Piąta ofiara. J.D. Barker
antykami.
Mężczyzna, który wcześniej rozmawiał z Nashem, wyciągnął rękę do Portera.
– Doktor Randal Davies, to moja żona Grace. Bardzo dziękuję, że pofatygował się pan o tej porze.
Mężczyzna wskazał fotel obok kanapy. Porter odmówił.
– To był długi dzień. Lepiej postoję.
– W takim razie może kawy?
– Chętnie. Czarną poproszę.
Doktor Davies przeprosił na chwilę i zniknął w korytarzu.
Porter zerknął na Rodriguez, która wróciła na swoje miejsce na kanapie.
– Pani Davies zadzwoniła do nas po północy, bo jej córka nie wróciła do domu – powiedziała.
Grace Davies uniosła czerwone, zapuchnięte oczy.
– Lili pracuje w centrum, w galerii sztuki. W czwartki idzie tam prosto po szkole, a po zamknięciu, o jedenastej, zamawia Ubera do domu. Zawsze wraca najpóźniej o wpół do dwunastej. Jeśli z jakiegoś powodu ma się spóźnić, wysyła mi esemesa. Wie, że się o nią martwimy, więc zawsze pisze. Jest odpowiedzialną dziewczyną, to jej pierwsza praca, wie, że się martwimy… – Osuszyła oczy chusteczką. – Do jedenastej czterdzieści pięć się nie odezwała, więc zadzwoniłam, ale od razu włączyła się poczta. Potem zadzwoniłam do galerii, rozmawiałam z jej przełożoną, panią Edwins. Powiedziała, że Lili nie pojawiła się w pracy. Próbowała się z nią skontaktować, ale za każdym razem to samo: poczta głosowa. Ani jednego sygnału, od razu poczta. To znaczy, że telefon jest wyłączony, a to bardzo nie w jej stylu. Nigdy nie wyłącza komórki. Wie, że się o nią martwię. Potem zadzwoniłam do Gabby, jej najlepszej przyjaciółki…
– Jak Gabby ma na nazwisko? – wtrącił się Porter.
– Deegan. Gabrielle Deegan. Podałam już namiary pańskiej partnerce. – Mówiąc to, zerknęła na Rodriguez. Porter jej nie poprawił.
Pani Davies kontynuowała relację:
– Gabby powiedziała, że w ogóle jej dziś nie widziała. Nie przyszła do szkoły, nie odpisywała na wiadomości. To zupełnie nie w stylu Lili, proszę zrozumieć. To wzorowa uczennica, ma świetne stopnie. Nie opuściła ani jednego dnia szkoły od czwartej klasy, kiedy chorowała na ospę. – Pani Davies przez chwilę w milczeniu przyglądała się twarzy Portera. – To pan jest tym detektywem, który… Boże, sądzi pan, że to Zabójca Czwartej Małpy porwał naszą córkę? Dlatego pan tu przyjechał? – Szeroko otworzyła oczy i zalała się łzami.
– To nie on – zapewnił Porter, choć sam wcale nie był tego taki pewny. – Na tym etapie nie mamy powodów sądzić, że ktokolwiek porwał pani córkę.
– Nie zniknęłaby tak po prostu.
Porter spróbował zmienić temat.
– Do której szkoły chodzi?
– Wilcox Academy.
Doktor Davies wrócił z kubkiem parującej kawy, który wręczył Porterowi, po czym znowu stanął obok żony.
– Wiem, co pan sobie myśli, ale jak już powiedzieliśmy pańskim partnerom, Lili nie ma chłopaka. Nie zerwałaby się ze szkoły, a już na pewno nie opuściłaby zmiany w galerii, kocha tę pracę. Coś jest nie tak. Ma włączoną opcję znajdowania telefonu, ale z naszego konta nic nie widzimy. Dzwoniłem do Apple, powiedzieli, że telefon nie jest podłączony do sieci. Córka nie wyłączyłaby telefonu.
Nash odkaszlnął.
– Czy mogłaby pani powtórzyć detektywowi Porterowi, w co Lili była dziś ubrana, kiedy widziano ją ostatni raz?
