Piąta ofiara. J.D. Barker
to ściema. Powinni mówić, ile faktycznie trwa taka naprawa.
– Mogło być gorzej. Przynajmniej nie uzależniłeś się od HGTV i nie próbujesz w wolnym czasie dorabiać sobie renowacją i sprzedażą domów.
– Racja. Chociaż oni się z tym uwijają w dwadzieścia dwie minuty, a zwrot z inwestycji mają dużo większy – odparł Nash. – Jakbym tak opchnął z jeden dom czy dwa, to mógłbym komuś zapłacić za naprawę auta. Oho, tam jest Clair…
Przeszli pod żółtą taśmą policyjną i skierowali się na brzeg zalewu. Clair stała obok jednego z ogrzewaczy, do ucha przyciskała telefon. Kiedy ich zauważyła, skinęła głową w stronę wody, zakryła mikrofon i powiedziała:
– Wydaje nam się, że to Ella Reynolds. – Po czym wróciła do rozmowy.
Portera zakłuło w sercu.
Ella Reynolds była piętnastolatką, która trzy tygodnie wcześniej zaginęła po lekcjach w pobliżu Logan Square. Ostatni raz widziano ją, kiedy wysiadała z autobusu dwie przecznice od domu. Rodzice natychmiast zgłosili zaginięcie, w ciągu godziny uruchomiono system alarmowy. Niewiele to jednak dało. Nikt nie przekazał żadnych użytecznych informacji.
Nash ruszył nad brzeg zbiornika, Porter poszedł w jego ślady.
Zalew był zamarznięty.
Cztery pomarańczowe pachołki stały na lodzie kawałek od brzegu, a między nimi przeciągnięto żółtą taśmę, tworząc prostokąt. Śnieg został odgarnięty.
Porter ostrożnie postawił stopę na lodzie, nasłuchując charakterystycznego trzasku. Choć taflę pokrywały liczne ślady butów, zawsze się stresował, kiedy to on miał wkroczyć na zamarzniętą powierzchnię.
Postąpił kilka kroków do przodu i zauważył dziewczynę. Lód był przeźroczysty jak szkło.
Patrzyła z dołu oczami pozbawionymi wyrazu.
Miała przeraźliwie bladą skórę, zabarwioną na niebiesko z wyjątkiem okolic oczu. Tutaj jej skóra była ciemnofioletowa. Wargi miała rozchylone, jakby chciała coś powiedzieć, jakieś słowa, które nigdy już nie wybrzmią.
Porter przyklęknął, żeby dokładniej się jej przyjrzeć.
Miała na sobie czerwoną kurtkę, czarne dżinsy, białą wełnianą czapkę i rękawiczki do kompletu, a także różowe buty sportowe. Ramiona zwisały jej luźno po bokach, nogi skulone pod ciałem znikały w ciemnej toni. W wodzie zwłoki zwykle puchną, ale niska temperatura konserwuje. Porter wolał spuchnięte. Zauważył, że kiedy wyglądały na mniej ludzkie, łatwiej mu było przyswoić sobie ten widok – podchodził do sprawy mniej emocjonalnie.
Dziewczyna wyglądała jak niemowlę, opuszczone i bezbronne, śpiące pod szklanym kocem.
Nash stał za nim i lustrował wzrokiem drzewa na drugim brzegu.
– W tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym trzecim urządzili tu wystawę światową. Po tamtej stronie zalewu był ogród japoński, zajmował cały ten obszar, gdzie teraz jest lasek. Ojciec przyprowadzał mnie tutaj jako dzieciaka. Mówił, że spieprzyło się dopiero w czasie drugiej wojny światowej. Czytałem gdzieś chyba, że udało się zebrać fundusze, żeby na wiosnę go przywrócić. Widzisz te oznakowane drzewa? Do wycięcia.
Porter podążył za wzrokiem partnera. Zalew rozgałęział się na dwie części, wschodnią i zachodnią, opływające niewielką wysepkę. Wiele z porastających ją drzew obwiązano różowymi wstążkami. Na drugim brzegu stało kilka ławek pokrytych cienką warstewką szronu.
– Jak myślisz, kiedy ten zbiornik zamarza?
Nash zastanowił się chwilę.
– Pod koniec grudnia, może na początku stycznia. A czemu?
