Niezwykły dar. Diana Palmer

Niezwykły dar - Diana Palmer


Скачать книгу
powtarzał, że wszystko będzie dobrze. Uratował mi życie. Miał hiszpański akcent – dodał, zamykając oczy. – Drugi facet się z nim kłócił, klnąc i żądając, żeby nic nie robili. Było już jednak za późno, bo karetka została wezwana. Ten drugi też mówił z wyraźnym akcentem. Mógł pochodzić z Massachusetts. Jakbym słuchał starych taśm z przemowami Kennedy’ego – powiedział rozbawiony.

      – Jak on wyglądał?

      – Nie bardzo pamiętam – przyznał Tank, marszcząc brwi. – Nosił garnitur, był wysoki, blady i miał rude włosy – oznajmił po chwili. – Jakoś dotąd o nim nie myślałem. Chyba też był agentem DEA – dodał z namysłem. – Ale skoro tak, to dlaczego nie chciał wezwać pomocy?

      – Czy to ten sam, który cię zwabił w pułapkę?

      – Nie. To nie mógł być on – mruknął skupiony Tank. – Tamten miał ciemne włosy i akcent południowca.

      – Podałeś jego rysopis szeryfowi?

      – Nie, ale zaraz to zrobię – stwierdził, wstając.

      Chwycił telefon i wybrał numer Hayesa.

      – Carson – odezwał się szeryf po kilku sygnałach.

      – Tu jeszcze raz Dalton Kirk z Wyoming. Właśnie przypomniałem sobie, jak wyglądał gość, który wezwał karetkę po strzelaninie, w której brałem udział. Był z nim jeszcze jeden mężczyzna i próbował powstrzymać go przed sprowadzeniem ratowników. Ten ostatni był wysoki, rudy i mówił z akcentem z Massachusetts. Czy to przypomina waszego podejrzanego?

      – Nie – zaśmiał się Hayes. – Nasz też był wysoki, ale miał blond włosy i lekki hiszpański akcent.

      – Jasnowłosy Hiszpan?

      – Cóż, ci z północnej części kraju miewają jasne włosy i niebieskie oczy. Niektórzy bywają nawet rudzi. Podobno Baskowie chętnie osiedlali się w Szkocji i Irlandii.

      – Nie wiedziałem.

      – Ja też. Jeden z naszych ma fioła na punkcie historii i uwielbia Szkocję.

      – To wszystko jest jakieś dziwne. Ten, który mnie wciągnął w zasadzkę, był ciemnowłosy i wysoki, a ten, który chciał powstrzymać kumpla przed wezwaniem pomocy, miał rude włosy. Ale jestem pewien, że mieli identyczne garnitury – oznajmił i pokręcił głową. – To chyba skutki wstrząśnienia mózgu.

      – Niekoniecznie. Facet może występować w przebraniu – myślał na głos Hayes. – Widziałeś może „Świętego” z Valem Kilmerem?

      – Chyba kiedyś.

      – Główny bohater był jak kameleon. W mgnieniu oka potrafił całkowicie odmienić swój wygląd. No wiesz, peruka, akcent i tak dalej.

      – Myślisz, że fałszywy agent też tak potrafi?

      – Możliwe. Agenci pracujący pod przykrywką muszą umieć odmienić swój wygląd tak, żeby nie zostali zdemaskowani. Może brał udział w tajnych misjach.

      – Znam kogoś z wojskowego wywiadu. Może będzie mógł pomóc.

      – Mamy w San Antonio detektywa – Ricka Martineza. Jego teść jest szychą w CIA. Może zainteresuje się naszym podejrzanym.

      – Doskonały pomysł. Dzięki.

      – Nie wiem, czy cokolwiek z tego wyjdzie, biorąc pod uwagę tak rozbieżne rysopisy – zastrzegł.

      – I tak warto spróbować. Jeśli któregoś przebrania użył wcześniej, ktoś może go rozpoznać.

      – Zobaczymy. Ale myślę, że w pracy szpiega przebrania nie są czymś niezwykłym – westchnął Hayes. – Na szczęście, mam jeszcze jeden pomysł.

      – Jaki?

