Piętno mafii. Piotr Rozmus

Piętno mafii - Piotr Rozmus


Скачать книгу
choć nie zawsze. Na początku Adam sam jeździł po ciuchy, potem zatrudnił dwie osoby, później kolejne. Wynajął halę i otworzył sklep. Po kilku latach wykupił go na własność. Marta rzuciła pracę i mogła się skupić wyłącznie na rodzinie. Postawili dom. Wiele się zmieniło, poza jednym. Adama częściej w nim nie było, niż był.

      – Powiedz prawdę…

      – Marta, proszę… Nie mam teraz czasu ani siły na te bzdury!

      Pokłócili się. Bardzo.

      – Wiesz, ile kosztuje utrzymanie naszego domu?! – wrzeszczał.

      Nie miała argumentów. Czuła się jak nic niewarta szmata.

      – A ty wiesz, ile mnie kosztuje jego sprzątanie?! Gotowanie?! Pranie i prasowanie twoich pieprzonych koszul?! Chodzenie na wywiadówki i sprawdzanie prac domowych?! Masz, kurwa, pojęcie?! – Chciała to wszystko wykrzyczeć, ale nie zdążyła.

      Rozłączył się. To była ich ostatnia rozmowa.

***

      Na podjeździe dużego białego domu stały inne luksusowe samochody. Agnieszka miała wrażenie, że przyjechała na imprezę do Justina Biebera. Zerkając na auta lśniące w blasku bladego światła lampy nad wejściem, poczuła, jak nogi zaczynają się pod nią uginać. Słyszała głośną muzykę dobiegającą z wnętrza domu. W oknach widziała dziesiątki postaci przemykających niczym cienie. Zatrzymała się, nie mogąc zrobić kroku, podczas gdy Anka i jej nowy znajomy stali już przy drzwiach.

      – Co z tobą? – Anka zeszła z powrotem dwa schodki i chwyciła ją pod rękę.

      – Czyj to dom? – Agnieszka nie mogła oderwać wzroku od willi.

      Chłopak doskoczył do nich wyjątkowo żwawo. Humor go nie opuszczał. Najwyraźniej trawka zdążyła zrobić swoje.

      – Mojego wujaszka – powiedział, zawadiacko poprawiając czapkę. – Niezła chata, co? Poczekajcie, aż zobaczycie wnętrze.

      – Mówiłeś, że imprezę organizują twoi znajomi – obruszyła się Agnieszka.

      – Bo tak jest.

      – Teraz wspomniałeś o wujku…

      – Aga, daj spokój… – Anka próbowała się wtrącić.

      – Poczekaj. – Agnieszka uciszyła ją, unosząc dłoń. Nie odrywała wzroku od chłopaka. – Kiedy mówię o znajomych, nie mam na myśli wujka.

      Kuba przewrócił oczami.

      – Ależ się czepiasz. To jest dom wujka, ale w środku jest pełno moich znajomych. Wujaszek to spoko koleś. Totalnie wyluzowany jak na swój wiek. Same się przekonacie.

      Chłopak ruszył w stronę wejścia, a Anka rozłożyła ręce w geście niezrozumienia i posłała przyjaciółce spojrzenie mówiące: „O co ci chodzi?!”. Potem dołączyła do Kuby, który znowu stał przy drzwiach, z ręką na klamce. Agnieszka szybko zerknęła przez ramię. Wszechobecny mrok nie zachęcał do odwrotu. Ciemność lasu przytłaczała. Żadnego przystanku autobusowego. Nawet gdyby chciała zadzwonić po taksówkę, nie wiedziała, jaki podać adres.

      Weszli do wyłożonego marmurem dużego korytarza. Uwagę Agnieszki od razu przyciągnęły egzotyczne rośliny doniczkowe, które swymi rozmiarami bardziej przypominały drzewa niż kwiaty. Po ich lewej spiralne schody ciągnęły się ku górze. Przed nimi zaś salon z olbrzymim kominkiem, w którym tańczyły płomienie, niemal zapraszał do przekroczenia progu. Ale impreza odbywała się w pokoju po prawej i to stamtąd dobiegała piekielnie głośna muzyka. Utwór z lat dziewięćdziesiątych. Agnieszki nie było nawet na świecie, kiedy święcił triumfy, ale znała go doskonale. Dr Alban tłumaczył, że to jego życie. Agnieszka dostrzegła kilka sylwetek kołyszących się do rytmu.

