Piętno mafii. Piotr Rozmus

Piętno mafii - Piotr Rozmus


Скачать книгу
przyłożył do ucha telefon i wsłuchując się w dźwięk sygnału, spoglądał na matkę. Miał zamiar oddać jej komórkę, gdy tylko usłyszy głos tej babki. Nie zamierzał robić sobie wstydu. Po tym, co stało się z ojcem, mama miała tendencję do przesady. I oto mieli kolejny przykład takiej akcji. Oderwał telefon od ucha tak gwałtownie, jakby ten nagle zaczął parzyć.

      – Halo? Witam, dobry wieczór. Z tej strony Marta Makowska, mama Agnieszki. – Marta zaczęła krążyć po pokoju syna. – Przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze, ale…

      Bartek założył na uszy słuchawki. Wysłuchał pretensji kumpli, że wstrzymuje rozgrywkę. Korciło go, żeby wcisnąć resume i powrócić do gry. Ostatecznie postanowił poczekać jeszcze kilka minut, by usłyszeć, jak zakończy się sprawa z matką Anki. Rzucił kilka słów do mikrofonu i ponownie zdjął słuchawki z uszu.

      – Rozumiem, ale miały iść do kina i ewentualnie na jakieś zakupy… – usłyszał, jak matka przedstawia tamtej kobiecie skrócony plan wieczoru ich córek. Najwyraźniej i ona nie widziała powodu do niepokoju w godzinnym spóźnieniu. – Gdyby postanowiły pójść dokądś jeszcze, Aga na pewno dałaby mi znać. Czy mogłaby pani po prostu zadzwonić do Ani i sprawdzić, co się dzieje? – Marta nie przestawała krążyć po pokoju. Zatrzymała się, podniosła z podłogi sportowe spodenki syna i zastygła z nimi na wysokości jego twarzy. Jej spojrzenie mówiło: „Dlaczego nie wrzuciłeś ich do prania?”. Bartek wzruszył ramionami. Odrzuciła brudną garderobę pod drzwi. – Dobrze, bardzo proszę o kontakt. Ma pani mój numer, prawda? Świetnie, a więc czekam… – Rozłączyła się i oddała synowi telefon. – Nie wiem, jak można mieć takie podejście – powiedziała, patrząc na Bartka. – Mam wrażenie, że tej kobiecie nie przeszkadzałoby, nawet gdyby dziewczyny wróciły nad ranem.

      – Mamo, nie wszyscy zamartwiają się tak jak ty, wiesz? A poza tym faktycznie, to tylko godzina. Agnieszka zaraz pewnie wróci, co nie znaczy, że nie powinnaś dać jej szlabanu i…

      Zadzwonił telefon Marty.

      – Tak? – Bartek znał to rozbiegane i przestraszone spojrzenie matki. Nie wróżyło niczego dobrego. – Też ma wyłączony telefon? Nie, coś musiało się stać… – Zawiesiła głos. Najwyraźniej inicjatywę przejęła matka Anki, bo Marta milczała przez dłuższą chwilę, słuchając uważnie. – Proszę pani, obie mają wyłączone telefony. To trochę zbyt duży zbieg okoliczności – odezwała się wreszcie. – Spóźniają się od godziny i… – Marta zerknęła na monitor komputera – piętnastu minut. Jeżeli nie wrócą do północy, dzwonię na policję. – Cisza. Do głosu znowu musiała dojść tamta. – Nie, proszę pani, nie przesadzam. Po prostu się martwię i szczerze przyznam, że dziwię się, że tak to pani bagatelizuje. – Kolejna pauza. – Proszę mnie powiadomić, gdyby w tym czasie Ania się do pani odezwała. Tak jak powiedziałam, jeżeli do północy nie dadzą znaku życia, dzwonię na policję. Dobranoc. – Wściekła wcisnęła telefon do kieszeni. – Co z niej za matka?! – Odwróciła się na pięcie i zgarniając po drodze spodenki syna, wyszła z pokoju.

      Gdy tylko drzwi się zamknęły, Bartek wrócił do gry.

***

      Kiedy minęła północ, Marta wciąż siedziała w fotelu, wpatrując się w płomień dogorywający za szybą kominka. Fifi cichutko pochrapywała na jej kolanach. Marta chwyciła telefon i raz jeszcze wybrała numer córki. „Abonent niedostępny…” Nie dosłuchała do końca. Cisnęła aparatem w przeciwległy kąt pokoju. Obudowa rozpadła się na dwie niemalże równe części, wypluwając z siebie prostokątną baterię. Fifi obudziła się przerażona i spojrzała na swoją panią wielkimi, nierozumiejącymi ślepkami.

