SAFA. Nie okaleczajcie mnie. Waris Dirie

SAFA. Nie okaleczajcie mnie - Waris Dirie


Скачать книгу
się na rdzawy reling chybotliwej rybackiej łódki i wskakuję do morza.

      – Teraz ty. Nie martw się, woda jest cieplutka – wołam w kierunku łódki.

      Nie zdejmując białej sukienki, Safa szybko wskakuje w turkusową toń. Chwilę później, parskając i śmiejąc się, wypływa.

      Podaję jej rękę.

      – Już, dziewczyno, idziemy na plażę.

      Dotarłszy do brzegu, ostrożnie stąpamy po rozżarzonym piasku, usianym pokruszonymi muszlami i suchym morszczynem.

      – Chodź – mówię – pójdziemy do chaty starego rybaka. Tam możemy zostawić nasze sukienki.

      Poharatane drzwi głośno skrzypią, gdy je otwieram. Zaciekawione wchodzimy do środka. Wita nas zapach soli morskiej i zepsutych ryb. Obok starego, zbutwiałego drewnianego stołu, prawie zupełnie przeżartego przez słone morskie powietrze i upał, stoi zardzewiały stelaż łóżka, na którym leżą resztki pożółkłej gazety. Nad nim wisi rozdarta rybacka sieć, która chyba już od dawna nie nadaje się do użytku. Przez szpary w drewnianych deskach, z których zbudowane są nędzne ściany, wpada światło słońca. Pospiesznie rozbieramy się do kostiumów kąpielowych.

      – Teraz biegniemy. Na dół do morza! – wołam i wypadam z chaty.

      Moja podopieczna biegnie za mną w swawolnych podskokach. Fale spokojnie pluszczą. Mewy i wrony szukają w płytkiej wodzie czegoś do zjedzenia.

      – Chodź, pójdziemy dalej – zachęcam Safę. – Tam, gdzie jest głębiej, możemy się położyć na plecach i pozwolić wodzie, by nas unosiła. To wcale nie jest trudne, zwłaszcza w słonej wodzie. Morze uniesie nas obie.

      Ciepłe fale obmywają nasze nogi. Dotarłszy na głęboką wodę, zatrzymuję się.

      – Po prostu połóż się na wznak – łagodnie wyjaśniam Safie. – Moja ręka jest cały czas pod twoimi plecami. Nie bój się, nic ci się nie może stać. Zaufaj mi.

      Safa bez chwili zwłoki robi to, co powiedziałam. Ostrożnie wsuwam prawą dłoń pod jej lekkie ciało. Śliczna dziewczynka unosi się na wodzie jak mała morska lwica.

      Zadowolona Safa z uśmiechem zamyka oczy.

      – Mój los jest teraz całkowicie w twoich rękach. Ale wiem, że mogę ci zaufać, Waris.

      Jej słowa sprawiają, że mimo upału dostaję gęsiej skórki. Cicho szepczę jej do ucha:

      – Będę cię podtrzymywać tak długo, aż powiesz, że już mnie nie potrzebujesz, moja słodka.

      Gdy Safa znów otwiera oczy, z jej twarzy znika uśmiech.

      – Widzisz, Waris, co jest tam na niebie za tobą?

      Odwracam się. Za mną zbierają się potężne czarne chmury wróżące burzę i wydają się do nas zbliżać.

      – Chyba zaraz będzie deszcz – próbuję uspokoić moją podopieczną. – Ale nie musimy się go bać. Woda pod nami, woda nad nami, woda wszędzie. To dla nas, dzieci pustyni, wielkie święto.

      Ledwie skończyłam mówić, niebo przecina błyskawica i chwilę później nad oceanem rozlega się potężny grzmot. Przestraszonej Safie, która tymczasem złapała już grunt pod nogami, ze strachu rozszerzają się oczy.

      – Chcę z powrotem do chaty – prosi. – Wolę nie zostawać tu, w morzu. Jeśli chcesz, możesz dalej pływać, ale ja wychodzę.

      Pozwalam jej wyjść. Gdy Safa idzie przez piasek ku chacie, ja płynę do rafy koralowej, której widok z łódki tak mnie fascynował. Tymczasem nadciąga porywisty wiatr, a fale stają się wyraźnie wyższe niż przedtem. Jako dobra pływaczka lubię takie wyzwania. Burza jeszcze nie dotarła bezpośrednio do nas. Oddychając głęboko, siadam na jakimś występie skalnym i patrzę w kierunku chaty. Nagle moje serce zaczyna dziki galop. Safa nie jest sama.

