Bastion. Стивен Кинг
to krążył od domu do domu, wszędzie pozostawiając swój tygodnik. Nie miał pojęcia, czy w domach w ogóle ktoś jest, a jeżeli nawet, to czy wystarczy mu siły, by wyjść na zewnątrz i podnieść podrzuconą na progu gazetkę.
W końcu dotarł na zachodni kraniec miasta Poverty Row, gdzie królowały prymitywne szałasy, baraki i przyczepy, wokół których unosił się smród środków antyseptycznych. Zostały mu już tylko egzemplarze w bagażniku, nie zamykał go więc – i jego klapa unosiła się i opadała powoli, gdy przejeżdżał po „tarce” na drodze. Okropnie bolała go głowa, widział podwójnie i czuł pulsowanie w skroniach.
Gdy odwiedził ostatni zapuszczony barak przy Rack’s Crossing, zostało mu około dwudziestu pięciu gazetek. Swoim starym scyzorykiem przeciął sznurek, którym były związane, i pozwolił, by zajął się nimi wiatr, a sam powrócił myślami do swojej rozmowy z majorem o wodnistych oczach, który trzy miesiące temu został przeniesiony tu z jakiegoś tajnego kalifornijskiego kompleksu o nazwie Projekt Blue. Major powiedział Hoglissowi wszystko, co wiedział, przez cały czas bawiąc się trzymanym w dłoni pistoletem. Hogliss pomyślał, że prawdopodobnie wkrótce zrobi użytek z tej broni – a może nawet już to uczynił.
Wrócił za kierownicę cadillaca, jedynego samochodu, jaki posiadał, odkąd skończył dwadzieścia siedem lat, i stwierdził, że jest za bardzo zmęczony, aby wrócić do miasta. Rozparł się wygodnie na siedzeniu, wsłuchując się w swój świszczący oddech, i patrzył, jak wiatr rozwiewa jego gazetkę wzdłuż szosy ku Rack’s Crossing. Kilka egzemplarzy zawisło wśród gałęzi drzew jak dziwaczne blade owoce. Z oddali dobiegał szum rzeki Durbin, w której przed laty uwielbiał łowić ryby. Teraz oczywiście nie było już w niej ryb, zadbały o to kompanie górnicze, ale odgłosy płynącej wody przynosiły mu ukojenie.
Zamknął oczy i zmarł półtorej godziny później.
„Los Angeles Times” rozprowadził dwadzieścia sześć tysięcy egzemplarzy jednostronicowego wydania specjalnego, zanim ktoś „z góry” dopatrzył się, że nie wydrukowano w nim narzuconego gazecie artykułu. Według oficjalnej wersji FBI radykalni rewolucjoniści (stara śpiewka) wysadzili prasy drukarskie, zabijając przy tym dwudziestu ośmiu pracowników gazety. FBI nie musiało wyjaśniać, jakim cudem każdy z zabitych miał w czaszce dziurę od kuli, ponieważ zwłoki natychmiast wywieziono i dołączono do tysięcy ofiar epidemii, które grzebano na morzu.
Mimo to dziesięć tysięcy egzemplarzy rozeszło się po mieście, i to wystarczyło. Nagłówek był wydrukowany trzydziestosześciopunktową czcionką.
LOS ANGELES. Niektórzy z żołnierzy powołanych do służby w Gwardii Narodowej podczas tej epidemii mają niespełna czternaście lat. Ich zadanie polega przede wszystkim na zapewnianiu mieszkańców Los Angeles, że supergrypa, znana powszechnie jako Kapitan Trips, jest niewiele groźniejsza od mutacji z Londynu i Hongkongu… Jednak te zapewnienia padają z ust zasłoniętych grubymi ochronnymi maskami. Dziś na godzinę 18.00 zapowiedziane jest specjalne wystąpienie prezydenta, a jego sekretarz prasowy Hubert Ross donosi, że pogłoski, jakoby głowa państwa miała przemawiać z przypominającego Gabinet Owalny studia mieszczącego się w bunkrach pod Białym Domem, są „wyssane z palca, złośliwe i absolutnie bezpodstawne”. Z otrzymanych przez nas kopii tego przemówienia wynika, że prezydent zamierza skarcić naród amerykański za wpadanie w histerię oraz porównać obecną panikę do tej, która nastąpiła po emisji przez Orsona Wellesa słuchowiska opartego na powieści Wojna światów na początku lat trzydziestych.
„Times” ma pięć pytań i chciałby, aby prezydent odpowiedział na nie podczas swojego wystąpienia.
