Etnokryminał. Michał Kuźmiński

Etnokryminał - Michał Kuźmiński


Скачать книгу
Ostry snop światła wydobywa z tła regał z książkami. Podpis: Szeherezada. Drugie zdjęcie przedstawiało tę samą sytuację, ale z dalszego planu. Regał na książki, lampa na statywie, kobieta z profilu. Naprzeciwko niej po turecku siedzi fotograf, przykładając do oka aparat. Też jest nagi. I było coś takiego w tym, jak siedzieli, w jej przekrzywieniu głowy, w linii jego pleców, że podpis Intymność wydawał się zbyteczny.

      – Przecież to ty! – Bastian wytrzeszczył oczy. – Serio dałaś sobie zrobić rozbierane foty?

      – Jakie tam rozbierane. – Spuściła wzrok. – Przecież tu nic nie widać...

      – Tu jest napisane, że te zdjęcia można kupić. – Bastian wyciągnął z kieszeni ulotkę i zaczął ją czytać. – Muszę to mieć na ścianie!

      – Ani mi się waż – warknęła. – Przepraszam, muszę lecieć.

      I uciekła. Patrzył, jak podchodzi do faceta wyrastającego głową ponad tłumek, jak jego dłoń ląduje na jej ramieniu, wędruje przez plecy, biodro i zatrzymuje się na jej pośladku. Poczuł się jeszcze bardziej zirytowany. A najbardziej zirytował go fakt, że tak go to zirytowało. Ciekawe, kto komu daje większy wycisk, pomyślał. Było widać, że Anka schudła. A facet miał podbite oko pod nierówno rozprowadzonym podkładem.

      – Bastian, rany, a co ty tutaj robisz? – Z zamyślenia wyrwał go głos Wiolki z „Flesza”.

      – O to samo mógłbym zapytać ciebie. – Przywołał na usta nonszalancki uśmiech. – Odkąd „Flesz” interesują takie imprezy?

      – Założyliśmy z Fryderykiem mały serwis o wydarzeniach w Krakowie. Mamy dość tabloidowej ściemy.

      – Załóżcie bloga – poradził demonstracyjnie współczującym tonem. – Czasami można na tym wypłynąć.

      – My to jesteśmy z ciebie tacy dumni... – Zrobiła maślane oczy. – To musi być fantastyczne!

      Przemknęło mu przez głowę, że jeśli zacznie kolejnej osobie opowiadać, jak cudownie mu się pracuje w „Horyzoncie”, to obleje się benzyną i podpali.

      – I tak sobie pomyślałam – nawinęła kosmyk włosów na palec – że jakbyście potrzebowali kogoś na staż albo do jakichś drobnych rzeczy, to mógłbyś mnie polecić...

      – Tam nawet do obsługi ksero trzeba mieć dorobek – powiedział. Ściąganie Wiolki do „Horyzontu” byłoby ostatnią rzeczą, której by chciał. – Ale zobaczę...

      – Dzięki! – Położyła mu dłoń na mankiecie koszuli.

      Uśmiechnął się, kierując kąciki ust w dół.

      – Strasznie tu nudno. Może się gdzieś zwiniemy?

      – Jasne! – Oczy jej się zaświeciły. – Tylko jeszcze dorwę gościa, co robi te foty, żeby mi się wypowiedział do tekstu. Ty wiesz, który to? Jak wygląda?

      – Gerard Keler – prychnął Bastian. – Śliczny jak zimowy poranek na froncie wschodnim. Jak młody esesman na przepustce w rodzinnej alpejskiej wiosce. Chwilowo zamienił szpicrutę i oficerki na Lederhosen i kapelusik z piórkiem, tylko tatuaż z kościotrupem prześwituje mu przez białą koszulę. Tam, pod ścianą, facet z pociętą twarzą.

      Zniknęła na chwilę. Dopił wino, zjadł orzeszki i dokończył oglądać zdjęcia. Kusiło go, żeby sprawdzić na komórce, jak redaktor zmaltretował mu tekst. Ale był twardy, wytrzymał. Kiedy wychodzili, Wiolka śmiała się, łapiąc go za ramię, kiedy traciła równowagę na schodach. Podtrzymał ją i też się roześmiał.

      – To co teraz? – zapytała, gdy wyszli na ulicę.

      – Idziemy w jakieś miłe miejsce. – Sięgnął do tylnej kieszeni dżinsów po papierosy.

