Betonowa blondynka. Michael Connelly

Betonowa blondynka - Michael  Connelly


Скачать книгу
detektywi skinęli głowami; Pounds odszedł. Przedzierając się powoli przez zwały gruzu, zmierzał do skupiska reporterów i kamerzystów stojących za żółtą taśmą rozciągniętą przez mundurowych.

      Bosch i Edgar stali przez chwilę w milczeniu, odprowadzając go wzrokiem.

      – Mam nadzieję, że wie przynajmniej, co powiedzieć – rzucił Edgar.

      – Pewność siebie bije od niego na kilometr.

      – O tak.

      Bosch poszedł z powrotem do wykopu, a Edgar podążył za nim.

      – Co zrobicie z odciskami jej ciała w betonie?

      – Robotnicy powtarzają ciągle, że nie da się tego wydobyć. Mówią, że ten, kto mieszał cement, nie zrobił tego zgodnie z zasadami. Wziął za dużo wody i piasku. Wyszło coś w rodzaju gipsu stolarskiego. Jeżeli spróbujemy podnieść bryłę w całości, rozpadnie się na kawałki pod własnym ciężarem.

      – Więc?

      – Donovan miesza gips. Zrobi odlew twarzy. Tu, na miejscu. A co do odcisków palców, to mamy tylko lewą rękę, bo prawa pokruszyła się przy rozkopywaniu. Donovan chce wykorzystać kauczuk silikonowy. Mówi, że to daje największą szansę uzyskania odlewu z odciskami.

      Harry skinął głową. Spojrzał na Poundsa rozmawiającego z reporterami i zobaczył pierwszą tego dnia rzecz, z której miał ochotę się pośmiać. Pounds stał przed kamerami, ale najwyraźniej nikt nie powiedział mu o sadzy rozmazanej na czole. Bosch zapalił papierosa i odwrócił się do Edgara.

      – A więc w całym tym budynku znajdowały się magazyny do wynajęcia?

      – Zgadza się. Właściciel posesji był tu niedawno. Powiedział, że tylna część budynku podzielona była na pojedyncze pomieszczenia. Lalkarz… to znaczy morderca mógł sobie wynająć jedno z nich i dyskretnie robić tam, co tylko chciał. Jedyny kłopot, z jakim musiał sobie poradzić, to hałas przy rozbijaniu podłogi. Ale mógł to zrobić nocą. Właściciel mówi, że większość najemców nie przychodziła tu po zmroku. Każdy miał własny klucz do drzwi wejściowych zaplecza. Sprawca mógł więc bez przeszkód wejść tu w nocy i zrobić swoje.

      Następne pytanie nasuwało się samo i Edgar odpowiedział, zanim Bosch zdążył zapytać.

      – Właściciel nie potrafi podać nazwiska najemcy. W każdym razie nie może za nie ręczyć. Wszystkie dokumenty poszły z dymem w czasie pożaru. Firma ubezpieczeniowa wypłaciła odszkodowania wszystkim, którzy złożyli podania. Będziemy mieli ich nazwiska. Ale powiedział też, że niektórzy w ogóle nie zgłaszali żadnych roszczeń, kiedy zamieszki wygasły. Po prostu nigdy więcej ich nie zobaczył. Nie pamięta wszystkich nazwisk, ale jeżeli morderca był wśród nich, to i tak prawdopodobnie podał fałszywe. Gdybym ja chciał wynająć pomieszczenie po to, żeby zrobić dziurę w podłodze i pogrzebać tam ciało, na pewno nie zostawiłbym swojego nazwiska.

      Bosch skinął głową i zerknął na zegarek. Niedługo musiał się zbierać. Poczuł głód, ale wiedział, że pewnie nie będzie miał czasu, by coś zjeść. Spojrzał na wykop i spostrzegł, że różnica kolorów pomiędzy starym a nowym betonem tworzy wyraźną linię w miejscu, gdzie się stykają. Ten pierwszy był prawie biały, ten zaś, w którym pogrzebano zwłoki, miał odcień ciemnoszary. Z niedużej bryły szarego cementu na dnie wykopu wystawało coś czerwonego. Zeskoczył do dołu i podniósł bryłę nieco większą niż piłka baseballowa. Uderzył nią kilka razy w stary beton, aż rozpadła się w jego dłoni. Papierek stanowił część zmiętej paczki marlboro. Edgar wyciągnął z kieszeni specjalną foliową torebkę przeznaczoną na dowody rzeczowe i podsunął ją Boschowi.

      – Musiała się tam dostać razem z ciałem – powiedział. – Dobry połów, Harry.

