Schwytać szczęście. Dorota Milli

Schwytać szczęście - Dorota Milli


Скачать книгу
Gustawem? – nie mogła się oprzeć, by nie zrewanżować się za ostatnią nieprzyjemną rozmowę.

      – Jest pani zabawna, cieszę się, że problemy nie zniszczyły pani poczucia humoru. Fryzjer potwierdził znajomość z panią.

      – Wspomniał o moim problemie? – zapytała, nie wiedząc, jak Gustaw przedstawił jej osobę.

      – Łamie pani zasadę.

      – Jeszcze nie zgodziłam się na współpracę.

      – To ja powinienem zgodzić się na współpracę, po pierwsze, a po drugie, nie jestem gburem, to pani na mnie naskoczyła.

      – Mam przeprosić?

      – Pani się ze mną skontaktowała. Zaczynam powoli rozumieć, dlaczego były panią zostawił.

      – Zostawił mnie, bo mnie okradł.

      – Czy na pewno tak to wyglądało?

      – Nie mam zamiaru odpowiadać na takie niesprawiedliwe insynuacje – rzuciła w gniewie. – Mam pytanie, tak łamię pańskie zasady. Czy faktycznie nic nie zapłacę za pańskie usługi?

      – Nie wiem, czy powinienem kontynuować naszą rozmowę, pani Hanno Swat.

      – Gustaw nie był precyzyjny, nazywam się Hana Swat, przez jedno „n”.

      – Pani Hano przez jedno „n” Swat. Jestem cierpliwym człowiekiem, ale pani to już przesadza. Pomagam osobom, które są w trudnej sytuacji, a ich sprawy są bardzo ciężkie do rozwiązania. W dodatku nie mają pieniędzy na detektywa ani możliwości zdobycia informacji, bo niektóre instytucje mają swoje ograniczenia.

      – Pana nic nie ogranicza?

      – Można tak powiedzieć.

      – I nie chce pan kasy? Żadnych przysług?

      – Potrzebuje pani zapewnienia?

      – Wolę wiedzieć wcześniej, muszę być dociekliwa, przez kilka tygodni mieszkałam ze złodziejem i z nim spałam.

      – Nie zajmuję się pocieszaniem – zastrzegł.

      – Nie tego od pana oczekuję. Tylko prawdy i informacji, co będzie chciał pan w zamian?

      – Dobrze, będzie pani damą do towarzystwa.

      – Co takiego?!

      – Żartowałem.

      – Dobrze się pan bawi? Ludzie potrzebują pomocy, a pan sobie z nich żartuje.

      – Czy to problemy wpływają na pani dziwne zachowanie, czy na co dzień się tak pani zachowuje?

      – Dziwna jest sytuacja, w której się znalazłam. Mój świat wywrócił się do góry nogami, a kumulacja miała miejsce pierwszego kwietnia i to niestety nie był primaaprilisowy żart. Chciałabym, żeby wszystko wróciło do normy, lubię stabilizację, wyuczony schemat, gdy idę do pracy i z niej wracam, i tak każdego dnia.

      – Nie jestem pani przyjaciółką, nie muszę wysłuchiwać o pani potrzebach i żalach – powiedział spokojnie, choć takie zwierzenia zdarzały się dosyć często. Ludzie potrzebowali rozmowy, wsparcia, on jednak miał określony zakres działań.

      – Chciałam zobrazować moją beznadziejną sytuację, ale skoro nudzą pana moje wywody i żale, nie będę marnować pańskiego czasu. Mam co robić, muszę chociażby nakarmić Tancerza – rzuciła, bo właśnie przypomniała sobie o niespełnionym obowiązku.

      – Tancerza?

      Hana czekała na jego głos, ale usłyszała ciszę.

      – Rozumiem, że skończyliśmy rozmowę. – Rozłączyła się, nie słysząc już pytania.

      6

      Przejrzała się w lustrze, nie mogąc się nie uśmiechnąć. Jej włosy sięgały do ramion, delikatnie je muskając, modnie podcięte układały się gładko przy twarzy. Pasma w licznych odcieniach jasnego blondu odbijały promienie słoneczne, rozświetlając jej twarz. Oliwkowy odcień cery wyostrzył ciemne rzęsy i brwi. Gustaw stworzył z niej zupełnie inną osobę, modną i atrakcyjną. Ubrania utwierdzały ją w tej przemianie, choć to już zasługa Loretty.

