Schwytać szczęście. Dorota Milli
bez żadnych zobowiązań.
***
Zatrzymała się przed stalowo-szklanym wieżowcem. W tle szumiały fale, słońce opadało znużone po całodniowej straży na niebie. Hana miała zacząć pracę, lecz wciąż nie wiedziała, czego się spodziewać. Oddała się w ręce Gustawa, pierwsze zadanie uznała więc za zaliczone. Tylko w jakim stopniu jeszcze będzie musiała się poświęcić?
Zobaczyła swoje odbicie w szybach budynku i zupełnie się nie poznała. Zmieniła się dla pracy, ale czy to dobrze o niej świadczy? Czy znowu nie za bardzo angażuje się, zamiast zastanowić, co dla niej najlepsze?
Nie chciała rozczulać się nad sobą. Nauczyła się tego już jako dziecko, by tak radzić sobie z bólem. Do niedawna wydawało jej się, że zdaje to egzamin.
Oswajała się ze swoim wyglądem, jeszcze nie wiedząc, czy przemiana jej się podoba, czy nie. Z przyzwyczajenia stawiała na cel, nieważne ile będzie ją kosztować. Teraz też rzuciła się na głęboką wodę, licząc, że wypłynie.
Liwia przy pożegnaniu namawiała ją, by skorzystała z tajemniczego numeru i w ten sposób spróbowała odnaleźć Grześka i odzyskać stracone pieniądze, tylko Hana znowu nie wiedziała, czego oczekiwać. Z żalem zauważyła, jak wszystko uleciało jej z rąk, choć wydawało się, że w garści trzyma swoje szczęście. Wyszeptała swoją mantrę, nie potrafiąc z niej zrezygnować, choć zaczynała wątpić w jej moc. Czy to też było oszustwo, które sobie wmawiała?
Oddalała moment wejścia do budynku i spotkania z szefową. Niewiedza czasem była wygodna.
Wyciągnęła telefon i wybrała numer. Po cichu powtarzała przestrogi Gustawa: „Nie chlip i zachowaj godność”.
Cierpliwość Hany została wystawiona na próbę, gdy po czwartym sygnale nikt się nie odezwał. Obawiała się już, że jej akt odwagi zostanie zmarnowany, gdy w końcu po drugiej stronie ktoś odebrał.
– Halo? Czy jest pan tam?
– Słucham?
– Dzwonię, bo podobno może mi pan pomóc – rzuciła, nie wiedząc, jak zacząć rozmowę. Głos po drugiej stronie był męski, z nietypowym echem.
– Z kim pani chce rozmawiać?
– Z panem?
– Czyli?
– Panem, którego się nie nazywa. – Hana poczuła, że robi z siebie idiotkę.
– Skąd pani ma ten numer?
– Fryzjer dał mi na pana namiary.
– Jaki fryzjer?
– Gustaw.
– Jaki Gustaw?
– Gustaw z salonu fryzjerskiego. Nie znam jego nazwiska, a powinnam? Halo? Jest pan tam? Czy naprawdę musimy przez to przechodzić? – Hana po dniu wrażeń i stresu przed czekającym ją spotkaniem w wieżowcu zaczynała tracić zapał i cierpliwość.
– Muszę to sprawdzić.
– Ma pan dziwny głos.
– Dlaczego pani zadzwoniła?
– Potrzebuję pomocy. Muszę kogoś odnaleźć.
– Tym zajmuje się policja.
– Próbowałam, ale nic z tego nie wyszło.
– Jaki dokładnie ma pani problem?
– Mój były mnie okradł.
– Sprzeczki małżeńskie czy rodzinne nie wchodzą w zakres moich działań.
– Nie był moim mężem, a tym bardziej rodziną. To złodziej, który mnie wykorzystał i zniknął.
– Dała się pani okraść?
– Czy muszę to powtarzać? – Hana poczuła irytację. – Nie przyszłam po rozgrzeszenie, tylko po pomoc.
