Drzewo życia. Louis de Wohl
popularności, a ta pomagała w jakimś stopniu. Nadmierna popularność nie była oczywiście korzystna. Wszystko w życiu jest kwestią równowagi... odpowiednich proporcji. Chociaż...
– Wyczyść mój hełm, Rufusie. Mam się widzieć z legatem.
Kiedy Konstancjusz wszedł do namiotu Karoniusza, Kwintus Balbus już tam był. Nie wyglądał najlepiej z opuchniętą twarzą i zamkniętym jednym okiem. Czterej strażnicy stojący przed zasłoną oddzielającą wejście od właściwego gabinetu wyglądali na nieporuszonych, ale Konstancjusz widział lekkie drganie warg i błysk w oku. To była jedna z tych spraw, które ich bawiły.
Wysoki, chudy Kurio, adiutant Karoniusza, odchylił zasłonę.
– Trybuni Konstancjusz i Balbus do dostojnego legata.
Weszli, szczękając zbrojami, jeden obok drugiego, zasalutowali i zameldowali swoją obecność.
Karoniusz siedział przy polowym biurku i podpisywał dokumenty. Przez chwilę nie zwracał na nich uwagi. Kiedy w końcu podniósł wzrok, jego twarz wyrażała irytację starego dyrektora szkoły, który ma do czynienia z dwoma krnąbrnymi uczniami.
– Trybuni – powiedział – powinni być ludźmi światłymi i kulturalnymi. Zdumiewa mnie, że zastałem was na pospolitej bójce, jak pijanych gladiatorów.
Obaj młodzi oficerowie próbowali odpowiedzieć jednocześnie, ale powstrzymał ich stanowczy ruch dłoni legata.
– Nie było ciebie na porannej paradzie, trybunie Konstancjuszu – powiedział. – Dlaczego?
Konstancjusz przełknął ślinę.
– Wczoraj po południu poszedłem zrobić inspekcję, panie – powiedział. – Była mgła i zabłądziłem. Na koniec trafiłem... z pewną pomocą... do króla Koeliusza i przenocowałem w jego... domu. – Trudno było nazwać zadymiony dębowy budynek pałacem.
Legat zainteresował się.
– Widziałeś króla?
– Tak, panie. Właśnie przybyliśmy do Porta Decumana, kiedy pojawił się trybun Balbus i obraził damę w najbardziej prostacki sposób...
– Powiedziałem tylko...
– Zamilcz, trybunie Balbusie! – ryknął legat. – Trybunie Konstancjuszu, mów dalej.
– Balbus insynuował, że spałem z tą damą...
Legat wstał.
– Czy ona słyszała, co mówił? – zapytał z niepokojem.
– Z pewnością nie uroniła nawet słowa, panie. Doskonale włada łaciną, a Balbus stał tak blisko niej, jak teraz ja przed tobą.
Legat zaczął się przechadzać po namiocie.
– Co wtedy zrobiłeś? – zapytał.
– Nakazałem Balbusowi, by przeprosił damę, ale odmówił. Więc chciałem go nauczyć dobrych manier i... resztę już znasz, panie.
Legat przystanął w środku swego spaceru tygrysa w klatce.
– Na Hades, tak – powiedział. – Znam resztę. Ale wy nie. Trybunie Balbusie, co masz do powiedzenia w tej sprawie?
– Nie powiedziałem, że Konstancjusz spał z tą dziewczyną – rzekł nadąsany trybun.
– Konstancjusz tego nie twierdzi – warknął Karoniusz. – Powiedział, że to „insynuowałeś”. Czy to prawda?
– Nie tak dosłownie, panie.
– Rozumiem. Chciałeś się popisać błyskotliwością. Powiedziałeś lekki żarcik. Byłeś dowcipny. A twój dowcip może drogo kosztować Rzym. Księżniczka Helena jest jedynym dzieckiem króla Koeliusza, sprzymierzeńca Rzymu, który może dowodzić piętnastoma tysiącami mężczyzn w polu – a ty ostrzyłeś na niej swój dowcip, durny błaźnie.