      Przeglądała zestawy marynarek i spodni w klasycznych odcieniach, które z łatwością można było ze sobą połączyć, by stworzyć profesjonalny wizerunek, jak przystało na asystentkę Loretty, w każdym stroju prezentującą się wytwornie.

      Nietypowy prezent szefowej Hana odczytywała tylko w jeden sposób, zarówno ona, jak i szefowa dawały sto procent zaangażowania, wierząc w swój cel.

      Zdecydowała się na zielony kostium, do tego dobrała kremową bluzkę. Na makijaż poświęciła więcej czasu, choć nie udało jej się odwzorować umiejętności makijażystki Gustawa.

      Nakarmiła Tancerza, nie mając czasu popatrzeć na jego poranny taniec. Dzień się budził, a ją czekało sporo obowiązków.

      Z ciężkim sercem sprawdziła, czy dotarł ostatni przelew z poprzedniej pracy. Nie pokrył w całości zaciągniętego debetu. Kilka nowych wpłat i będzie szansa zupełnie o nim zapomnieć. Zostawała kwestia zadłużenia mieszkania, na co znalazła rozwiązanie. To będzie trudna rozmowa, ale musiała ją przeprowadzić, tworząc dla mamy wiarygodną historię. Musiała też się wyprowadzić i znaleźć sobie nowe miejsce.

      Odłożyła ten problem na później, stosując zasadę garści, trzymania tego, co jest w stanie dłużej utrzymać, bo chwytanie wielu rzeczy naraz powoduje, że wszystko wymyka się z rąk.

      – Cześć mamo – przywitała się, czując wyrzuty sumienia, że zaraz będzie kłamać. Na siłę zapewniła się w duchu, że jej to wynagrodzi. Nie tylko odda pieniądze z nawiązką, lecz także zafunduje wyjątkowy prezent.

      – Hana? Coś się stało, że dzwonisz o tak wczesnej porze?

      – Nic się nie stało… ważnego.

      – Zazwyczaj to ja dzwonię do ciebie, bo ty cały czas pracujesz. Czy twój chłopak jeszcze to toleruje?

      – Właściwie to uciekł – przyznała z przykrością.

      Zabrał pieniądze i zegarek, który mi podarowałaś – dodała, ale w myślach, nie mogąc wyznać prawdy.

      – Tak mi przykro, dziecko, ale nie musisz być samotna, wystarczy, że przyjedziesz do Słupska i…

      – Mamo, proszę, nie zaczynaj. Żadnego swatania. – Hana zaczerpnęła tchu dla odwagi. – Odszedł, bo do siebie nie pasowaliśmy. Prawdę mówiąc, to… on mnie nie kochał.

      – A więc właśnie, po co szukasz w świecie, jak pod nosem masz prawdziwą miłość…

      – Mamo, potrzebuję pieniędzy – rzuciła, by zatrzymać dobrze jej znany potok słów. Ewa Swat już zamierzała rozpocząć pochwały na cześć sąsiada, w którym widziała idealnego kandydata do jej ręki. – Mieszkaliśmy razem, a teraz musimy się rozejść. Nie stać mnie na wysokie opłaty. Muszę poszukać czegoś mniejszego i tańszego. Potrzebuję na zaliczkę. – Hana miała nadzieję, że obejdzie się bez dociekliwych pytań.

      Odetchnęła, gdy mama obiecała ją wspomóc. Wówczas cierpliwie wysłuchała pochwał o sąsiedzie, powrocie do rodzinnego miasta i możliwości, jakie ją w nim czekają. Nie obyło się bez wzmianki o bracie i jego ustabilizowanym życiu, rodzinie, z której powinna brać przykład. Hana pożegnała się grzecznie i postanowiła jednak trzymać się swojego planu, czyli zdać się na los i schwytać szczęście.

      Miasto przywitało ją słońcem, a ciało otulił ciepły wiatr. Wiosenny dzień był piękną wizytówką tej pory


Скачать книгу