      – Do mnie czy do ciebie? – zamruczała.

      Mógłby ją przelecieć. Może byłoby to nawet zabawne. Coś między triumfem a dominacją. Ale przyłapał się na myśli, że nie ma ochoty. I że najwyższa pora, by zaczął się szanować.

      – Do Prozaka. – Wypuścił dym kącikiem ust. Obserwował, jak rzednie jej mina.

      – Babcia z Murzynem sprzedała się dwa razy, Maciek i jego wielki bęben raz, ale konkurs wygrywa Anka bez majtek. Poszły trzy kopie – podsumował barman.

      W knajpie było już pusto. Chłopak z dredami zwijał skręta, a Gerard bezradnie szarpał się z krawatem. W krawacie i białej koszuli opiętej na szerokich plecach wyglądał, jakby się za kogoś przebrał.

      – Jak to? – Anka poczuła, jak się rumieni. – Ktoś kupił moje zdjęcie? Kto?

      – Jedno jakiś lanser z Warszawy, drugie facet z UJ. A trzecie to nie pamiętam.

      – Jaki facet z UJ? – Zrobiło się jej gorąco. – Skąd wiesz, że był z UJ?

      – Miał ze sto lat i znaczek uniwersytetu w klapie marynarki.

      Kto to mógł być? Ktoś z Zarządzania? Wsunęła palce we włosy. Co ona sobie myślała, kiedy godziła się, żeby Gerard wystawił jej zdjęcia? I jakim cudem pozwoliła sfotografować się nago? To był błąd, od samego początku. Zachciało się jej faceta młodszego o dziesięć lat, więc ma za swoje. W głowie zaczął jej się przesuwać film, co będzie, gdy na uczelni odkryją, że daje robić sobie rozbierane fotki swojemu studentowi. Studentowi, z którym sypia. Do tego bohaterowi kryminalno-obyczajowego skandalu z BDSM w roli głównej.

      – Hej, mała, ty się czymś stresujesz? – Gerard uniósł Ance podbródek, żeby popatrzeć jej w oczy. – A mnie wcale nie dziwi, że komuś spodobało się to zdjęcie.

      – Nie, młody, niczym się nie stresuję. – Wyrwała mu się.

      – Ona się boi, że zrujnujesz jej karierę naukową. – Chłopak z dredami zaśmiał się, zapalając skręta.

      Zagryzła wargi i pomyślała, że nikt tak nie psuje zabawy w towarzystwie jak ktoś, kto zawsze mówi, co myśli. I do tego ma rację.

      – Prezent z okazji pierwszej wystawy. – Maciek podał Gerardowi pakunek zawinięty w gazetę. – Możecie się od razu przebrać.

      To były dwa podkoszulki. Mniejszy, biały, z napisem „Piękna” i czarny, większy, z napisem „Bestia”. Anka założyła podkoszulek na sukienkę. Gerard patrzył na swój z wahaniem.

      – Co jest, stary? – zapytał chłopak. – Wstydzisz się? My musieliśmy dla ciebie rozebrać się do naga, a ty nawet klaty nie chcesz pokazać?

      Gerard rzucił mu dziwne spojrzenie i zaczął rozpinać koszulę.

      – Aua – mruknął Maciek, widząc jego posiniaczone żebra. – Co ci się stało?

      – Mały wypadek na motorze.

      – Szukaliśmy takiego z napisem „Sadysta”, ale nie było. – Barman rozlał im do kieliszków resztę wina.

      Gerard się roześmiał, ale Anka zauważyła, że drgnęła mu brew i bezwiednie przesunął palec po bliźnie na twarzy. Nabrał takiego odruchu, kiedy był zdenerwowany. Pomyślała, że musi z nimi porozmawiać, żeby darowali sobie takie dowcipy. Szczególnie teraz, kiedy Gerard dopiero zaczął wychodzić na prostą po depresyjnym epizodzie, którym przypłacił proces mordercy Miśki Smolorz.

      – Ciekawe obrażenia jak na wypadek na motorze – zauważył półgłosem Maciek i otaksował Gerarda wzrokiem lekarza, przysiadając się do niego na kanapie.

      – Ani słowa Ance. Będzie się wściekać.

      – Będzie się na ciebie wściekać dlatego, że ktoś cię skopał? – zdziwił się chłopak.


Скачать книгу