Piąta ofiara. J.D. Barker

Piąta ofiara - J.D.  Barker


Скачать книгу
świata z ostatnich czterech miesięcy – wyjaśnił Porter. Podszedł do mapy, znalazł żółtą pinezkę na zalewie w Jackson Park, wyciągnął ją i rzucił na stolik nocny. Diener uważnie mu się przyglądał.

      – Ta była od czego?

      – Jackson Park. Mówiłem wam, on nie uprowadził tych dziewczyn. To coś innego, ktoś inny.

      Poole przemierzył pokój, przyklęknął obok laptopa i przebiegł wzrokiem tekst na ekranie.

      – Alerty Google?

      – Każda wzmianka o Bishopie albo Zabójcy Czwartej Małpy w internecie – odparł Porter.

      Poole zmienił kąt nachylenia ekranu, żeby lepiej widzieć, chciał zacząć pisać, ale odwrócił się do Portera.

      – Mogę?

      – Jasne.

      Porter patrzył, jak agent przewija wiadomości, sprawdza po kolei temat każdej z nich, a potem ładuje poprzednie pięćdziesiąt i zaczyna cały proces od nowa. Kiedy dotarł do końca, uniósł głowę i spojrzał na mapy.

      – Jak myślisz, gdzie on jest?

      – Nie mam pojęcia.

      Hurless zaczął wysuwać szuflady, szperać w ubraniach. Nash podszedł i stanął między nim a komodą Portera.

      – Serio będziecie mu grzebać w szufladzie z majtkami?

      – Proszę się odsunąć, detektywie – powiedział Hurless.

      – Odpuść, Nash. Niech sobie ogląda, co tylko chce. Nie mam nic do ukrycia – stwierdził Porter.

      Hurless zwrócił się w jego stronę.

      – Gdzie akta McInley?

      – W moim samochodzie, pod fotelem kierowcy. – Porter rzucił mu kluczyki.

      Hurless przekazał je jednemu z techników, który natychmiast wyszedł z mieszkania i ruszył do windy.

      – Jakie inne akta tu znajdziemy? – zapytał Hurless. Porter przeszedł przez pokój i usiadł na brzegu łóżka.

      – Mam tylko te.

      – Bo pozostałe oddałeś?

      – Bo żadnych innych nie zabrałem.

      Poole wstał znad laptopa i zwrócił się do niego.

      – Dlaczego Barbara McInley?

      Porter zawahał się na chwilę, czy chce coś powiedzieć, po czym uznał, że milczeniem nikomu nie pomoże.

      – Intuicja, nic więcej. Coś jest z tą sprawą nie tak.

      – W jakim sensie? – zapytał Poole.

      – A kogo to obchodzi? – parsknął agent Diener. – Żaden z niego Philip Marlowe. Przeczucia i intuicje wystarczają za dowód tylko w starych czarno-białych filmach i szmirowatych kryminałach.

      – W jakim sensie? – powtórzył Poole.

      Porter przeczesał włosy dłonią.

      – To jedyna blondynka. Osiem uprowadzonych dziewczyn, a wśród nich tylko jedna blondynka.

      – To jakiś żart, prawda? – zapytał Hurless.

      Poole podszedł bliżej.

      – Porywał najbliższych ludzi, których uważał za kryminalistów. Wszystkie dzieci McInleyów miały blond włosy. Nie miał wyjścia.

      Porter wzruszył ramionami.

      – Może i tak, ale zbrodnia też nie pasuje. Siostra Barbary McInley śmiertelnie potrąciła przechodnia. To był wypadek. Wszystkie pozostałe przestępstwa, wszyscy inni, których postanowił ukarać, działali z premedytacją.

      Poole zastanowił się chwilę.

      – Nadal nie brzmi to zbyt przekonująco.

      – Nie twierdziłem, że mam mocne przesłanki. Intuicja, coś mnie tknęło. Jak już powiedział twój kumpel, poczułem się przez chwilę jak Philip Marlowe, nic więcej – stwierdził Porter. – Gdyby coś z tego wyszło, powiedziałbym wam.