      Bosch wyszedł z rowu i ponownie zerknął na zegarek. Nie miał już czasu.

      – Daj mi znać, jak ją zidentyfikujecie.

      Wrzucił bluzę do bagażnika i zapalił kolejnego papierosa. Obserwował, jak Pounds kończy swoją dokładnie zaplanowaną zaimprowizowaną konferencję prasową. Większość reporterów miała na sobie drogie garnitury i Harry uznał, że są z telewizji. Bremmer, dziennikarz z „Timesa”, stał nieco z boku. Od czasu kiedy Bosch widział go po raz ostatni, przytył i zapuścił brodę. Na pewno teraz czekał, aż telewizyjni reporterzy skończą zadawać pytania, by zaskoczyć Poundsa czymś, co będzie wymagało trochę zastanowienia.

      Po pięciu minutach Pounds skończył. Bosch ryzykował, że spóźni się do sądu, ale chciał zobaczyć kartkę. Pounds dał mu znak ręką i skierował się do swojego samochodu. Bosch poszedł za nim. Wsiadł do wozu i Pounds wręczył mu fotokopię listu.

      Harry długo się jej przyglądał. Została napisana ręcznie wyraźnymi, dużymi literami. Specjalista z działu analizy grafologicznej określił ten styl pisma jako filadelfijski i stwierdził, iż pochylenie w prawą stronę wynikło z tego, że autor nie miał wprawy. Prawdopodobnie był mańkutem piszącym prawą ręką.

      W gazecie napisali, że proces się zaczyna, że werdykt zapadnie o Lalkarza czynach. Przeszyła serce kula przez Boscha wystrzelona, lecz niech wiedzą laleczki, że praca ma nieskończona. Tam ku zachodniej dzielnicy z pieśnią serce me bieży, kiedy słodką laleczkę wspomnę, co pod Bingiem leży. Biada Ci, biada, Bosch, co kulę posłałeś źle! Lata przeminęły, a ja ciągle w grze.

      Bosch wiedział, że można podrobić charakter pisma i styl, ale i tak wiersz mocno nim wstrząsnął. Był dokładnie taki jak poprzednie – te same nieudolne rymy uczniaka, to samo żałosne naśladownictwo poetyckiego języka. Harry poczuł ciężar przygniatający piersi.

      To on, pomyślał, to na pewno on.

      3

      – Panie i panowie – powiedział sędzia okręgowy Alva Keyes, spoglądając na przysięgłych – proces rozpoczyna się od tak zwanych wystąpień prawników. Zwracam państwu uwagę, żebyście nie traktowali ich jako zeznań. Mowy prawników należy rozumieć jako ich plany działania, jako mapy dróg, którymi przedstawiciele stron zamierzają się poruszać w czasie procesu. Nie są to dowody ani zeznania. Mogą teraz paść bardzo daleko idące stwierdzenia, ale nie oznacza to, że są prawdą. Pamiętajcie, że to prawnicy.

      Wywołało to uprzejme uśmiechy u przysięgłych i pozostałych obecnych w sali rozpraw numer cztery. Sędzia mówił z silnym południowym akcentem, a słowo „prawnicy” wypowiedział takim tonem, jakby było synonimem określenia „krętacze”, co dało dodatkowy powód do wesołości. Nawet Money Chandler się uśmiechnęła. Bosch rozejrzał się dokoła po ogromnej, wyłożonej drewnianą boazerią i wysokiej na sześć metrów sali. Zobaczył, że ławy dla publiczności są w połowie wypełnione. Pierwszy rząd po stronie oskarżenia zajęło ośmioro ludzi, którzy należeli do rodziny i przyjaciół Normana Churcha. Jego żona siedziała przy stoliku razem z mecenas Chandler.

      Znalazło się też na sali kilku stałych bywalców sądów, starszych mężczyzn, którym nie pozostało już nic lepszego do roboty niż oglądanie dramatów innych ludzi. Oprócz tego byli urzędnicy sądowi i studenci prawa, którzy przyszli, aby zobaczyć w akcji wielką Honey Chandler, oraz reporterzy z piórami zawieszonymi nad notatnikami. Mowy wstępne zawsze są dobrym materiałem, gdyż – jak zaznaczył sędzia – prawnikom wolno powiedzieć wszystko, co chcą. Później reporterzy będą zaglądać tutaj co kilka dni, ale do chwili wygłoszenia mów końcowych i potem werdyktu nie stanie się na sali nic godnego ich pióra.

      Chyba że wydarzy się coś niezwykłego.

      Bosch obejrzał się za siebie. W ławkach z tyłu nie było nikogo. Wiedział, że nie będzie tam Sylvii


Скачать книгу