Kryminał. Zygmunt Zeydler-Zborowski
1cd5-5d89-8aa8-880f42ba76c2">
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Dr Orłowski prowadzi śledztwo
Projekt okładki
Mikołaj Jastrzębski
Konwersja do wersij elektronicznej
Mikołaj Jastrzębski (epub@mikolaj.co)
Edycję opracowano na podstawie wydania:
Wydawnictwo WIELKI SEN, Warszawa 2011
© Copyright by Zofia Bimali Zborowska
© Copyright for this edition by Wydawnictwo LTW
ISBN 978-83-7565-370-0
Wydawnictwo LTW
ul. Sawickiej 9, Dziekanów Leśny
05-092 Łomianki
tel./faks 22 751-25-18
www.ltw.com.pl
e-mail: [email protected]
Spis treści
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
ROZDZIAŁ I
– Proszę, niech się pani ubierze.
Pośpiesznie narzuciła sukienkę. Drżącymi ze zdenerwowania palcami zapięła zatrzaski. Niecierpliwym ruchem odgarnęła spadające jej na czoło gęste ciemnokasztanowe włosy.
– No i co, panie doktorze? Czy i pan uważa mnie za wariatkę?
Orłowski uśmiechnął się tym swoim łagodnym, pełnym spokojnego optymizmu uśmiechem, który tak kojąco działał na pacjentów.
– Przede wszystkim niech się pani uspokoi. Nie ma żadnego powodu do zdenerwowania. Proszę usiąść tutaj na tym foteliku. Porozmawiamy sobie.
W ciemnych oczach pojawiły się gniewne błyski.
– Traktuje mnie pan jak małe dziecko. To znaczy, że…
Z twarzy Orłowskiego nie znikał dobrotliwy uśmiech.
Wyciągnął rękę i palcami dotknął niespokojnej dłoni dziewczyny.
– Ma pani rację. Traktuję panią jak dziecko, no bo przecież zachowuje się pani jak mała niemądra dziewczynka.
– No wie pan…?
– Chwileczkę. Może zaczniemy od tego, że uważam panią za osobę najzupełniej normalną. Nie stwierdzam u pani żadnych zaburzeń psychicznych i nawet ich nie podejrzewam. Oczywiście, że jeśli będzie pani wmawiać sobie jakieś historie, no to w końcu może się pani doprowadzić do poważniejszego rozstroju nerwowego.
Poruszyła się niecierpliwie.
– Ależ, panie doktorze, ja sobie nic nie wmawiam. Nie jestem histeryczką. Gdybym nie uważała tego za konieczne, nie zwracałabym się o pomoc do psychiatry. To nic przyjemnego. Zresztą, doktor Zelman…
– Była pani u Zelmana?
– Tak. On ma nieco inny pogląd na stan mego zdrowia.
– Co powiedział?
– Doradzał kliniczne leczenie. Dał mi niedwuznacznie do zrozumienia, że obawia się u mnie poważniejszych zaburzeń natury psychicznej.
Orłowski przestał się uśmiechać. Wyjął z kieszeni wieczne pióro i przez chwilę w zamyśleniu obracał je w palcach.
– Hm… No cóż… Ja widzę panią po raz pierwszy. Nie wiem w jakim stanie znajdowała się pani, kiedy panią badał kolega Zelman. Zdarza się, że zachodzą u pacjentów dość gwałtowne zmiany. Doktor Zelman jest dobrym specjalistą. W tym wypadku jednak nie bardzo zgodziłbym się z jego diagnozą. Moim zdaniem jest pani wyczerpana nerwowo, przemęczona pracą. Potrzebny byłby pani teraz jakiś urlop. Trochę wzmacniających zastrzyków, trochę witamin, dużo ruchu na świeżym powietrzu, rozrywki, miłe towarzystwo. To właściwie byłoby wszystko, co ja bym pani mógł w tej chwili zalecić. Pobyt w jakimś zakładzie mógłby na panią wpłynąć raczej deprymująco. Te nasze zakłady nie stoją, niestety, na zbyt wysokim poziomie. Mogłaby pani popaść w depresję. Nie, nie, stanowczo nie doradzałbym tego. Zresztą porozumiem się jeszcze z doktorem Zelmanem.
W oczach dziewczyny zabłysły łzy.
– Co ja mam robić, panie doktorze? Co ja mam robić? Boję się, strasznie się boję, że zwariuję. Ta myśl nie daje mi spokoju. Nie sypiam po nocach. Nie mogę normalnie pracować. Z każdym miesiącem jest ze mną właściwie coraz gorzej. Doktor Zelman mówi co innego, pan mówi co innego, każdy mówi co innego. Ja już sama nie wiem…
– Gdzie pani pracuje? – spytał Orłowski.
– W biurze projektów. Skończyłam architekturę.