Pani Davies skinęła głową.
– Miała na sobie swoją ulubioną czerwoną parkę, białą czapkę, rękawiczki do kompletu i ciemne dżinsy. Zimą Lili wolała przebierać się w mundurek dopiero w szkole. Dziś rano przed wyjściem zajrzała do kuchni i się ze mną pożegnała. To jej ukochana kurtka. Kupiła ją w Barneys za pierwszą wypłatę. Była z niej bardzo dumna.
Rodriguez zacisnęła usta.
Porter nic nie powiedział.
4
– Jak to w ogóle możliwe?
– Możemy im pokazać zdjęcie kurtki, żeby się upewnić – zaproponował Nash.
Porter pokręcił głową.
– Nie możemy im pokazać zdjęcia martwej dziewczyny.
Stali w trójkę przed domem Daviesów, a między nimi w mroźnym powietrzu unosiły się kłęby pary wydobywającej się z ich ust.
– Nie ma mowy, żeby ktoś zdążył uprowadzić Lili Davies, ubrać w jej ciuchy Ellę Reynolds i pogrzebać ją pod lodem na zalewie. Niemożliwe. Zbyt mało czasu. – Porter przestąpił z nogi na nogę. Temperatura musiała spaść grubo poniżej zera. – Musiałby to zrobić w ciągu dnia, w godzinach otwarcia parku. Ktoś na pewno by go zauważył.
Nash zastanowił się chwilę.
– Przy tej pogodzie w parku są pustki. Jedyne ryzyko to gdyby ktoś zobaczył sprawcę, jak przenosił ciało z samochodu nad wodę. O ile nikt nie podszedł zbyt blisko, o tyle właściwie nic nie powinno zwrócić niczyjej uwagi. Wyglądał pewnie jak zwykły facet, może wędkarz czy coś. Jeśli rozstawił wędkę, to założę się, że mógłby tam przesiedzieć cały dzień i nikt nawet nie zwróciłby na niego uwagi.
– Abstrahując od kwestii logistycznych – powiedziała Rodriguez – to po co to wszystko?
Porter i Nash wymienili spojrzenia. Obaj dobrze wiedzieli, że seryjni zabójcy rzadko działali w określonym celu, a przynajmniej takim, który miałby sens dla kogokolwiek poza nimi. Choć na razie mieli tylko jedną ofiarę, to jeśli okaże się powiązana z drugą zaginioną, mogą mieć do czynienia z seryjnym.
– Czy Ella Reynolds i Lili Davies się znały? – Porter zapytał Rodriguez.
Ta pokręciła głową.
– Rodzice Lili tylko kojarzyli jej nazwisko z telewizji.
– Powinniśmy pogadać z Gabby, przyjaciółką Lili – zauważył Porter. – O której dziewczyna wyszła do szkoły?
Rodriguez zerknęła do notatek.
– Kwadrans po siódmej.
Nash zamknął oczy i dokonał obliczeń.
– To nam daje tylko dwanaście godzin od chwili zniknięcia Lili do momentu, kiedy Ellę znaleziono w zamarzniętym zalewie.
– Ale z ciebie matematyk – rzucił Porter z przekąsem.
– Jeśli to tylko jeden facet, to jest szybki. Sprawny – stwierdził Nash.
Porter zwrócił się ponownie do Rodriguez.
– Sophie, tak?
Skinęła głową.
– Wróć do środka i przeszukaj pokój dziewczyny. Zwracaj uwagę na wszystko, co wygląda nietypowo. Zdobądź komputer, sprawdź mejle, zapisane pliki. Poszukaj pamiętnika, zdjęć… Jeśli cokolwiek znajdziesz, dzwoń do mnie. Dopytaj o jej drogę do szkoły. Chodzi pieszo czy jeździ? Sama czy ze znajomymi? Jasne?
Rodriguez przygryzła wargę.
– Co z Lili?
Porter nie był jeszcze gotowy na to pytanie. Odwrócił się do Nasha.
– Chodź,