      Technik wrócił z teczką McInley w ręku i podał ją agentowi Hurlessowi, który pomachał nią, patrząc na Portera.

      – Znalazłeś tu coś? Cokolwiek na potwierdzenie swoich domysłów?

      – Nie miałem kiedy do tego zajrzeć – odparł Porter. – Od samego rana ciągle coś się dzieje.

      Agent dowodzący Hurless świdrował go wzrokiem przez niemal minutę, żaden z nich nie powiedział przy tym ani słowa. Potem zwrócił się znowu do techników kryminalistycznych i pozostałych agentów. Omiótł ścianę szerokim gestem.

      – Zrobić mi zdjęcia tego wszystkiego, a potem zapakować i poopisywać. Wszystko ma do nas trafić. Przeszukajcie wszystkie zakamarki. Jeśli znajdziecie cokolwiek, co ma jakiś związek z tą sprawą, chcę się o tym dowiedzieć. – Odwrócił się do Portera i zbliżył na kilka centymetrów do jego twarzy. – Jeśli się dowiem, że coś ukrywasz, że ten facet się z tobą kontaktował, a ty nic nie powiedziałeś, jeśli wiesz cokolwiek, o czym mi nie mówisz, bez chwili wahania wrzucę cię do pierdla. Nie obchodzi mnie, jaki masz stopień, ile lat tu pracujesz, jaką masz historię, dla mnie jesteś pierdolonym złodziejem, złodziejem i kombinatorem, który wtrąca się w śledztwo federalne. Teraz masz szansę się wyspowiadać, jeśli jest cokolwiek, o czym mi nie powiedziałeś. Teraz albo nigdy. Jeśli dowiem się za godzinę, to już po tobie. Zrozumiano?

      – Nie mam nic do dodania.

      Agent wypuścił powietrze z płuc.

      Porter nie odrywał od niego wzroku.

      Kiedy Hurless w końcu odwrócił się na pięcie, przemierzył pokój i zaczął grzebać w garderobie, Porter złapał się na tym, że patrzy na fotografię Heather na komodzie, na jej promienny, krzepiący uśmiech, i poczuł się samotny jak jeszcze nigdy dotąd.

      Godzinę później cztery pudła na akta zostały zapełnione.

      Ściana w sypialni Portera znów była goła, nie licząc dziurek po pinezkach i plam tynku w miejscach, gdzie brutalnie zerwano farbę razem z taśmą klejącą. Agent Diener trzymał laptop pod pachą i krążył powoli po pokoju, na wypadek gdyby coś przegapili. Porter słyszał, że Hurless mamrocze coś do Daltona w korytarzu, ale nie potrafił rozróżnić słów.

      Poole zamierzał chyba coś jeszcze powiedzieć przed wyjściem, ale najwyraźniej zmienił zdanie. Porter patrzył, jak wchodzi do windy, za nim podążali technicy z ostatnimi pudłami.

      – Diener? – zawołał Hurless. – Idziemy.

      Agent Diener przepchnął się obok Portera i wyszedł, zostawiając po sobie zapach wody po goleniu niemodnej od przynajmniej dwudziestu lat.

      Drzwi windy się otworzyły. Hurless powiedział coś jeszcze do Daltona, po czym wszedł do środka, nie spuszczając oczu z Portera, dopóki drzwi nie zamknęły się z donośnym skrzypieniem.

      Dalton wrócił do mieszkania, za nim wszedł Nash.

      – Naprawdę nie rozumiem, co ci strzeliło do głowy, Sam. Ja pierdolę, co za burdel.

      – Przecież nie ukrywał dowodów ani nic takiego – zauważył Nash.

      Dalton zrobił się czerwony jak burak.

      – Zamknij pysk. Szczerze wątpię, że się nie zorientowałeś, co się dzieje pod twoim nosem.

      – On nie miał o tym pojęcia – powiedział Porter. – To wszystko moja sprawka.

      Dalton obrócił się gwałtownie


Скачать книгу