Niezwykły dar. Diana Palmer

Niezwykły dar - Diana Palmer


Скачать книгу
przypomniał sobie, że zostawił kluczyki w stacyjce auta. Włożył kurtkę i przebrnął przez śnieg do garażu. Robiło się coraz groźniej. „Jeśli nie przestanie padać, trzeba będzie wdrożyć procedury awaryjne, żeby bydło na dalszych pastwiskach nie zostało odcięte”, pomyślał. Wyoming w czasie burzy śnieżnej było śmiertelnie niebezpiecznym miejscem. Pamiętał historię pary, którą zasypał śnieg i w krótkim czasie przypłaciła to życiem. Pomyślał o samotnych Merissie i jej matce w chacie na uboczu. Miał nadzieję, że były dobrze zaopatrzone w opał i jedzenie. Jednak na wszelki wypadek postanowił do nich wysłać później Darby’ego. Kiedy pomyślał o kowboju, uświadomił sobie, że minęło sporo czasu, odkąd z nim rozmawiał. Mężczyźni już dawno powinni wrócić. Ze ściągniętymi brwiami sięgnął po komórkę. Po chwili odebrał Tim.

      – Cześć, szefie. Miałem niedługo dzwonić, ale najpierw musiałem się upewnić, że wszystko będzie dobrze. Darby miał wypadek.

      – Co? – Zachłysnął się Tank.

      – Nic mu nie będzie. – Tim pospieszył z wyjaśnieniami. – Ma złamane żebro i kilka siniaków, więc będzie musiał trochę poleżeć, ale uniknął tragedii. Przygniotło go drzewo, które ścinał. Na szczęście udało mi się go wydostać. Ale gdybym z nim nie pojechał… Powiedział, że Bakerówna uratowała mu życie.

      – Chyba ma rację – wykrztusił Dalton i wypuścił wstrzymywany oddech.

      – Przepraszam, że nie zadzwoniłem wcześniej, ale trochę się zeszło, zanim dotarliśmy do lekarza. Zaraz wracamy, tylko wykupię mu leki.

      – Dobrze. Tylko jedźcie ostrożnie – powiedział i rozłączył rozmowę.

      Mallory, widząc brata bladego jak ściana, zatrzymał się gwałtownie w drzwiach.

      – Co się stało?

      – Właśnie wyleczyłem się ze sceptycyzmu w sprawie zjawisk paranormalnych – zaśmiał się niewesoło Tank.

      ROZDZIAŁ DRUGI

      Dalton nie mógł znaleźć numeru telefonu Merissy, żeby podziękować jej za informacje, które ocaliły życie Darby’ego. Odnalazł jednak namiary na jej firmę w sieci i przesłał mejla. Odpowiedziała natychmiast.

      Cieszę się, że Darby’emu nic poważnego się nie stało. Dbaj o siebie.

      Po tym doświadczeniu Tank wziął sobie jej rady do serca. Po pierwsze skontaktował się z szeryfem Hayesem Carsonem z Jacobsville w Teksasie.

      – To może zabrzmieć dziwnie, ale sądzę, że coś nas łączy – powiedział.

      – Owszem. Ta rozmowa telefoniczna – odrzekł kwaśno Hayes.

      – Chodziło mi o przemyt narkotyków – oznajmił Tank, wracając niechętnie do bolesnych wspomnień. – Nie tak dawno miałem nieprzyjemną przygodę na granicy z Meksykiem. Służyłem w patrolu granicznym. Mężczyzna podający się za agenta DEA poprosił mnie o pomoc przy spodziewanej transakcji i wciągnął w zasadzkę. Zostałem podziurawiony jak sito. Jednak jakoś doszedłem do siebie, choć długo to trwało.

      – To dziwne – powiedział Hayes z zainteresowaniem. – Właśnie szukamy kogoś, kto udaje pracownika rządowej agencji do walki z narkotykami. Parę miesięcy temu aresztowałem dilera narkotyków do spółki z fałszywym agentem, którego jakoś nikt nie może rozpoznać. Nawet jego kumple z agencji. Coś mi się zdaje, że facet ma powiązania z meksykańskim kartelem. Szukamy go my, DEA i FBI, ale nikt nie może sobie przypomnieć, jak on wygląda. Nawet kiedy sekretarka miejscowego komendanta policji, obdarzona fotograficzną pamięcią, razem z rysownikiem sporządzili portret pamięciowy tego niby-agenta, nikt z nas go nie rozpoznał.

