SAFA. Nie okaleczajcie mnie. Waris Dirie

SAFA. Nie okaleczajcie mnie - Waris Dirie


Скачать книгу
częścią filmu. To ważne, żeby wszyscy ludzie się dowiedzieli, co nam, kobietom, zrobiono – odpowiedziałam na jej pytanie i spojrzałam oskarżycielsko. – Czyżbyś chciała, żeby nadal tak było?

      Gdy z namysłem odłożyła swój hidżab i usadowiła się na sofie, mówiłam dalej, nie spuszczając jej z oczu.

      – Obserwowałam cię w kinie. Podczas sceny obrzezania miałaś zamknięte oczy, bo chociaż te obrazy były tylko inscenizacją, a rzeczywistość jest przecież o wiele straszniejsza, nie byłaś w stanie ich oglądać!

      Matka, milcząc, wpatrywała się w podłogę. Wiedziała, że miałam rację. Chętnie rzuciłabym pod jej adresem znacznie więcej oskarżeń. Wyjaśniłabym, jak kiedyś przed laty, mój brak zrozumienia dla jej działania, może nawet na nią nakrzyczała i nią potrząsnęła, żeby jej wreszcie wrócił rozsądek. Ale właśnie w tej chwili ktoś zapukał do drzwi.

      Opiekunka, która podczas premiery zajmowała się moim synkiem, przyprowadziła malucha. Jak zwykle Leon uśmiechnął się do mnie szczęśliwy i od razu zapomniałam o wszelkich wyrzutach, rozżaleniu i gniewie.

      – Mamo, przedstawiam ci Leona, mojego drugiego syna. – Z dumą wyciągnęłam ku niej moje dziecko.

      Matka wzięła w ramiona „małego lwa”, jak go czule nazywałam, i wylewnie ucałowała w policzek. Trudno było nie zauważyć, jak bardzo cieszy się, że drugi raz zostałam matką zdrowego dziecka.

      Już kiedy mój pierwszy syn przyszedł na świat, chętnie dzieliłabym z nią swoją radość. Ale wtedy mieszkałam w odległych Stanach Zjednoczonych, a po rozstaniu z moim partnerem życiowym Aleeke został z ojcem. Po prostu nie sprostałabym roli samotnej matki. W tym czasie akurat zaczęła się moja walka z okaleczeniem genitalnym, co wiązało się z wieloma podróżami i niekonwencjonalnymi zmianami w życiu. Dziś mój świat wyglądał zupełnie inaczej. Dziś obaj synowie byli najważniejsi w moim życiu, a rodzicielskie zadania dawało się pogodzić z pracą o wiele łatwiej niż w poprzednich latach.

      – Jaki słodki chłopiec – cieszyła się matka i serdecznie go tuliła. – Musisz na niego dobrze uważać.

      Również tym razem wiedziałam, co chciała przez to powiedzieć. Już od dawna miała nadzieję, że pewnego dnia porzucę moją krucjatę przeciwko obrzezaniu i całkowicie poświęcę się roli gospodyni domowej i matki. Znów zaczynała we mnie kipieć wściekłość. Dlaczego mama nie mogła zrozumieć, że nigdy nie będę żyć w ucisku jak ona i że nie porzucę pracy na rzecz emancypacji afrykańskich kobiet?

      Nigdy!

      Zamierzałam kontynuować apel, który rozpoczęłam, zanim przyszła opiekunka z Leonem. Ale wtedy moja matka całkowicie zaskoczyła mnie swoją uwagą.

      – Waris – powiedziała drżącym głosem – przywiozłam z Somalii twoją małą bratanicę Hawo.

      – Tak, rozmawiałam z nią przez chwilę na premierze. A co z nią, mamo?

      – Musisz ją koniecznie zabrać ze sobą do Europy. Tylko ty możesz ją uratować.

      Przypuszczałam, że chodzi o coś złego i już za chwilę moje przeczucia się potwierdziły.

      – Twoja bratowa chce ją wkrótce poddać obrzezaniu i nikt u nas w domu nie może temu zapobiec.

      Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Moja matka, która wciąż broni rytuału obrzezania i która przez całe lata, choćby się góry i mury waliły, wykłócała się o nie ze mną, chce teraz uchronić przed nim swoją wnuczkę. Pytająco spojrzałam na mamę, która wciąż trzymała na rękach małego Leona.

      – Ale… zmieniłaś… całkiem poważnie zmieniłaś zdanie, mamo? – wyjąkałam w końcu.