      Kuba odwiesił kurtki i delikatnym gestem zasugerował, aby ruszyli w stronę najgłośniejszej części domu. Nie zdążyli zrobić kroku, kiedy usłyszeli:

      – Przyprowadziłeś koleżanki?

      Po schodach zmierzał ku nim jakiś mężczyzna w towarzystwie skąpo ubranej dziewczyny. Agnieszka oceniła go na jakieś pięćdziesiąt kilka, może sześćdziesiąt lat, natomiast tleniona blondynka u jego boku nie mogła być wiele starsza… od niej.

      – Cześć, wujku – przywitał się chłopak. Natychmiast zabrał ręce z pleców dziewczyn i stanął na baczność jak uczniak przed profesorem.

      Agnieszka wyczuła w jego zachowaniu nerwowość.

      – Tak… pomyślałem sobie, że zaproszę je na najlepszą imprezę w mieście.

      Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, prezentując krzywe, ale nieskazitelnie białe zęby.

      – Dobrze zrobiłeś.

      Był wysoki. Wyraźne zakola odsłaniały opalone czoło. Spod rozpiętego kołnierzyka pchało się na zewnątrz bujne, czarne jak sadza owłosienie, pośród którego znikał złoty łańcuch. Zdaniem Agnieszki facet miał w sobie coś z Cygana.

      – Jestem Maks. – Mężczyzna, nie przestając się uśmiechać, podał olbrzymią dłoń najpierw Agnieszce, a potem Ance. Nie omieszkał przy okazji dokładnie zlustrować ich od stóp do głów, zbyt długo zatrzymując spojrzenie na ich dekoltach.

      – To Ania i Agnieszka – odezwał się Kuba w chwili, kiedy Anka otwierała nieśmiało usta, aby się przedstawić.

      Mężczyzna wsparł niedźwiedzie ramię na odsłoniętych plecach swojej towarzyszki.

      – A to jest…

      – Kochanie, strasznie zaschło mi w ustach. Idę się czegoś napić – przerwała dziewczyna i bezceremonialnie ruszyła w stronę pokoju, w którym trwała impreza.

      – …Klaudia – dokończył Maks, odprowadzając kobietę wzrokiem.

      Agnieszka podążyła za jego spojrzeniem, dokładnie się przyglądając wystrzałowej figurze dziewczyny. Nie mogła uwierzyć, że taka piękność może być z takim… staruchem. Facet mógłby być jej dziadkiem. Agnieszka wątpiła, by dziewczyna miała szansę w modelingu. Jej zdaniem była odrobinę za niska, co próbowała ukryć kilkunastocentymetrowymi szpilkami, i za bardzo… kobieca. Zbyt wyraźnie zaokrąglone biodra poruszały się rytmicznie z każdym jej krokiem. Seksowna blondynka na pewno zrobiłaby oszałamiającą karierę w branży… porno.

      – Wybaczcie. Klaudia jest chorobliwie zazdrosna. Kiedy widzi mnie w towarzystwie innych pięknych dziewczyn, robi się odrobinę niemiła.

      Nastał moment krępującej ciszy, podczas której Maks znowu w wyjątkowo mało dyskretny sposób przyglądał się gościom.

      – Ale nieważne – odparł wreszcie. – Czego się napijecie?

      – Colę poproszę – odpowiedziała Anka. Na twarzy gospodarza pojawił się ironiczny uśmieszek, więc dodała po chwili: – Z odrobiną whisky.

      – Już lepiej – rzekł Maks i spojrzał na Agnieszkę. – A co dla ciebie?

      – Chętnie napiję się wody, ewentualnie soku pomarańczowego.

      Tym razem mężczyzna nie wytrzymał i roześmiał się w głos.

      – Chętnie napiję się wody, ewentualnie soku pomarańczowego – powtórzył. – Zabrzmiałaś jak grzeczna uczennica z podstawówki.

      Kuba też się zaśmiał, z zainteresowaniem obserwując całą sytuację.

      – Aga jest modelką – wyjaśniła Anka. – Przesadnie dba o linię i…

      – Modelką? – Maks się ożywił. – No proszę. Patrząc na ciebie, wcale nie


Скачать книгу