      – Potrafi wtapiać się w tło.

      – Jeszcze jak – przytaknął Hayes. – A jak powiązałeś moją sprawę z twoją?

      – Teraz dopiero zrobi się dziwnie – zaśmiał się Tank. – Przyszła do mnie miejscowa jasnowidzka, ostrzegając, że namierza mnie pewien skorumpowany polityk, który jest wplątany w przemyt narkotyków i ma powiązania z tajemniczym agentem DEA.

      – Medium, co?

      – Wiem, że to szalone, ale…

      – Wcale nie. Żona komendanta policji też ma takie zdolności – oznajmił spokojnie. – Wiele razy uratowała tyłek Casha Griera, bo wiedziała coś, czego nie powinna. Nazywa to szóstym zmysłem i twierdzi, że to dzięki celtyckim korzeniom.

      Przez chwilę Tank rozważał, czy Merissa mogła mieć celtyckich przodków, i cicho się zaśmiał rozbawiony tą koncepcją.

      – Cieszę się, że nie uważasz mnie za wariata.

      – Byłoby dobrze, gdybyś mógł tu przylecieć – westchnął Hayes. – Mamy sporą dokumentację związaną z przywódcą kartelu narkotykowego, zwanym El Ladrón, i zeznania członków gangu, zatrzymanych po jego śmierci.

      – Chciałbym, ale na razie nas tu zasypało. Poza tym zaraz święta. Kiedy pogoda się poprawi, zadzwonię i może coś wymyślimy.

      – Świetny pomysł. Przydałaby się twoja pomoc.

      – Doszedłeś już do siebie po porwaniu?

      – Tak, dzięki. Przeżyliśmy z narzeczoną taką przygodę, jakiej nie życzyłbym najgorszemu wrogowi – powiedział i zachichotał. – Chociaż jej widok z kałasznikowem wycelowanym w łeb porywacza był bezcenny. Szczególnie, że potem się przyznała, że nawet nie wiedziała, czy karabinek jest nabity i odbezpieczony. Gorąca babeczka!

      – A z ciebie szczęściarz, że taka kobieta zechciała cię na męża.

      – O tak. A przy okazji, jutro się z nią żenię! – Zaśmiał się Hayes. – Potem ruszamy na kilka dni do Panama City w podróż poślubną, ale na święta wrócimy. A ty jesteś żonaty?

      – Jak na razie żadna kobieta z Wyoming nie była na tyle szalona, żeby mnie chcieć – odparł Tank. – Ale obaj moi bracia są żonaci, więc czekam, kiedy mnie poderwie jakaś ślicznotka.

      – Powodzenia.

      – Dzięki i uważaj na siebie.

      – Ty też. Miło się rozmawiało.

      – Wzajemnie – powiedział Tank, rozłączył się i poszedł do Mallory’ego.

      Znalazł go w salonie przy pianinie, na którym grał motyw z popularnego filmu. Sam też był utalentowanym pianistą, ale Morie przewyższała ich obu swoim kunsztem.

      Kiedy Mallory zauważył Tanka, przerwał grę.

      – Kłopoty? – zapytał, widząc jego minę.

      – Wspomniałem ci słowa Merissy o szeryfie z Teksasu, którego sprawa wiąże się z moją strzelaniną – zaczął, a Mallory skinął głową. – Okazało się, że taki szeryf rzeczywiście istnieje i został porwany wraz z narzeczoną przez tych samych handlarzy narkotyków.

      – O rany!

      – To Hayes Carson. Tuż przed Świętem Dziękczynienia narkotykowy boss, którego aresztował, zlecił jego zabójstwo. On i jego narzeczona zostali porwani przez ludzi El Ladróna i wywiezieni do Meksyku. Udało im się uciec, ale wcześniej Carson wdał się w awanturę z jednym z jego popleczników. Zamieszany był w to pewien agent z DEA. Widziała go również asystentka komendanta policji. Dziewczyna ma fotograficzną pamięć i rysownik namalował wierny portret agenta. Mimo to ani Carson, ani federalni go nie rozpoznali.

      – Interesujące.

      – Właśnie.


Скачать книгу