Dom orchidei. Lucinda Riley

Dom orchidei - Lucinda Riley


Скачать книгу
że życie toczy się jak gdyby nigdy nic. – Zerknęła w kierunku grupki gości, których najwyraźniej rozbawił jakiś dowcip.

      – To typowe dla Anglików – skomentował Harry. – Świat może się chylić ku upadkowi, ale w domach takich jak ten wszystko jest po staremu. I pod wieloma względami dziękuję za to Bogu.

      – Panie i panowie, podano kolację.

      – Panno Drew-Norris – zaczął Harry – było mi niezwykle miło. A przy okazji, jedząc bażanta, proszę uważać na śrut. – Mówiąc to, mrugnął do niej. – Może spotkamy się jeszcze, zanim opuści pani Wharton Park.

      *

      Przez resztę kolacji Olivia odpowiadała na niewybredne żarty lorda Crawforda i zachowywała się, jak przystało na młodą damę, na którą ją wychowano. Od czasu do czasu zerkała w stronę Harry’ego, który – podobnie jak ona – wypełniał swoje obowiązki, zabawiając żonę majora. Później, kiedy mężczyźni udali się do biblioteki, a kobiety wróciły do salonu na kawę, Olivia udała zmęczoną i opuściła towarzystwo.

      Wchodząc na schody, usłyszała głos Adrienne:

      – Ma chérie, źle się czujesz?

      Olivia pokręciła głową.

      – Nie, jestem trochę zmęczona.

      Adrienne położyła jej rękę na ramieniu i uśmiechnęła się.

      – To na pewno ten angielski chłód, to przez niego jest ci zimno. Poproszę Elsie, żeby rozpaliła w kominku i przyniosła ci kakao. Zobaczymy się jutro. Może pójdziesz ze mną na spacer do ogrodu? Pokażę ci coś, co przypomni ci Indie.

      Olivia skinęła głową, wdzięczna Adrienne za jej szczerą troskę.

      – Dziękuję – odparła.

      – Je vous en prie. Miło rozmawiało ci się z moim synem Harrym? – spytała.

      – Tak, bardzo. Dziękuję. – Olivia poczuła, że płoną jej policzki, i miała nadzieję, że Adrienne niczego nie zauważyła.

      – Wiedziałam, że tak będzie. – Adrienne pokiwała głową. – Bonne nuit, ma chérie.

      Olivia z trudem wspięła się po schodach. Bolała ją głowa, być może dlatego, że nie miała w zwyczaju pić alkoholu. Jednak przede wszystkim chciała zostać sama i rozpamiętywać rozmowę z Harrym.

      W mgnieniu oka przebrała się w koszulę nocną. Była to sztuka, którą opanowała do perfekcji po przyjeździe do zimnej, wietrznej Anglii. Wskoczyła do łóżka i opatuliła się kołdrą, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.

      – Proszę – rzuciła znużonym głosem.

      W drzwiach pojawiła się radosna twarz Elsie. Dziewczyna przyniosła tacę, a na niej kubek gorącego kakao.

      – To tylko ja, panienko Olivio.

      Weszła do pokoju i postawiła tacę na nocnym stoliku obok łóżka.

      – Zrobione według sekretnej receptury mojej mamy. – Uśmiechnęła się. – Z odrobiną brandy dla rozgrzania.

      – Dziękuję, Elsie. – Olivia wzięła gorący kubek i oplotła go palcami, patrząc, jak Elsie dokłada drewna do kominka.

      – Dobrze się panienka bawiła? – spytała pokojówka.

      – Och tak, Elsie. Doskonale – odparła z uśmiechem.

      Elsie odwróciła się od ognia. Jej oczy błyszczały w półmroku.

      – Poznała panienka młodego panicza Harry’ego?

      – Tak.

      – I co panienka o nim myśli? – dopytywała się.

      Olivia wiedziała, że druga złota zasada brzmi: „Nie plotkuj ze służbą, zwłaszcza jeśli nie jest to twoja służba”. Ale pokusa, by choć przez chwilę porozmawiać o Harrym, była zbyt wielka.

