Betonowa blondynka. Michael Connelly
Belkowi, że jeżeli będzie chciał to zrobić, wynajmę adwokata za własne pieniądze.
– Taki pan pewny siebie? – przerwała, żeby zaciągnąć się papierosem. – No dobrze, zobaczymy.
– Zobaczymy.
– Rozumie pan, że robię, co do mnie należy. Taki wybrałam zawód. Nie ma w tym nic osobistego.
Wiedział, że musi to w końcu powiedzieć. Największe kłamstwo w całej tej grze.
– Może nie dla pani.
– A dla pana tak? Czyżby? Zabija pan bezbronnego człowieka, a potem obraża się, kiedy jego żona nie chce się z tym pogodzić i pana pozywa?
– Mąż pani klientki odcinał pasek od torebki swojej ofiary, robił z niego pętlę i zakładał ją kobiecie na szyję. Dusił powoli, gwałcąc ofiarę. Preferował skórzane paski. Mniej go interesowało, jakim kobietom to robi. Chodziło o to, żeby miały skórzane torebki.
Przyjęła to bez zmrużenia oka. Zresztą Bosch niczego innego nie oczekiwał.
– Świętej pamięci mąż mojej klientki. Jedyną pewną rzeczą w tej sprawie, jedyną, którą można udowodnić, jest to, że pan go zabił.
– Tak, i zrobiłbym to jeszcze raz.
– Wiem, detektywie Bosch. Dlatego właśnie tu jesteśmy.
Ściągnęła usta jakby w zimnym pocałunku. Linia szczęki zarysowała się przy tym ostro i wyraźnie. Promień popołudniowego słońca odbił się od jej włosów. Ze złością zgasiła w piasku papierosa, odwróciła się i otworzyła gwałtownie ciężkie drzwi, jakby były zrobione z balsy.
4
Tuż przed czwartą Bosch wjechał na wewnętrzny parking komendy Hollywood przy ulicy Wilcox. Belk wykorzystał tylko dziesięć minut z godziny przeznaczonej na mowę wstępną i dzięki temu sędzia mógł ogłosić przerwę wcześniej, niż planował. Powiedział, że nie chce rozpoczynać przesłuchań świadków tego samego dnia, aby przysięgli nie potraktowali słów adwokatów tak samo jak zeznań świadków.
Bosch poczuł się nieswojo, kiedy wystąpienie jego obrońcy zakończyło się przedwcześnie, ale uwierzył tłumaczeniom Belka, że nie ma powodów do niepokoju.
Wszedł do budynku komendy od tyłu i skierował się do siedziby detektywów. O czwartej biura przeważnie pustoszeją. Tak było i tym razem, jedynie Jerry Edgar tkwił przed IBM-em, stukając na klawiaturze. Bosch rozpoznał formularz numer pięćdziesiąt jeden – „Raport oficera śledczego”.
Edgar podniósł głowę i zobaczył nadchodzącego Boscha.
– Sie masz, Harry.
– Cześć.
– Widzę, że skończyłeś wcześniej. Wiem, wiem, bezpośredni werdykt sędziowski. Keyes wyrzucił Money Chandler na zbity pysk.
– Dobrze by było.
– Aha.
– Macie coś nowego?
Edgar powiedział, że nic. Nie udało się zidentyfikować dziewczyny. W kwaterze Poundsa panował półmrok, można więc było zapalić papierosa. Bosch usiadł przy swoim biurku i poluźnił krawat. Przestał słuchać Edgara, wrócił myślą do wydarzeń na sali sądowej. Wystąpienie Money Chandler było przekonywające. Uderzyła mocno, rzucone przez nią oskarżenia niosły w sobie potężny ładunek emocjonalny. Z jej słów wynikało, że Bosch jest mordercą. Belk odpowiedział rozważaniami na temat prawa i dopuszczalności użycia przez policjanta broni, łącznie z zabiciem człowieka, jeżeli staje w obliczu bezpośredniego zagrożenia swego życia. I chociaż okazało się, że niebezpieczeństwo takie nie istniało, że pod poduszką nie było broni, zachowanie Churcha stworzyło atmosferę zagrożenia, która dawała Boschowi prawo do zrobienia tego, co zrobił.
