Tron prawdy. Duet. Tom 2. Pepper Winters
podszedł bliżej. Podłoga skrzypnęła.
Greg nadął nozdrza i ruszył głową, by zerknąć przez ramię.
Zrobiłam więc jedyną rzecz, jaką mogłam uczynić.
Jedyną, jaka przyszła mi na myśl.
Wbiłam paznokcie w jego policzki, siłą przechyliłam jego głowę w moją stronę i go pocałowałam.
Cały świat się zatrzymał, gdy moje wargi dobrowolnie znalazły jego usta i zaczęły go uwodzić.
Smakował źle.
Czułam się źle.
On był zły.
Jego ciało zesztywniało.
Przez ułamek sekundy bałam się, że mnie uderzy, odepchnie i zobaczy Penna, stojącego zaledwie kilkadziesiąt centymetrów za nim. Ale Greg się rozluźnił, przysunął mnie do siebie i włożył język do moich ust. Zaczęłam mieć odruch wymiotny, gdy pocałował mnie głęboko, wplątując palce w moje włosy. Czułam odrazę do mokrego ciepła tego pocałunku. Gardziłam każdym ruchem jego niechcianego języka.
Próbowałam pozostać w roli i z całych sił powstrzymywałam się przed ugryzieniem go. Nie mogłam jednak nic poradzić na jęk obrzydzenia i drżenie mojego ciała, które pragnęło odrzucić Grega.
Mruknął i przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Pocałunek stał się brutalny, dziki. Greg zaczął podgryzać moje wargi, jego zęby były ostre.
A potem wszystko się skończyło.
Usłyszałam hałas i Greg został wyrwany z moich ramion i szarpnięty do tyłu. Instynktownie złapał łańcuch łączący moje nadgarstki i pociągnął mnie ze sobą.
Gdy razem upadliśmy na drewnianą podłogę, rozległ się głośny huk.
Wylądowałam częściowo na nim, a częściowo na deskach. Nie miałam czasu zwrócić uwagi na ból, bo jakieś bezwzględne dłonie złapały mnie w pasie, oderwały od Grega i rzuciły na bok, żebym nie przeszkadzała.
Przeturlałam się i uklękłam w samą porę, by zobaczyć, jak Penn rzuca się na Grega, przyciska go do podłogi i zaczyna bić.
– Ty jebany skurwielu!
– Co do cho… – Greg próbował chronić twarz, ale Pennowi udało się wziąć go z zaskoczenia.
– Jak śmiesz ją brać? – Penn uderzył Grega w szczękę. – Jak śmiesz, kurwa, jej dotykać? – Bił go w skroń, gardło… Jego ciosy były chaotyczne, ale błyskawiczne. – Jak śmiesz ją krzywdzić! – Był tak rozwścieczony, że walił, gdzie popadło.
Greg jęczał z bólu.
Penn nie przestawał.
Cały czas go bił.
Zabije go.
– Przestań! – Wstałam. – Przestań!
Nie słuchał mnie.
Nos Grega przypominał krwawą plamę. On sam jęczał coś niezrozumiałego.
Penn się podniósł, górował nad nim. Oddychał ciężko, jego ubranie było pokryte plamami, ciało miał posiniaczone.
– Jesteś dupkiem. – Kopnął Grega w bok. – Szaleńcem, którego powinno się zniszczyć, tak samo jak wszystkich innych szaleńców, którzy myślą, że mogą sobie brać to, co chcą.
Nawet w takiej sytuacji nie mogłam powstrzymać mojego wewnętrznego głosu, który szepnął: „Ty hipokryto”.
Penn był jednym z tych szaleńców. Próbował zgwałcić mnie w tej uliczce. Ukradł mój naszyjnik.
Cofnęłam się i złapałam za brzuch, bo zrobiło mi się niedobrze.
Splatały się we mnie przeciwstawne emocje. Stworzyły węzeł, próbując zamącić mi w głowie. Lubiłam Penna. Nienawidziłam go. Chciałam go. Nie mogłam mu wybaczyć.