– Jeśli to Ella Reynolds, to jak dostała się pod lód? Zniknęła trzy tygodnie temu. Zalew powinien być już wtedy całkowicie zamarznięty.
Nash znalazł w telefonie zdjęcie Elli Reynolds i pokazał Porterowi.
– Wygląda jak ona, ale może to tylko zbieg okoliczności, jakaś inna dziewczyna, która się utopiła, kiedy powierzchnia nie była jeszcze skuta lodem.
– Może, ale jest do niej bardzo podobna.
Pojawiła się przy nich Clair. Pochuchała w dłonie i roztarła je mocno.
– Rozmawiałam z Sophie Rodriguez z wydziału zaginionych dzieci. Wysłałam jej zdjęcie i upiera się, że to Ella Reynolds, ale ubranie się nie zgadza. Kiedy Ella zniknęła, miała na sobie czarną kurtkę. Troje świadków zeznało, że widziało ją w autobusie w czarnej kurtce. Zadzwoniła nawet do matki dziewczyny, ale kobieta twierdzi, że jej córka nie ma czerwonej kurtki ani białej czapki i rękawiczek.
– Czyli albo to zupełnie inna dziewczyna, albo ktoś ją przebrał – stwierdził Porter. – Jesteśmy ponad dwadzieścia kilometrów od miejsca, w którym Ella zniknęła.
Clair przygryzła wargę.
– Będzie potrzebna identyfikacja zwłok.
– Kto ją znalazł?
Clair wskazała na radiowóz stojący na obrzeżach odgrodzonego terenu.
– Jakiś chłopak z ojcem, dzieciak ma dwanaście lat. – Zerknęła na notatki w telefonie. – Scott Watts. Przyszli sprawdzić, czy lód na zalewie jest wystarczająco mocny, żeby potrenować jazdę na łyżwach. Ojciec ma na imię Brian. Podobno chłopak odgarnął śnieg i zauważył kawałek ręki. Facet kazał synowi się cofnąć, odśnieżył trochę większy kawałek, przekonał się, że to osoba, i zadzwonił pod numer alarmowy. To było jakąś godzinę temu, zgłoszenie przyjęto o dziewiętnastej dwadzieścia dziewięć. Upchnęłam ich w radiowozie, w razie gdybyście chcieli z nimi porozmawiać.
Porter poskrobał lód paznokciem palca wskazującego i rozejrzał się dookoła. Po lewej stało dwoje techników kryminalistycznych i podejrzliwie przyglądało się ich trójce.
– Kto odgarnął ten śnieg? – zapytał.
Młodsza z tej dwójki, na oko trzydziestoletnia blondynka z krótkimi włosami, w okularach i grubej różowej kurtce, podniosła rękę.
– Ja, proszę pana.
Jej kolega przestąpił niepewnie z nogi na nogę. Wyglądał na starszego od niej o jakieś pięć lat.
– Ja nadzorowałem. A o co chodzi?
– Nash? Możesz mi to podać? – Porter wskazał na pędzel z długim, białym włosiem, który wystawał z jednego z przyborników kryminalistycznych.
Gestem dłoni poprosił techników, żeby podeszli bliżej.
– Spokojnie, zwykle nie gryzę.
W listopadzie Porter wrócił przed czasem ze zwolnienia, na które wysłano go po tym, jak jego żona zginęła podczas napadu na miejscowy sklep spożywczy. Chciał pracować, głównie po to, żeby mieć jakieś zajęcie, nie myśleć o tym, co się stało.
Zdecydowanie najgorsze były dni bezpośrednio po jej śmierci, kiedy zamknął się sam w mieszkaniu. Wszystko przypominało mu o żonie.
Jej twarz patrzyła na niego z fotografii ustawionych na niemal każdej półce. W powietrzu unosił się jej zapach – przez pierwszy tydzień nie mógł zasnąć, jeśli nie rozłożył na łóżku jej ubrań. Siedział w domu i obsesyjnie myślał o tym, co zrobiłby facetowi, który ją zabił. Nie chciał, żeby takie myśli wypełniały mu głowę.
W końcu z mieszkania wyciągnął go Zabójca Czwartej Małpy, zwany 4MK.
To również 4MK dokonał zemsty