      – Co mam robić, Fifi? – zapytała Marta.

      Suczka przechyliła łebek w lewo.

      – Co mam robić?!

      Pies zeskoczył z kolan i oddalił się na bezpieczną odległość. Marta schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Minęło dobre kilka minut, zanim doszła do siebie na tyle, żeby podnieść się z fotela i pozbierać szczątki telefonu. Złożyła go, ale na ekranie widniało cienkie, długie pękniecie. Kiedy na powrót go włączyła, jej oczom ukazały się uśmiechnięte buzie jej dzieci. Rysa przebiegała dokładnie przez policzek Agnieszki, odrobinę zniekształcając jej twarz. Marta wybrała numer 112 i już miała nacisnąć zieloną słuchawkę, ale się zawahała… Weszła w galerię zdjęć. Większość fotografii stanowiły zdjęcia dzieciaków. Bartek biegający za piłką podczas jednego z turniejów. Na innym Aga i Bartek siedzieli odświętnie ubrani przy stole na urodzinach babci. Na kolejnych uwieczniła ostatniego w tym roku grilla. Oprócz jej mamy i dzieciaków były jeszcze Ula i Ewa, jej najlepsze przyjaciółki. Na kilku następnych Agnieszka przemierzała wybieg w długiej, białej kreacji sięgającej kostek. Na jeszcze innych Agnieszka pozowała do jakiegoś kalendarza. Marta odrzuciła telefon. Kolejny raz skryła twarz w dłoniach. Przez chwilę nabrała ochoty, aby zadzwonić do Uli lub Ewy… A najlepiej do obu. Odrzuciła jednak ten pomysł, gdy tylko zerknęła na zegarek. 00:17. Jej przyjaciółki albo spały, albo oglądały jakiś film wtulone w swoich mężów. Biła się z myślami jeszcze przez kilka minut. W końcu chwyciła komórkę i wybrała numer taxi.

      Kiedy wchodziła po schodach, mała Fifi próbowała dotrzymać jej kroku. Drzwi pokoju Bartka były uchylone, a przez szparę sączyło się blade światło. Jej syn nadal grał. Ponownie bezceremonialnie ściągnęła mu słuchawki z głowy.

      – Co znowu…? Już się miałem kłaść, tylko…

      – Jadę na policję. Ty zostaniesz w domu. Gdyby pojawiła się Agnieszka, masz mi natychmiast dać znać.

      Chłopak wyglądał na przestraszonego. O ile wcześniej nie do końca brał słowa matki na poważnie, o tyle teraz najwyraźniej zmienił zdanie.

      – Okej… – wymamrotał. – Ale mamo, myślisz, że to dobry…

      – I daruj sobie te słuchawki. Nie będziesz słyszał, jeśli twoja siostra wróci do domu.

      Bartek obserwował, jak matka znika za drzwiami, a wraz z nią ich pies. Ponownie nasunął na głowę słuchawki, aby powiedzieć kolegom, że na dzisiaj rozgrywka jest skończona. Wyłączył komputer i podbiegł do okna, by zobaczyć, jak jego matka wsiada do taksówki. Kiedy samochód ruszył, w ciemności po drugiej stronie ulicy zabłysły światła innego auta. Bartek widział, jak stary volkswagen zjeżdża z krawężnika i rusza za taryfą.

***

      Gdy Marta wysiadła z samochodu, nie zaczekawszy na resztę, której bez zbędnego pośpiechu poszukiwał taksówkarz, zdążyło się rozpadać na dobre. Ściągnęła mocniej poły płaszcza i pobiegła w stronę komendy.

      Ciężkie drzwi zamknęły się za nią z głośnym trzaskiem, co ściągnęło wzrok dyżurującego policjanta. Włosy lepiły się Marcie do twarzy. Odgarnęła je szybkim ruchem.

      – Dobry wieczór – powiedziała. – Chciałabym zgłosić zaginięcie córki…

      Policjant był raczej małomówny. W wywiadzie nie wykraczał specjalnie poza standardowe pytania, na które Marta odpowiadała bez wahania. Ile miał podobnych zgłoszeń? Pewnie dziesiątki miesięcznie. Córka nie wróciła do domu? Aha. Poszła z przyjaciółką do kina. Jak długo się spóźniają? Prawie trzy godziny? Dobrze. Skrzętnie wszystko notował, nie patrząc jej w oczy dłużej, niż to konieczne. Skrupulatnie zapisywał dane dotyczące wyglądu zewnętrznego Agnieszki. Próbował nie dać tego po sobie poznać, ale zapewne myślał dokładnie to samo co matka Anki: przesadza pani, po prostu zabawiły gdzieś na imprezie i…

      – Ja


Скачать книгу