1) Dlaczego tępe mięśniaki w wojskowych mundurach zabraniają naszym dziennikarzom drukować informacje? Jest to przecież pogwałcenie praw konstytucyjnych.
2) Dlaczego autostrady US 5, US 10 i US 15 zostały zablokowane przez pojazdy opancerzone i wozy bojowe?
3) Jeśli to tylko „niewielka fala grypy”, dlaczego w Los Angeles i okolicach ogłoszono stan wojenny?
4) Skoro to jedynie „niewielka fala grypy”, czemu na wody Pacyfiku wypływają barki, których ładunek zrzuca się do oceanu? Czy ładunek tych barek to ciała ofiar zarazy, jak twierdzą nasi informatorzy?
5) Na koniec, jeżeli szczepionka rzeczywiście ma trafić do szpitali na początku następnego tygodnia, czemu żaden z czterdziestu sześciu lekarzy, z którymi kontaktowali się nasi dziennikarze, nie zna szczegółów dotyczących tych dostaw? Dlaczego nie powiadomiono społeczeństwa, w których klinikach będą odbywać się szczepienia? Czemu żadna z dziesięciu aptek, do których dzwoniliśmy, nie otrzymała informacji na temat dostaw ani rządowych ulotek dotyczących szczepionki?
Wzywamy prezydenta, aby odpowiedział na te pytania w swojej przemowie, ale przede wszystkim domagamy się, by położył kres zamienianiu naszego kraju w państwo policyjne i próbom zatuszowania prawdy…
Po Piedmont Avenue w Duluth spacerował mężczyzna w szortach khaki i sandałach, z czołem pomazanym popiołem. Na plecach i piersiach zawieszone miał drewniane tablice z hasłami. Z przodu widniał napis:
CZAS PONOWNEGO PRZYJŚCIA JEST BLISKI
CHRYSTUS PAN WKRÓTCE POWRÓCI
PRZYGOTUJ SIĘ NA SPOTKANIE SWEGO BOGA!
Z tyłu znajdował się ciąg dalszy:
I OTO SERCA GRZESZNIKÓW ZŁAMANE BĘDĄ
WIELCY UPADNĄ
A MALUCZCY ZOSTANĄ WYWYŻSZENI
BIADA CI, SYJONIE
Czterej młodzieńcy w motocyklowych kurtkach, pokasłujący i ocierający zasmarkane nosy, rzucili się na niego i pobili go do nieprzytomności jego własnymi tablicami. Zanim uciekli, jeden z nich wrzasnął:
– To cię nauczy, że nie należy straszyć ludzi! Naucz się tego, ty porąbany pojebie!
W Springfield w stanie Missouri największą popularnością przed południem cieszył się poranny show telefoniczny stacji KLFT Podaj cenę. Prowadził go Ray Flowers. Miał w studiu sześć linii telefonicznych, ale rankiem dwudziestego szóstego czerwca był jedynym pracownikiem, który pojawił się w stacji. Wiedział, co się dzieje, i przerażało go to. W ciągu ubiegłego tygodnia zachorowali wszyscy ludzie, których znał. W Springfield nie było wojska, słyszał jednak, że do Kansas City i St. Louis ściągnięto Gwardię Narodową, aby „zapobiec szerzeniu się paniki” i „szabrownictwu”.
Sam czuł się doskonale. W zamyśleniu spojrzał na swój sprzęt – telefony, urządzenie opóźniające, przeznaczone dla słuchaczy, którzy od czasu do czasu lubili „rzucić mięsem”, sterty kaset z reklamami („To nie żulik i nie ulik, lecz wesoły hydraulik”) i oczywiście mikrofon.
Zapalił papierosa, podszedł do drzwi studia i zamknął je na zasuwę. Potem wszedł do swojej kabiny i również ją zamknął. Wyłączył muzykę z taśmy i sięgnął po mikrofon.
– Dzień dobry wszystkim. Mówi Ray Flowers w programie Podaj cenę. Jak sądzę, dziś rano wszystkich interesuje tylko jeden temat, prawda? Możecie nazywać to dusznicą, supergrypą albo Kapitanem Tripsem, ale przecież chodzi o to samo. Słyszałem wiele okropnych historii o wojsku trzymającym wszystkich za mordę i jeśli chcecie o tym porozmawiać, jestem gotów was wysłuchać. To wciąż jeszcze jest wolny kraj, czyż nie? A skoro jestem tu dziś sam, pozwolę sobie na wprowadzenie kilku radykalnych zmian. Wyłączyłem opóźniacz i chyba możemy również zrezygnować z reklam. Jeśli Springfield,