SAFA. Nie okaleczajcie mnie. Waris Dirie

SAFA. Nie okaleczajcie mnie - Waris Dirie


Скачать книгу
że dzieciaki są pod doskonałą opieką mojej niani i zarazem przyjaciółki Senait, która w domu, w Gdańsku, pilnowała tej trójki. Z pewnością zrozumiałyby, że musiałam przedłużyć swoją podróż, która pierwotnie miała być dwudniowym wyjazdem do Brukseli, żeby ratować inne dziecko. Dziecko, które nie mogło wyrastać pod taką opieką, jaką one miały.

      Nad szkolnym parkingiem zawisła potężna chmura kurzu, którą wzniecił orszak odjeżdżających aut. Joanna, Fardouza i ja wysiadłyśmy z samochodu, żeby rozejrzeć się za Safą.

      – Nigdzie jej nie widzę – powiedziała Fardouza, która przymknęła zapylone oczy. – Mam nadzieję, że się nie spóźniłyśmy.

      Linda została w małym peugeocie i głośno kaszlała. Przez otwarte okna do rozklekotanego samochodu dostało się mnóstwo pyłu i teraz kładł się on grubą warstwą na desce rozdzielczej i oskrzelach Lindy. Również ja nie dostrzegałam Safy ani przed, ani za parkanem szkoły. Dlatego poprosiłam Lindę, która właśnie gramoliła się z samochodu, żeby została w jego pobliżu, i chciałam się oddalić. Gdy się wyprostowała, musiałam się głośno roześmiać. Szary pył pokrywał Francuzkę od stóp do głowy, wyglądała jak upiór. Prychając, tarła sobie oczy.

      Wciąż jeszcze z uśmiechem weszłam na teren szkoły i torowałam sobie drogę przez chmarę wychodzących z budynku dzieci. Zaglądałam w twarz każdemu uczniowi w nadziei, że w końcu znajdę Safę. Ale nie było jej tutaj.

      Joannę i mnie powoli ogarniał niepokój. Gdzie jest nasza mała dziewczynka, powód tej dalekiej podróży? Teren szkoły i ulica przed nim powoli pustoszały. Było coraz ciszej, a my coraz głośniej nawoływałyśmy Safę.

      – Poczekajcie tu na mnie – powiedziała w końcu Fardouza. – Poszukam wychowawcy Safy. Może będzie wiedział, gdzie jest mała.

      Chwilę później wróciła z bezradną miną.

      – Co jest? – zapytałam, ledwie ukrywając napięcie.

      – Safa wyszła z klasy razem z innymi dziećmi – zdała relację. – Włożyła dziś fioletową sukienkę. Wyszykowała się specjalnie dla ciebie.

      Oczy wypełniły mi się łzami, z wyczerpania, ze strachu, ale też z rozpaczy. Dlaczego droga do mojej podopiecznej była tak wyboista?

      – Przecież musi gdzieś tu być – powiedziałam do Joanny, gdy się trochę uspokoiłam, ale ona tylko bezradnie wzruszyła ramionami.

      Przeszłyśmy przez duży dziedziniec szkoły otoczony eukaliptusami, które w upalny dzień zapewniały dzieciom cień. Na wybetonowanym placu kilku chłopców grało w koszykówkę. Również oni nie widzieli Safy. Szybkim krokiem podążyłyśmy przez boisko do dyrekcji, którą właśnie zamykano. Dyrektor przyjaźnie nas przywitał, ale gdy zapytałyśmy go o Safę, musiał nas również rozczarować.

      – Proszę nas wpuścić do jej klasy – zażądały Fardouza i Joanna.

      Stałyśmy samotnie w tym pustym pomieszczeniu z niskimi szkolnymi ławkami i krzesłami, na których zwykle siedziało około trzydzieściorga dzieci. Starsza, otulona kolorową szatą kobieta, stękając, myła podłogę. Mój wzrok powoli ślizgał się po ścianach obwieszonych dziesiątkami dziecięcych rysunków. Jeden namalowany kredkami obrazek od razu przykuł moją uwagę: jasnobrązowa plaża nad turkusową wodą. Podeszłam bliżej, żeby dokładniej obejrzeć to dzieło. Wtedy najpierw rzucił mi się w oczy mały pagórek przy plaży, na którym dziecko nabazgrało ciemnobrązową chatę. Od razu pomyślałam o tym strasznym koszmarze, jaki przyśnił mi się w Brukseli. Plaża wyglądała dokładnie tak samo jak ta, na której bawiłam się z Safą we śnie. Przestraszona zrobiłam krok do tyłu. Rzeczywiście, nad nakreśloną na papierze chatą bez trudu można było rozpoznać ciemną burzową chmurę, przedstawioną w formie knedla złożonego z kręgów namazanych czarną kredką.