      Matka spojrzała mi prosto w oczy i głęboko nabrała powietrza. Potem powiedziała:

      – Waris, to, co się robi z dziewczynkami, to nasza tradycja i kultura. Nie znam innej. Jeszcze kilka lat temu nie wiedziałam, że istnieją nieobrzezane kobiety.

      Od razu jej uwierzyłam. Rzeczywiście, nawet w moim i następnych pokoleniach jest wiele kobiet przekonanych o tym, że dzielą swój los ze wszystkimi kobietami na świecie.

      – Dzisiaj wiem – ciągnęła – że można też żyć inaczej. Bez cierpienia i bez bólu. Poza tym boję się o swoje wnuki. Tak wiele dziewczynek umiera po obrzezaniu. Ale sama nie mogę uratować Hawo. Ty natomiast możesz! Proszę, Waris, zabierz ją do siebie.

      Wiedziałam, że nie mogę jej odmówić. Że muszę zrobić wszystko, by ratować bratanicę.

      – Nie martw się, znajdziemy jakieś rozwiązanie. Zabiorę do Europy Hawo… i może też jej brata Mo – obiecałam jej.

      Gdy matka poszła spać, a Leon zasnął, wyszłam na mały balkon hotelowego pokoju. Rozgwieżdżone niebo jasno skrzyło się nad ulicami Addis Abeby, gdzie panowały już ciemności. Czy uda mi się przekonać brata, żeby powierzył mi dwójkę swoich dzieci? „Chciałabym pewnego dnia być taka jak ty” – szepnęła mi do ucha moja bratanica po projekcji filmu.

      Ale wyjaśniłam jej, że najpierw musi skończyć szkołę.

      – Tato mówi, że wkrótce już nie będziemy mieli pieniędzy – smutno odparła Hawo. – Kilka tygodni temu stracił pracę strażnika.

      Dopiero teraz, kiedy przypomniałam sobie tę rozmowę, zrozumiałam, dlaczego moja bratowa tak się spieszyła z obrzezaniem Hawo. Otrzymując wiano za dziewczynę, rodzina zostałaby zaopatrzona przynajmniej na kilka następnych miesięcy. Nie, nie mogę do tego dopuścić. Hawo i Mo muszą pojechać ze mną do Europy.

      I w ten oto sposób gorącej letniej nocy dwa tysiące dziesiątego roku z matki dwójki dzieci zmieniłam się w matkę czwórki.

      4

      Przyjazd

      Na lotnisku w Dżibuti przywitał nas gorący pustynny wiatr. Nosiłam wciąż jeszcze swoje ocieplane czerwone zimowe kozaki, przewiesiłam przez ramię fioletową puchową kurtkę. Nie wiem, czemu włożyłam ją na siebie w Brukseli, gdy Joanna i ja spontanicznie postanowiłyśmy wyruszyć do Afryki, by dowiedzieć się, czy u Safy wszystko w porządku. Jeszcze w nocy przed odlotem moja menedżerka skontaktowała się z Fardouzą w Dżibuti i poinformowała ją, że przylatujemy. Jednak w Belgii Joanna nie mogła już zorganizować wiz koniecznych przy wjeździe do tego kraju. Dlatego w hali przylotów musiałyśmy się ustawić w kolejce, w której na wystawienie wizy czekało mnóstwo turystów.

      Przytłaczający upał w budynku lotniska wyciskał nam pot z czoła. Niecierpliwie przestępowałam z nogi na nogę, kiedy metr po metrze przesuwałyśmy się naprzód wraz z innymi oczekującymi.

      Nagle usłyszałyśmy, jak afrykański celnik woła:

      – To przecież Waris Dirie, znana modelka, która u nas w Dżibuti kręciła film!

      Odruchowo nasunęłam czapkę z daszkiem głębiej na czoło, jak gdybym niczego nie słyszała. Ale było za późno. Już kilka chwil później Joannę i mnie otoczyło pięciu celników, którzy z ciekawością patrzyli mi w twarz.

      – Waris, siostro, chodź z nami. Nie musisz tu czekać w kolejce – powiedział jeden z nich, podekscytowany. – Dla ciebie zrobimy wyjątek. Z pewnością przyjechałaś, żeby nakręcić nowy film.

      Rozglądałam się speszona. Turyści, którzy stali w kolejce przed i za nami, zazdrośnie patrzyli na mnie i na Joannę.

      – Nie – odpowiedziałam zakłopotana – jestem tu, żeby kogoś odwiedzić. Przyjechałyśmy, żeby pomóc małej dziewczynce w Dżibuti.

      Zanim się obejrzałyśmy, celnicy


Скачать книгу