Tron prawdy. Duet. Tom 2. Pepper Winters
się nie wybieram. – Moje ciało stało się zupełnie poddańcze. – Pora, żebym zaczęła słuchać tego, co masz mi do zaproponowania, zamiast niszczyć to, co moglibyśmy wspólnie zbudować.
Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa.
Miałam ochotę wymiotować kłamstwami.
Pragnęłam je z siebie zmyć.
Chciałam je wybielić.
Greg powoli się relaksował. Cofnął się i dał mi przestrzeń, żebym wstała.
Po raz ostatni zerknęłam na okno. Bliżej drzwi pojawił się delikatny cień. O Pennie mogłam powiedzieć wiele rzeczy, wiedziałam jednak, że mi pomoże. Tamtej nocy przyjechał po mnie swoim samochodem. Na początku walczył dla mnie w klubie. Uwolni mnie, a potem grzecznie mu za to podziękuję i odejdę.
Jedyne, co musiałam zrobić, to skupić na sobie uwagę Grega, tak by zasadzka się udała i nie doszło do walki.
Nie potrzebowałam w życiu kolejnych komplikacji, nie chciałam zamieniać tego uprowadzenia w bój na śmierć i życie. Z Gregiem powinien się rozprawić wymiar sprawiedliwości, a nie ktoś, kto sam postanowił tę sprawiedliwość wymierzyć. Wyprostowałam się, poprawiłam koszulkę, żeby znowu wszystko zasłaniała, i odwróciłam się do Grega. Jedyny problem polegał na tym, że doskonale widział drzwi, przez które prawdopodobnie chciał wejść Penn.
Muszę to zmienić.
Położyłam dłoń na jego piersi i zaśmiałam się, by odwrócić uwagę od moich drżących palców.
– Wiesz… zgadzam się z czymś jeszcze, co powiedziałeś wcześniej.
Otworzył szerzej oczy, a potem je zmrużył i popatrzył na mnie podejrzliwie.
– Zgadzasz się ze mną? To nowość.
Pokiwałam głową, oblizałam usta i zrobiłam krok w lewą stronę, z całych sił próbując zignorować odgłos ciągnącego się za mną po podłodze łańcucha.
– Belle Elle mogłaby być nasza.
Kolejny krok odwracający jego uwagę od drzwi.
– Ty i ja.
Odwrócił się razem ze mną, próbując zrozumieć, co robię.
– Co masz na myśli?
– Mam na myśli to, że jeśli będziesz pracował ciężej, gdy Belle Elle będzie twoja, to może jest to jakieś rozwiązanie.
Prychnął zimno.
– A dlaczego miałbym uwierzyć w tę nagłą zmianę zdania?
Kolejny krok, już prawie był odwrócony od drzwi. Obracał się z każdym moim krokiem.
– Czy ja nie mogę zmienić zdania?
– Możesz, ale to dziwne, że zmieniasz je akurat teraz. – Pogładził mnie po policzku i przejechał kciukiem po siniaku. – To dziwne, że zgadzasz się na współpracę tuż przed pokazaniem ci, jak dobrze nam razem.
Przełknęłam gulę w gardle i zaczęłam gładzić go po piersi, po czym zrobiłam koło wokół rozpiętej sprzączki od paska.
– Bo mnie przestraszyłeś. Ale jeśli będziesz dla mnie miły, tak jak obiecałeś, to ja też będę taka dla ciebie.
Aluzja seksualna parzyła mnie w język, ale w oczach Grega pojawił się błysk.
– Ach tak? Jak bardzo miły?
Kolejny krok i już stał tyłem do wyjścia. Ponad jego ramieniem ukryłam zwycięski uśmiech. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, zobaczyłam słup ciepłego światła.
Penn spojrzał mi głęboko w oczy.
Odwróciłam wzrok, żeby nie wypaść z roli i nie zwrócić uwagi Grega szalonym biciem serca.
Penn był zakrwawiony i wyglądał na zmęczonego. Ubrudzony rdzą i zraniony w ramię, nadal miał na sobie białą koszulę i szare spodnie z gali charytatywnej. W jego cichych ruchach zobaczyłam sztywność, której wcześniej nie widziałam.
Co mu się, u diabła, stało?
Nieważne.
No, dalej.
Odwracaj uwagę Grega.
Przysunęłam się do wroga i pociągnęłam go za pasek, który zaczęłam już wyjmować ze szlufek.
– Mogę być wyjątkowo miła. – Zatrzepotałam rzęsami. – W ciągu ostatnich miesięcy bardzo dojrzałam. Wiem, jak zaspokoić mężczyznę.
Penn podszedł bliżej. Nie odważyłam się spojrzeć w górę. Nie mogłam zobaczyć, jak bardzo był wkurzony, że flirtowałam z Gregiem, on zaś nie mógł dostrzec, jak bardzo byłam zła o jego kłamstwa. Byliśmy na siebie wściekli.
I dobrze, bo wściekłość jest lepsza niż pożądanie.
– Tak? – Greg położył dłoń na moim ramieniu i przycisnął je tak samo jak Penn, który chciał mi dać nauczkę i kazał mi ssać siebie w moim gabinecie.
Nie mogłam uklęknąć. Musiałam obserwować Penna za plecami Grega, tak by móc uciec we właściwym czasie.
Zachichotałam – ja nigdy nie chichoczę! – po czym wzniosłam mój flirt na nieznośny poziom.
– Może najpierw ustalimy warunki, a potem będę dla ciebie miła?
– Przecież znasz już warunki. – Złapał mnie za rękę i zaczął obracać pierścionek zaręczynowy na moim palcu. – To oznacza, że jesteś moja. Wszystko, co masz, jest moje. Taka jest umowa, Elle.
– A moje ciało? Czy ono również jest twoje?
Spojrzał na moje piersi, w jego oczach pojawił się głodny blask.
– O tak, kurwa.
Odczuwałam mdłości, gdy gładziłam go po piersi, unikając stwardnienia w jego bokserkach.
– A twoje ciało? Czy w zamian jest moje?
Oblizał usta.
– Jeśli tego chcesz.
Odważyłam się zerknąć ponad jego ramieniem i zobaczyłam, że Penn powoli odsunął się od drzwi i zaczął iść przez salon. Ponownie spojrzał mi w oczy – jego wzrok był pełen żądzy mordu. Zacisnął pięści; nie miał innej broni niż nienawiść.
Wyglądał naprawdę wspaniale.
I przerażająco.
Zadrżałam z mieszaniny frustracji i wdzięczności. Cały czas coś do niego czułam.
Mogłabym być z nim szczęśliwa. Ale prawda obróciła to wszystko wniwecz.
Cieszyłam się, że tutaj był, odczuwałam wdzięczność, ale potem… Już nigdy nie będę chciała go oglądać.
Ponownie spojrzałam na Grega i zaczęłam liczyć sekundy do czasu, kiedy będę mogła przerwać to przedstawienie i Penn go obezwładni.
Położyłam dłoń na sercu Grega. Łańcuch na moim nadgarstku zabrzęczał, dotknął jego erekcji niczym mordercza biżuteria.
– Tak, chcę go.
Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
– W takim razie bądź posłuszną dziewczynką i idź do sypialni. Zrobię ci dobrze, jeśli ty zrobisz dobrze mnie. Elle, od zawsze tylko tego chciałem.
Ponownie zachichotałam, chociaż miałam ochotę go udusić.
– Okej…
Penn zakradał się w naszą stronę, patrzył to na mnie w ramionach Grega, to na swoje stopy na podłodze, próbując stawiać je tak, by deski nie skrzypiały.
– Chodźmy.