      Zaparło mi dech. Czy to jakiś niewiarygodny przypadek, czy ten obrazek miał być dla mnie pozaziemskim znakiem? Z wysiłkiem przymknęłam oczy, by odcyfrować drobne pismo w prawym dolnym rogu. Było tam napisane: „S.a.f.a.”.

      Obawiałam się najgorszego. Może Safa stąd uciekła? Albo wręcz jej rodzice mają coś wspólnego z jej zniknięciem? Fardouza poinformowała rano Fozię i Idrissa, że przyjadę do Balbali i ich odwiedzę. Może Safa od dawna była obrzezana, a ja przyjechałam za późno? Czy mój senny koszmar był złym przeczuciem?

      Klepanie po ramieniu wyrwało mnie z zadumy.

      – Zaraz przyniosę swoją komórkę z samochodu i spróbuję zadzwonić do rodziców Safy. Może wiedzą, gdzie jest mała – zadecydowała Fardouza.

      – Idę z tobą – odpowiedziałam. Nagle chciałam już tylko wyjść z tej klasy, z tego pustego pomieszczenia, z którego ściany tak groźnie rzucał się w oczy mój senny koszmar.

      Już na zewnątrz, gdy usiadłyśmy z Joanną na ławce tuż obok szkolnej bramy, ukryłam twarz w dłoniach. Myśli znów kłębiły mi się w głowie. Czułam się zmęczona, wyjałowiona i rozczarowana.

      – Waris! Waris! Wiem, gdzie jest Safa! – krzyczała Fardouza i biegła do nas przez dziedziniec. – Wstawajcie – powiedziała, gdy już bez tchu stanęła obok nas. – Koleżanka ze szkoły zaprosiła Safę na imprezę urodzinową. Rodzice odebrali dziewczynki zaraz po lekcjach. Chyba spóźniłyśmy się o kilka minut.

      Spadł mi z serca kamień ważący z tonę. Z moją podopieczną wszystko jest w porządku. Ale moja radość szybko zamieniła się w złość.

      – Jak ona mogła zrobić nam coś takiego?! – Oburzyłam się. – Wiedziała przecież, że dziś przyjedziemy! Musimy z nią poważnie porozmawiać.

      Tak szybko, jak na to pozwolił zdezelowany i kompletnie zakurzony peugeot, pędziłyśmy ulicami miasta Dżibuti, siedziby rządu państewka o tej samej nazwie, leżącego nad Zatoką Adeńską.

      Ten kawałek lądu zalicza się do najważniejszych strategicznie miejsc w Afryce. Tu znajduje się tak zwana Brama Łez, licząca niewiele kilometrów szerokości cieśnina pomiędzy Afryką i Azją, gdzie Ocean Indyjski łączy się z Morzem Czerwonym. Codziennie cieśninę tę przekraczają dziesiątki tankowców z krajów arabskich i statki handlowe załadowane samochodami, elektroniką i tekstyliami z Azji. Ten, kto ma kontrolę nad cieśniną, kontroluje też zaopatrzenie Europy w energię.

      Również dla sąsiedniej Etiopii Dżibuti z powodu swojego położenia nad morzem ma ogromne znaczenie gospodarcze. Ponieważ właśnie tędy prowadzi jedyna droga życia, dzięki której Etiopia, jedno z największych państw afrykańskich, zaopatrywana jest w towary. Kraje sąsiadujące z Dżibuti, Erytrea i Somalia, są od lat w stanie katastrofalnej wojny domowej. To również powód, dla którego Stany Zjednoczone i Francja założyły w tym liczącym tylko mniej więcej dwadzieścia trzy tysiące kilometrów kwadratowych kraju potężne bazy wojskowe. Niemiecka marynarka wojenna też tu stacjonuje. Żołnierze wspólnie kontrolują przestrzeń powietrzną i wybrzeże wschodniej Afryki, a także Półwyspu Arabskiego.

      Dżibuti to najdosłowniej arena działań dyplomatów, agentów tajnych służb, handlarzy bronią i służb wojskowych ze wszystkich stron świata. Uchodźcy ze wschodniej Afryki, mężczyźni, kobiety i dzieci z Somalii, Erytrei, Etiopii i Sudanu próbują się stąd dostać do Azji i bogatych krajów nad Zatoką Perską, takich jak Dubaj czy Katar, w nadziei na pracę i lepsze życie. Bandy przemytników bez skrupułów zrobiły z tego kwitnący interes. Na zardzewiałych starych barkach szmuglują setki ludzi i przewożą ich z Dżibuti do Jemenu. Rocznie ginie wielu uciekinierów, ponieważ zdezelowane barki, na których panują nieludzkie warunki, toną albo przemytnicy po prostu wyrzucają ludzi za burtę na otwartym morzu. Oczywiście, gdy ci już zapłacą za przewóz.

*

      – Fardouzo,


Скачать книгу