      – Uważam, że jest… niezwykłym człowiekiem.

      – I tak przystojnym, jak mówiłam? – zagalopowała się Elsie.

      Kiedy Olivia nie odpowiedziała, dziewczyna spuściła wzrok.

      – Proszę wybaczyć, panienko, zapomniałam się. Nie powinnam zadawać panience osobistych pytań.

      – Zapewniam cię, Elsie, że doskonale sobie radzisz – uspokoiła ją Olivia. – Myślę, że pojutrze pewnie znów się spotkamy. I… – wzięła głęboki oddech – jeśli chcesz znać prawdę… myślę, że Harry jest… uroczy!

      Elsie splotła dłonie.

      – Och, panienko Olivio! Wiedziałam, że ci się spodoba! Wiedziałam, że oboje przypadniecie sobie do gustu.

      Olivia upiła łyk kakao.

      – Elsie, to najlepsze kakao, jakie w życiu piłam.

      – Dziękuję – odparła pokojówka, kierując się w stronę drzwi. – Przyjdę rano rozsunąć zasłony. Śpij dobrze, panienko.

      Kiedy wyszła z pokoju, Olivia opadła na miękkie poduszki i popijała gorące kakao. W końcu zamknęła oczy i po raz kolejny wróciła wspomnieniami do rozmowy z Harrym.

      11

      Następnego dnia rano Olivia zjadła śniadanie sama w pustej jadalni. Jak się okazało, mężczyźni wczesnym rankiem wyszli na polowanie, a jej matka podobnie jak Adrienne postanowiła zjeść śniadanie w swoim pokoju. Nieco później, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, poszła do biblioteki. W Poona książki były niezwykle rzadkim luksusowym towarem. Tym bardziej zaskoczył ją widok regałów, które ciągnęły się od podłogi aż po sufit.

      Przeglądając tytuły, sięgnęła po książkę Virginii Woolf Do latarni morskiej i usiadła w wygodnym skórzanym fotelu przy kominku, by oddać się lekturze.

      Jej uwagę przykuły jednak dobiegające z oddali dźwięki muzyki. Ktoś grał na fortepianie i – jeśli się nie myliła – był to Wielki Polonez Chopina. Zaintrygowana wstała z fotela i wyszła z biblioteki, podążając za muzyką, która zaprowadziła ją przed drzwi salonu.

      Nie ruszając się z miejsca, słuchała cudownej interpretacji jednego ze swoich ulubionych utworów. W pewnej chwili zamknęła oczy i dała się porwać dźwiękom fortepianu dobiegającym z drugiego końca pokoju. Kiedy przebrzmiała ostatnia nuta, otworzyła oczy i wychyliła się zza wypełnionej kwiatami wysokiej chińskiej wazy, która przesłaniała jej widok na pianistę.

      Zaskoczona wstrzymała oddech, gdy rozpoznała Harry’ego. Czuła się niczym intruz, kiedy patrzyła, jak siedzi przy instrumencie z dłońmi na kolanach i wygląda przez okno na park. W końcu podniósł się z westchnieniem i ją zobaczył.

      – Jejku, panna Drew-Norris! Nie wiedziałam, że mam publiczność.

      Zmieszany podszedł do niej z rękami w kieszeniach.

      – Byłam w bibliotece, kiedy usłyszałam muzykę i… – wzruszyła ramionami – poszłam za jej dźwiękiem.

      – Lubisz muzykę klasyczną?

      – Boże, tak. Zwłaszcza gdy ktoś potrafi tak grać. Jesteś naprawdę świetny – dodała, czując, że się czerwieni. – Gdzie się uczyłeś?

      – Kiedy byłem młodszy, miałem nauczyciela. Później uczyłem się w szkole. Ale… z moją grą na fortepianie jest tak jak z twoim uniwersytetem. Nie mam na co liczyć. A szkoda – dodał posępnie.

      – Rzeczywiście, szkoda – przyznała. –


Скачать книгу