– Nie zajmuję się takimi rzeczami.
– I już? To wszystko? Cała pańska pomoc? – Nie mogła uwierzyć, że tak się wygłupiła.
– Nie powiedziałem, że pani pomogę.
– Nawet mnie pan nie wysłuchał.
– Myślałem, że to wszystko.
– Nie wszystko. Jest więcej, o wiele więcej, ale widocznie ma pan inne, ważniejsze zajęcia.
– Właściwie to mam.
– Gustaw nie wspomniał, że jest pan gburem. Do widzenia! – Rozłączyła się naprawdę wściekła. Nie spodziewała się takiego przyjęcia. Oczywiście dała się oszukać, popełniła błąd, jednak teraz potrzebowała pomocy. Miała ochotę wykrzyczeć to na głos, ale zauważyła przystojnego mężczyznę, którego wcześniej spotkała w windzie. Skończył rozmawiać przez telefon i szedł w stronę Hany.
– Znowu się spotykamy – powiedziała, zaczepiając go uśmiechem.
– Przepraszam, chyba mnie pani z kimś pomyliła, ale to plus dla mnie – odrzekł, przyglądając się pięknej kobiecie, której nie kojarzył.
– Dziś przeszłam metamorfozę. – Obróciła się wokoło, a jemu najwyraźniej spodobało się to, co zaprezentowała. – Spotkaliśmy się w windzie. Byłam ubrana na różowo.
– To pani? Ogromna zmiana na lepsze. Czyli to przeznaczenie?
– Nie sądzę, dostałam pracę. – Hana mogła mu się przyjrzeć w świetle dnia. Wysoki blondyn z niebieskimi oczami był ubrany w dopasowany garnitur i rewelacyjnie się w nim prezentował. Nie znalazła żadnych zastrzeżeń. – Róż zdecydował, więc było warto.
– Gratuluję. Przepraszam, powinienem się przedstawić na początku… – zawahał się.
– Róż bił w oczy i mógł panu zamieszać w głowie.
– Rzeczywiście mogło tak być – uśmiechnął się. – Jestem Marcin…
– Miło mi cię poznać, Marcinie. Jestem Hana.
Uścisnęli sobie dłonie i razem skierowali się do budynku. Hana, widząc kilku mężczyzn czekających na windę, żałowała, że nie będą mogli spokojnie porozmawiać. Wiedziała, że powinna trzymać dystans, przynajmniej do czasu rozwiązania problemów, ale mężczyzna był miły i tylko rozmawiali.
Marcin przywitał się z mężczyznami uściskiem dłoni. Dziewczynie tylko skinęli głowami.
– Czym będzie się zajmować firma? – zapytał z ciekawością.
– Będziesz pracować w firmie na piątym piętrze? – dopytał jeden z nich, wpatrując się w Hanę.
– Mówi się, że to będzie teatrzyk – rzucił jego kolega, a inni się zaśmiali.
Hanie zrobiło się słabo, nie mogła doczekać się windy. Teatrzyk nie brzmiał dobrze.
– Powiesz nam? W budynku aż huczy od plotek – namawiał Marcin.
– Ja jeszcze… – urwała, bo miała świadomość, jak zabrzmią jej słowa. Zgodziła się na pracę, nie wiedząc, co dokładnie będzie robić. – Czy to ma znaczenie? Ważne, że będzie przynosić pieniądze. – Udawała zrelaksowaną, choć była spięta i nerwowa.
– To za co się przebierzesz? – zapytał jeden z mężczyzn, wywołując wesołość kolegów. Marcin tylko się uśmiechnął.
Hanie nie było do śmiechu, na szczęście pojawiła się winda, lecz ona do niej nie wsiadła. Pokręciła głową, gdy Marcin zaprosił ją gestem do środka.
– Poczekam na następną.
– Może króliczek