze robiła ze mną, co się jej podobało.

      – Ona chce, żebym zadzwoniła. Będzie mną manipulowała i wcale nam nie pomoże. – Nie wierzysz w to, co mówisz, Margarito. Twoja matka chce tylko, żebyś do niej wróciła, poznała przyrodnich braci, pomogła Cwetanowi zbierać figi na konfitury. Rosną u nich na podwórzu, widziałaś na zdjęciach. Lubisz je, prawda?

      – Jesteś uparta jak osioł. – Dimityr westchnął.

      – Jestem tu dopiero drugi dzień – odparowałam. – Zdaje się, że nie zasypiam gruszek w popiele...

      Przetłumaczyłam to dosłownie.

      – Jakie gruszki? – wybuchnął. – Jaki popiół? Nie palę przecież. – Dopił kawę jednym haustem. – Dobrze, rób, co uważasz. Przyznaję, że ruszyliśmy z kopyta. Obiecaj mi tylko, że w końcu do niej zadzwonisz.

      Pokiwałam głową. Dopiłam kawę, potem wychyliłam swoją szklankę wody, sięgnęłam po wodę Dimityra i wypiłam bez słowa. Jeszcze raz pokiwałam kilka razy głową. Niech zgaduje, czy zgadzam się z nim po polsku, czy też po bułgarsku zaprzeczam.

      – Cześć.

      Nie czekałam na niego, nie zaprosiłam do domu, chociaż miałby kawał


Скачать книгу