Na koniec Belk przeciwstawił cytatowi Money Chandler z Nietzschego słowa Sun Zi ze Sztuki wojny. Stwierdził, że przekraczając próg mieszkania Churcha, Bosch „wstąpił na grunt życia i śmierci”. Od tej chwili musiał walczyć lub zginąć, zabić lub zostać zabity. Zastanawianie się nad słusznością jego postępowania po fakcie jest niesprawiedliwością.
Siedząc teraz naprzeciwko Edgara, Bosch musiał przyznać, że argumenty Belka nikogo by nie przekonały. Mowa Chandler była interesująca, wystąpienie Belka zaś okazało się nudne. Zaczynali więc od porażki.
Bosch zorientował się w końcu, że Edgar przestał mówić. W biurze zapadła cisza.
– A co z odciskami?
– Harry, czy ty mnie słuchasz? Właśnie powiedziałem, że godzinę temu skończyliśmy pracować nad tym kauczukiem silikonowym. Donovan zdjął odciski palców z ręki. Mówi, że wyszły całkiem nieźle. Jeszcze dzisiaj wieczorem zacznie przeglądać komputerową kartotekę i do rana powinniśmy mieć zbiór wszystkich podobnych odcisków. Tym razem na pewno się nie zawieruszą. Pounds powiedział, że mamy to traktować priorytetowo.
– Dobra, daj mi znać, jak się czegoś dowiecie. Nie będzie mnie pewnie przez cały tydzień.
– Nic się nie martw, Harry. Zawiadomię cię, jak tylko coś znajdziemy. A ty spróbuj się nie przejmować. Zastrzeliłeś właściwego faceta, nie pomyliłeś się. Chyba nie masz co do tego wątpliwości?
– Aż do dzisiaj nie miałem.
– Daj spokój. Ten ma rację, kto ma siłę. Choćby Money Chandler pieprzyła się z sędzią i z całą ławą przysięgłych, nie może tego zmienić.
– Ten ma siłę, kto ma rację.
– Co takiego?
– Nie, nic.
Boscha zastanowiło to, co Edgar powiedział o Money Chandler. Ciekawe, jak często zagrożenie ze strony kobiety, choćby nawet kobiety wykształconej, w oczach policjantów sprowadzało się do zagrożenia o charakterze seksualnym. A może większość policjantów uważa tak samo: że siła pani mecenas Chandler ma jakiś związek z jej erotyzmem. Za nic by nie przyznali, że jest cholernie dobra w tym, co robi, a tłusty adwokat z urzędu miasta jest do niczego.
Bosch podszedł do szafki z aktami. Otworzył jedną ze swoich szuflad i sięgnął po dwa grube i bardzo ciężkie segregatory zwane księgami morderstw. Zawierały akta sprawy Lalkarza.
– Kto jutro zeznaje? – spytał Edgar.
– Nie wiem. Sędzia nie nakazał Money Chandler ujawnienia kolejności powoływania świadków. Wiem, że wezwała mnie, Lloyda i Irvinga. Na jej liście znaleźli się też Amado i Bremmer. Wszyscy mają się stawić i dopiero wtedy ta baba powie, kogo wezwie jutro, a kogo później.
– Ci z „Timesa” nie zgodzą się, żeby Bremmer zeznawał. Oni zawsze o to walczą.
– Tak, tylko że Bremmer nie został wezwany jako reporter „Timesa”. Napisał książkę o tej sprawie, więc Chandler wezwała go jako autora książki. Nie chroni go prawo prasowe. Prawnicy z „Timesa” mogą przyjść i próbować się przeciwstawiać, ale sędzia Keyes już wydał orzeczenie i Bremmer będzie zeznawał.
– Widzisz, mówiłem ci, już pewnie miała ze starym dyskretne sam na sam w jego gabinecie. Tak czy inaczej, zeznanie Bremmera nie może ci zaszkodzić. W swojej książce zrobił z ciebie bohatera, któremu wszyscy powinni być wdzięczni.
– To prawda.
– Harry, coś ci pokażę.
Edgar wstał od komputera i podszedł do szafki z aktami. Ostrożnie zdjął z góry kartonową paczkę wielkości pudła na kapelusze i położył na stole.
– Trzeba