      Jakaś kobieta otulona czarną, długą szatą stoi obok niej i gwałtownie gestykulując, coś do niej mówi. Kim jest i skąd się wzięła? Ahmed mówił przecież, że wyspa jest niezamieszkana!

      – Safa! Safa! – krzyczę najgłośniej, jak mogę. Macham obydwiema rękami. – Safa!

      Ale szum coraz silniejszego wiatru połyka moje rozpaczliwe krzyki. Błyskawice przeszywają niebo, a następujące po nich grzmoty przewalają się groźnie nad morzem. Burza dotarła do wyspy. Wysokie fale uderzają we mnie i gwałtownie odbijają się od skały, na której siedzę. Postanawiam pobiec po rafie z powrotem na plażę. Biegnę coraz prędzej. Ostre jak nóż korale niemiłosiernie wbijają mi się w podeszwy. Ale nie czuję bólu, biegnę coraz dalej, coraz szybciej, ciągle mając na oku tę groźną kobietę, która popycha Safę przez nędzne drewniane drzwi do chaty. Tymczasem deszcz głośno pluszcze o powierzchnię morza.

      W końcu docieram do końca rafy, do plaży i chaty. Dysząc, ciągnę drzwi, które przedtem bez kłopotu dały się otworzyć. Ale teraz są zamknięte. Obiema pięściami walę w drewno tak mocno, jak tylko mogę.

      – Safa! Safa! Jesteś tam? Otwórz drzwi! – wrzeszczę z całych sił.

      – Waris, ratunku! Proszę, pomóż mi! – słyszę nagle płacz Safy. – Ta kobieta chce mi zrobić coś złego. Ma nóż!

      Rozwścieczona z całej siły kopię w drzwi, w końcu nacieram ciałem na ściany chaty.

      – Safa! Jestem tutaj! Pomogę ci! – charczę w rozpaczy. – Czego chcesz, babsztylu? Zostaw moje dzieciątko w spokoju! Nie dotykaj jej! – Mój lęk ustępuje bezgranicznemu gniewowi. – Jak wyjdziesz, to cię zabiję!

      Znów słyszę, jak Safa woła o pomoc. Nagle nad chatą uderza grom, od grzmotu trzęsie się ziemia, a z chaty dobiega przeraźliwy krzyk.

      Wiem, co to znaczy.

      Wiem, że zawiodłam.

*

      Ostry dźwięk wyrwał mnie z tego koszmaru. Gwałtownie usiadłam i dłońmi wytarłam mokrą od potu twarz. Powoli otworzyłam zapuchnięte oczy, wciąż jeszcze pełne łez. Na nocnej szafce obok mnie leżał mój komórkowy telefon, który uparcie dzwonił. Jak w transie chwyciłam aparat.

      – Waris! Tu Joanna, siedzę już przy śniadaniu i czekam na ciebie. Za trzy godziny nasz samolot odlatuje do Dżibuti.

      2

      Umowa

      Worek (50 kg) ryżu basmati

      worek (50 kg) mąki

      karton (10 kg) produktów mącznych

      skrzynka (5 l) oleju spożywczego

      2 kg czarnej herbaty

      50 kg cukru

      karton sosu pomidorowego

      2,5 kg mleka w proszku

      24 kartony ciastek

      48 puszek suszonego tuńczyka

      karton środków czyszczących

      karton proszku do prania

      nafta na 2 miesiące + podpałka

      dodatkowo przy pierwszej dostawie: kocioł parowy

*

      Joanna cicho czytała mi treść umowy, którą podczas produkcji filmu w dwa tysiące siódmym roku firma Kwiat Pustyni Produkcja Filmowa zawarła z rodzicami Safy. Siedziałyśmy właśnie obok siebie w potężnym samolocie Ethiopian Airlines i czekałyśmy na start.

      – Wszystko to należy dostarczać co dwa miesiące aż do osiemnastego roku życia Safy – kontynuowała moja asystentka. – Ponadto opłacać aż do jej pełnoletności czesne za szkołę, wszystkie dojazdy do i ze szkoły, mundurki szkolne, podręczniki, zeszyty i dodatkowe pomoce, a także korepetytorów.


Скачать книгу