Otrzeźwił mnie widok jego nagiej stopy wbijającej się w miękki brzuch Grega. Obrzydliwy łomot spowodował, że moje nerwy się napięły.
Nie mogłam nic zrobić.
Penn stał się bezwzględną maszyną, niemożliwą do powstrzymania. Nie był już gburowatym kłamcą, który mnie oczarował – teraz przypominał zimnego, wyrachowanego i bezlitosnego zabójcę.
Greg jęknął i zwinął się w kłębek, próbując chronić jak najwięcej swojego ciała.
– Przestań! Przestań, kurwa!
Nagle na mojej twarzy pojawiły się gorące łzy, płonące ze zdrady i wyczerpania. Polały się, przez co wszystko wokół zrobiło się niewyraźne, łaskotały moje policzki, gdy Greg wypluwał krwawą ślinę na podłogę.
Penn się nie odsunął, ale i nie zaatakował. Miał zakrwawione dłonie. Przyjął obronną i zaborczą pozycję. Dało się zauważyć, że jego jedyną intencją była wygrana.
Już wcześniej się bił. Zanim zranił Grega, ktoś zranił jego. Dlaczego? Jak? Kto to zrobił? Kolejne pytania lądowały w krainie braku odpowiedzi.
W ciągu ostatnich kilku tygodni widziałam Penna w najróżniejszych nastrojach – był sarkastyczny, chronił mnie, walczył i uwodził. Ale nigdy jeszcze nie miałam okazji zobaczyć, jak chce kogoś zabić. Spojrzał na Grega wściekle, bez litości – w tej chwili nawet nie uważał go za człowieka.
Postawił stopę na mostku Grega i zaczął wymachiwać palcem przed jego twarzą.
– Jeśli jeszcze raz zbliżysz się do Elle, nie przeżyjesz.
Podeszłam bliżej, moje łańcuchy zabrzęczały. Nie wiedziałam, czy chcę odciągnąć Penna, czy sprawdzić, co z Gregiem. Nie miałam ochoty znajdować się blisko żadnego z nich.
Doszłam do wniosku, że obaj są kretynami i teraz nadeszła moja pora, by nimi pokierować, więc odepchnęłam Penna, ściągnęłam podły pierścionek zaręczynowy i cisnęłam nim w pierś Grega.
– Możesz już zabrać ten swój obleśny brylant. – Gdy uwolniłam się od pierścionka, zagrzechotałam łańcuchem tuż przed jego twarzą. – A teraz dość walki. Gdzie są klucze do kłódki?
Penn zamrugał i skupił się na kajdankach na moich nadgarstkach i kostce, a potem na rzuconym pierścionku zaręczynowym.
Jego oczy pociemniały.
– Kurwa, on cię zakuł. – Wbił palce w moje ramię i mocno mnie ścisnął, jednocześnie mi się przyglądając. Zobaczył złotą koszulkę, jego wzrok prześlizgnął się po mojej piersi, nogach i palcach. Następnie odwrócił mnie i obejrzał z drugiej strony.
Jego głos zatrząsł się z wściekłości.
– Do kurwy nędzy, czy on cię związał, pobił, zmusił do założenia pierścionka zaręczynowego i ubrał cię tak, jak mu się podobało? – Zaśmiał się zimno. – I cię, kurwa, pocałował? Szlag. Zajebiście. No nie.
Odepchnął mnie i rzucił się na Grega po raz drugi.
Gregowi udało się wyprowadzić porządny cios głową, przeturlał się i przyjął pozycję na czworakach.
– Złaź ze mnie, ty skurwielu.
Penn pokręcił głową, żeby pozbyć się gwiazd, które pewnie zobaczył. Przez chwilę był nieświadomy tego, co się dzieje. I właśnie tej chwili potrzebował Greg, żeby nakarmić się nagłym przypływem adrenaliny i wstać.
– Ty dupku, ona jest moja. – Rzucił się na Penna.
Rozpętało się chaotyczne piekło. Łokcie. Kolana. Pięści i przekleństwa. Nie byli już dwoma mężczyznami, lecz jedną plątaniną