Balbus wyglądał na całkiem zbitego z tropu. Nawet Konstancjusz był zaskoczony. Wyobrażał sobie starego Koeliusza bardziej jako właściciela ziemskiego niż władcę i dowódcę licznej armii.
Karoniusz usiadł i otarł czoło.
– Trybunie Balbusie, pojedziesz dziś po południu na północ, do Wielkiego Muru. Nie nadajesz się do służby w tej części kraju. Tam wyżej możesz ostrzyć swój wspaniały dowcip na Piktach i Szkotach, jeśli chcesz. Ale na twoim miejscu byłbym ostrożny – nie mają poczucia humoru. Nie musisz się zgłaszać do odprawy przed wyjazdem – to jest twoja odprawa. Możesz odejść.
Nieszczęsny Balbus zasalutował i wycofał się.
Legat popadł w zadumę. Konstancjusz stał nieruchomo, sztywny jakby kij połknął.
Adiutant chrząknął i Karoniusz powrócił do rzeczywistości.
– Idiotyczny incydent, Kurio, i to właśnie teraz.
– Bardzo nie w porę, panie.
– Lepiej mu powiedzmy, Kurio.
– Tak, panie.
Karoniusz odwrócił się.
– Usiądź, trybunie.
– Dziękuję, panie.
Legat przeszył go wzrokiem.
– Wszystko, co ci teraz powiem, jest w najwyższym stopniu tajne, trybunie.
– Oczywiście, panie.
– Cóż, mamy więc bardzo złe wieści z Galii.
Konstancjusz podniósł głowę.
– Powstanie, panie?
Legat szeroko otworzył oczy.
– Skąd wiedziałeś?
– Nie wiedziałem. Ale znam Galów... trochę. Jest głęboki rozdźwięk między galijskimi właścicielami ziemskimi i chłopami...
Karoniusz skinął głową.
– Właśnie. Widzę, że się orientujesz w sytuacji. Tym lepiej, zważywszy na to, co chcę ci powiedzieć. Tak, to powstanie. Dlatego musiałem wrócić wcześniej z Aquae Sulis. Najpierw pojechałem na północ do Eburacum i widziałem się z Petroniuszem Akwilą. Kazano nam wysłać natychmiast Trzydziesty Piąty.
– Cały legion! – wykrzyknął Konstancjusz. – Nasze siły zmniejszą się poniżej minimum.
– Dokładnie tak – skinął głową legat. – Ale tak musi być. Teraz rozumiesz, jak ważne jest, byśmy utrzymywali bardzo przyjacielskie stosunki z wszystkimi plemionami w tej prowincji. Nie wiem i nikt nie wie, jak długo potrwa sprawa galijska i prawdopodobnie nie dostaniemy znikąd posiłków. Musimy po prostu utrzymać ten fort i modlić się. Spisek kilku plemion byłby dla nas fatalny. I w takiej chwili jakiś beztroski młody głupiec obraża córkę króla Koeliusza! Musimy to oczywiście wynagrodzić. Wyślę delegację z listem do króla. Muszę też wyszukać parę prezentów dla niego. Chciałbym wiedzieć, co.
– Coś zrobionego z drzewa – powiedział Konstancjusz. – Kocha drzewo. Jest dla niego święte.
– Jest poświęcone Jowiszowi – odrzekł z powagą Karoniusz.
– Właśnie, panie.
– Coś wymyślę. Pojechałbym sam, ale nie mogę. Mam pełno roboty z zebraniem statków do transportu Trzydziestego Piątego. Mnóstwo pracy. Wyślę więc ciebie.
– Mnie, panie?
– Oczywiście, że ciebie! – legat podniósł głos.– Wydajesz się być w dobrych stosunkach z tym starym człowiekiem... i jego córką. Wizyta grzecznościowa, chłopcze. Przyjdź do mnie w tej sprawie jutro po paradzie.