      – Ojciec mojej narzeczonej, jej biologiczny ojciec, jest jednym z przywódców karteli narkotykowych na kontynencie – oznajmił, a po drugiej stronie linii nastała wymowna cisza. – Pomógł nam dopaść Złodzieja. I zapewnił bezpieczeństwo rodzinie człowieka, który udzielił pomocy Minette i mnie. Jak na drania jest wyjątkowo sentymentalny. Nazywają go El Jefe, czyli po prostu Szef.

      – Szeryf, którego przyszły teść jest przestępcą… To raczej niespotykane.

      – A jednak. Jego także mogę poprosić o pomoc. Choćby w sprawie tego tajemniczego polityka, który chce zbudować karierę za pieniądze z handlu narkotykami.

      – To rzeczywiście by pomogło. Dzięki.

      – Jestem tak samo zaangażowany jak ty. Bądźmy w kontakcie.

      – Dobrze. Obaj powinniśmy też mieć oczy szeroko otwarte.

      – Święta racja.

      Tank postanowił wybrać się do Merissy. To nie była rozmowa na telefon. Jeśli ktoś dybał na jego życie, mógł założyć mu podsłuch.

      Kiedy parkował przed chatą, Clara czekała na niego na ganku z powitalnym uśmiechem.

      – Merissa wiedziała, że przyjedziesz. Ma okropną migrenę i musiała się położyć – dodała zmartwiona. – Ból dokucza jej od rana, więc lek nie skutkuje.

      – Pigułki od lekarza?

      – Leki ziołowe. Mój dziadek był szamanem Komanczów – odparła, spuszczając wzrok. Tank przyglądał się jej z niedowierzaniem. – Wiem, że jestem blondynką. Merissa też, ale to prawda. Miałam syna, niedługo po urodzeniu Merissy, który żył ledwie tydzień. Jednak on miał ciemne włosy i brązowe oczy. Mnie i mojej córce trafiły się po prostu takie geny.

      Tank podszedł bliżej, a Clara, tak jak wcześniej Merissa, zrobiła krok wstecz. Zatrzymał się skonfundowany.

      – Takie geny, hm? – powiedział, a ona się odprężyła, widząc, że nie podchodzi bliżej. – Claro, nie znam was na tyle, żeby się wtrącać, ale zauważyłem, że ty i Merissa cofacie się, ilekroć podchodzę – oznajmił cicho.

      Clara wahała się. Nie znała Tanka na tyle, żeby mu zaufać, ale czuła, że nic jej nie grozi w jego obecności.

      – Mój były mąż potrafił być straszny, kiedy się zdenerwował – przyznała. – To stary nawyk. Przepraszam.

      – Nie gniewam się.

      Zanim znów się odezwała, upłynęło trochę czasu.

      – Rozwiodłam się z nim dzięki naszemu poprzedniemu szeryfowi. Był dla nas taki dobry. Nie tylko udzielił nam schronienia na czas rozprawy, lecz dopilnował pozbycia się mojego byłego nie tylko z miasta, ale nawet ze stanu – oznajmiła, zdobywając się na słaby uśmiech. – Zawsze się go bałyśmy, kiedy się wściekał. Był tak duży jak ty. Wysoki i barczysty.

      – Ja jestem łagodny jak baranek – szepnął Tank, patrząc jej w oczy. – Ale jeśli powiesz o tym komuś z rancza, wyślę mejla do Świętego Mikołaja, że byłaś niegrzeczna, i nie dostaniesz prezentu pod choinkę – zagroził żartobliwie.

      – Dobrze – oznajmiła zaskoczona Clara, zanosząc się śmiechem. Szybko jednak spoważniała. – Merissa wspomniała, że mężczyzna, który wciągnął cię w zasadzkę, jest blisko.

      – Kiedy się zjawi?

      – To tak nie działa – westchnęła. – Dlatego tak trudno potwierdzić nasz dar naukowymi metodami. Wizje pojawiają się sporadycznie i są wybiórcze. To, co widzimy, bywa niejasne, i musimy interpretować obrazy. Dar Merissy jest silniejszy od mojego, ale dlatego też cena, którą zapłaciła, jest wyższa.

      – Słyszałem o prześladowaniach. Mogę się


Скачать книгу