Tron prawdy. Duet. Tom 2. Pepper Winters
trudu trafił Grega w szczękę. Biła od niego wściekłość.
Jego doświadczenie w walce było przerażające. Jego przeszłość mogła być idealnym kursem przygotowującym do takich bójek. Natychmiast przypomniałam sobie, że nic o nim nie wiem. Nie miałam również pojęcia o tym, jak bardzo łamał prawo.
Przestał myśleć. Skupił się wyłącznie na wygranej.
– Przestańcie! Obaj! – wrzasnęłam.
Ale średnio mi to wyszło.
Rzucili się do ataku, jakby od tego miało zależeć ich życie.
Na dźwięk ryku silnika na zewnątrz podniosłam głowę dokładnie w chwili, by zobaczyć, jak dobrze mi znany czarny range rover pędzi podjazdem, po czym gwałtownie się zatrzymuje. David wyskoczył na zewnątrz, nie wyłączywszy silnika, i pognał w stronę domu, po drodze wyjmując broń.
– Przestańcie! Natychmiast! – Podbiegłam do miejsca, w którym walczyli Penn i Greg. Któryś z nich wyciągnął nogę i kopnął mnie w zakutą w kajdany kostkę.
Upadłam na kolana i wydałam z siebie jęk pełen bólu.
Penn spojrzał na mnie, jednocześnie uderzając Grega w skroń.
– O kuźwa.
Greg przewrócił się na bok i stracił przytomność.
Chwilę później drzwi wejściowe się otworzyły i pojawił się w nich David z bronią.
– Nie ruszać się!
Podniosłam ręce, wściekła na łańcuchy.
– Davidzie, wszystko w porządku. Nic mi nie jest.
– Panno Charlston? – Zrobił krok do przodu, nie zdejmując palca ze spustu. Rozejrzał się wzrokiem byłego żołnierza. Natychmiast zrozumiał, do czego tutaj doszło.
Spojrzał na moją twarz, na podbite oko i ślady po łzach. Schował broń i podszedł do mnie.
– Kto ci to zrobił? – Obrócił się, gdy Penn odsunął się od nieprzytomnego Grega i stanął na chwiejnych nogach. Kiedy przeniósł ciężar ciała na prawą kostkę, skrzywił się.
David natychmiast wycelował w jego pierś.
Penn podniósł ręce. Wyglądał źle po walce.
David warknął:
– Od chwili, w której zobaczyłem cię po raz pierwszy, wiedziałem, że będą z tobą problemy.
Penn wypluł krew obok leżącego na brzuchu Grega.
– Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz. – Ruszył w moją stronę, złapał mnie za rękę i pociągnął. – Chodź, Elle. Zabiorę cię do domu.
Do domu?
Czy on oszalał?
Przecież musiał jechać do szpitala. Tak samo jak Greg. Trzeba będzie zawiadomić policję. Nie wspominając już o fakcie, że nie chciałam zostać z nim sam na sam.
– Nigdzie z tobą nie jadę. – Wyszarpnęłam rękę i spojrzałam na Grega. – Chyba powinniśmy wezwać karetkę.
Penn zaśmiał się zimno.
– Wątpię. I tak jest w lepszym stanie, niż by był, gdyby nie zjawił się twój pieprzony kierowca.
David podniósł wyżej broń.
– Mów tak dalej, a się pogniewamy. Puść pannę Charlston.
Penn złapał za łańcuch łączący moje nadgarstki.
– Nie, ona idzie ze mną.
Zaparłam się bosymi stopami.
– Nie. Już ci mówiłam. Nigdzie z tobą nie pójdę.
– Owszem, pójdziesz. Musimy o tym porozmawiać. – Przeczesał brudne włosy spuchniętą ręką i mnie puścił. – Powiedz mi, gdzie schował klucze, to cię uwolnię. A potem sobie stąd pójdziemy.
Pokręciłam głową. Nigdzie bym z nim nie poszła. Nie ufałam mu. Nie lubiłam go.
Nawet go nie znałam.
Ale odpowiedzi… były jedyną rzeczą, jaka miała sens w tej powalonej rzeczywistości.
Może i powinnam…
Może moglibyśmy zakończyć to jak dorośli.
David walczył w moim imieniu, dając mi czas na ocenę sytuacji.
– Niech żadne z was się nie rusza. – Podszedł do Grega, schylił się i przyłożył palce do jego szyi.
Greg się nie poruszył. Leżał z rozrzuconymi nogami i rękami, wszędzie było pełno krwi. Wyglądało to jak miejsce zbrodni.
– Ciesz się, że jeszcze żyje – mruknął David. – Inaczej zastrzeliłbym cię za to, że go zabiłeś.
Penn prychnął.
– I to twoim zdaniem jest sprawiedliwa ocena kogoś, kto ocalił prezeskę Belle Elle?
David wstał i gwałtownym ruchem schował broń.
– Ja bym ją uratował.
– Tak, ale ja byłem pierwszy. – Penn stał blisko, nie dotykał mnie, ale spojrzał na mnie w taki sposób, że poczułam w brzuchu skrzydła małych ptaszków, które dopiero co uczą się fruwać. Nigdy nie wyglądał tak groźnie i niebezpiecznie, lecz pod zakrwawioną skorupą ukrywały się namiętność i desperacja.
– Elle, proszę. Musimy porozmawiać.
Cofnęłam się.
– Może za kilka dni. Gdy już będę w domu i będę miała to wszystko za sobą.
– Nie mam kilku dni.
– Dlaczego nie? – spytałam ostro.
Pokręcił głową i uśmiechnął się smutno.
– Wkrótce się dowiesz.
Czy on odchodzi?
Dlaczego miałby tak mówić?
Wzruszył ramionami. Wyglądał na zrezygnowanego. Wkurzonego i zranionego niesprawiedliwością, która go spotkała, ale akceptującego to, co wiedział, a o czym ja nie miałam pojęcia.
On wie o wielu rzeczach, o których ty nie wiesz.
Musiał pomyśleć, że tamtego dnia w Central Parku byłam strasznie głupia, gdy spytałam go, gdzie był dziewiętnastego czerwca trzy lata wcześniej. Wiedziałby, że odmówiłam jemu i jego pieprzonemu koledze, ale kilka godzin później prawie poszłam na całość z Bezimiennym.
Czy to dlatego mnie śledził?
Bo myślał, że jestem łatwa?
Zadrżałam i objęłam się ramionami. Zależało mi na tym, żeby dowiedzieć się wszystkiego, ale najbardziej chciałam, aby już było po wszystkim. Po raz pierwszy zatęskniłam za prostotą mojego życia przed seksem. Tęskniłam za pewnym rozkładem dnia: praca, przytulanie się do kota i czytanie w łóżku.
W takiej nudzie tkwił komfort. Pragnęłam go odzyskać.
– Nie, Penn. Jadę do domu.
Uniósł brwi, tak jakby czekał na zaproszenie.
Wysunęłam brodę.
– Bez ciebie.
Potrzebowałam czasu na zdystansowanie się od tego strasznego wydarzenia z Gregiem i przypomnienie sobie, że to ja tutaj dowodziłam, a nie ci mężczyźni.
Ja.
– Chodźmy. – Spojrzałam na Davida. Penn się nie poruszył, stał z zaciśniętymi szczękami, tak jakby przeżuwał rzeczy, których nie chciał mi powiedzieć, ale wiedział,