Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner
To znaczy? – Uniosła brew.
– Nie odezwałaś się do mnie w ogóle, mogłaś chociaż wysłać esemesa, gdzie się zatrzymałaś – powiedziałem spokojnie.
– Jakoś dziwnym trafem wszyscy wiedzieli. Trey wiedział, Erick wiedział…
Rzuciłem jej spojrzenie. Oczywiście, że ją sprawdziłem! No kurwa, jak miałem tego nie zrobić? Umarłbym, gdybym miał tak się zamartwiać i nic nie wiedzieć.
– Musiałem wiedzieć, że jesteś bezpieczna. Zgodziłaś się przecież na ochronę.
– Mam ochronę? – zapytała zaskoczona.
– Tak, ale są dyskretni…
– No, najwidoczniej – burknęła pod nosem, a ja się skrzywiłem. Najpierw rozmowa? Okej!
– Jak było wczoraj w barze? – zapytałem poważnie, zamykając lodówkę. Doskonale wiedziałem, co się wydarzyło. Znowu pierdolony Jack i jego zagrywki. Dobrze, że byli tam Erick i ten cały Kris… Nie znałem go i w sumie nawet nie wiedziałem, co o nim myśleć. To jakiś były kochaś Treya i skoro jest gejem, to powinno wiele wyjaśniać, ale czort go wie. Simon też się zarzekał, że jest hetero, a teraz dawał się ruchać w tyłek i obciągał Treyowi, kiedy tylko mógł.
– Było miło.
– Do czasu, aż Kris przypierdolił temu frajerowi? – Wbiłem w nią spojrzenie. Oczekiwałem, że w końcu zacznie mówić prawdę, bo oszaleję!
– Tak.
– Dlaczego go uderzył?
– Oj, Sed, daj spokój… – westchnęła cicho. Już nie miała ochoty na rozmowę?
– Po prostu pytam.
Wywróciła oczami, myśląc, że tego nie widzę.
– Wdałam się z Jackiem w niepotrzebną rozmowę.
– O czym? – Oparłem się o blat szafki i skrzyżowałem nogi w kostkach. Rebeka zerknęła na mnie, a ja próbowałem się nie uśmiechnąć.
– Byłam tak pijana, że pomyliłam go z Erickiem i powiedziałam, że chcę wracać do domu. Zaczęła się jakaś głupia rozmowa…
– Znowu próbował zaciągnąć cię do łóżka? – To oczywista oczywistość, ale spytałem dla pewności. Ten gnój kiedyś pożałuje wszystkiego, czego kiedykolwiek próbował. Należał mu się porządny wpierdol.
– Nie, wręcz odwrotnie. Powiedział, że po tym, jak podobno ostatnim razem zarzygałam mu salon, nie ma na mnie ochoty. – Ona tak sądziła. Och, moja naiwna Reb. Kompletnie nie potrafiła wyczuć faceta. Sam fakt, jak wyglądała na początku nasza znajomość, o tym świadczył.
– I za to Kris mu przywalił? – ciągnąłem ją dalej za język.
– Nie.
– Rebeko, masz być ze mną szczera – upomniałem.
– I kto to mówi? – Zmrużyła oczy i wbiła we mnie to swoje wkurzone spojrzonko. Oj, Rebeko. Nie masz ze mną szans, skarbie.
– Okej. Lubisz gierki, to się pobawimy – mruknąłem groźnie i podszedłem do niej.
– Mieliśmy jechać…
– Tak. Właśnie wychodzimy. – Chwyciłem ją za jej drobną dłoń, wyprowadziłem z mieszkania i zamknąłem za nami drzwi. Zbiegliśmy szybko na sam dół w milczeniu. Już ja jej zafunduję przejażdżkę życia – planowałem.
– To twój? – zapytała, patrząc na harleya.
– Nie, Ericka, pożyczyłem go na dziś.
– Masz prawo jazdy?
– Oczywiście, że mam. – Uśmiechnąłem się lekko.
– Nie spadnę? – Spojrzała z przerażeniem na tylne siodełko.
– Musisz się mnie mocno trzymać, mała. Wskakuj! – Podałem jej dłoń, by wsiadła. Niepewnie ją chwyciła i popatrzyła na mnie. Przerażenie w jej oczach było jeszcze większe. – Jeszcze to! – Wyciągnąłem kask i włożyłem jej na głowę, po czym dość mocno zacisnąłem pasek regulacji.
– Gdzie mam cię niby trzymać?
– Tutaj! – Usiadłem i chwyciłem jej dłonie, pokazując, jak ma mnie trzymać.
Przysunęła się bardzo blisko mojego ciała, a ja, czując jej cudowne ciepło, znowu się, kurwa, podnieciłem. Ja pierdolę!
– Nigdy nie jeździłam na motocyklu.
– Nie bój się. Spodoba ci się taka jazda – powiedziałem spokojnie i odpaliłem silnik. Rebeka aż podskoczyła, a ja uśmiechnąłem się szeroko. Ruszyłem powoli, a ona wtuliła się we mnie jeszcze bardziej.
Skierowałem się na autostradę, a zaraz potem nad klif. Miałem nadzieję, że moja niespodzianka jej się spodoba. Miałem w głowie miliony myśli i obaw, ale wierzyłem, że to odpowiednia droga, by ją odzyskać.
Dojechaliśmy na miejsce. Zaparkowałem motocykl i zdjąłem kask, po czym rozejrzałem się. Rebeka chyba była zaskoczona miejscem, w które ją zabrałem. Sam się dziwiłem, że kupiłem tutaj dom. Nigdy tak naprawdę nie interesowała mnie ta część miasta. Dość daleko od centrum i takie trochę odludzie. Będzie nam tu dobrze… – myślałem. To jej miało być dobrze, o ile w ogóle miała zamiar przyjąć ode mnie taki prezent. Znałem ją aż za dobrze i… mogło być różnie i tego się właśnie obawiałem.
– No chodź! – Pomogłem jej zejść z motocykla i odebrałem od niej kask.
– Plaża jest dwadzieścia minut drogi od mojego mieszkania… pieszo – rzuciła uszczypliwie, a ja odwzajemniłem jej wredny uśmiech i pociągnąłem za sobą w stronę schodów. Szkoda, że było już po zachodzie, ale miało to swój klimat.
Zeszliśmy trochę niżej, a Rebeka nagle zatrzymała się w pół kroku.
– No chodź. – Pociągnąłem ją lekko za sobą.
– Sed, ty chyba nie mówisz poważnie… – Patrzyła na mnie z przerażeniem. Cholera, no! Ona głupia nie jest. Na pewno już się domyśliła, o co mi chodziło. Błagam, Rebeko, tylko mi teraz nie uciekaj!
– Jeszcze nic nie powiedziałem, chodź. – Uśmiechnąłem się, udając, że się nie denerwuję.
– Wiem, co to jest – Nadal stała i ani drgnęła. Mills, kurwa, znowu spierdoliłeś!
– To znaczy?
– Kupiłeś ten dom, żeby mnie przy sobie zatrzymać? Tak jak to robiłeś z Karą? – odpowiedziała, a ja zrobiłem wielkie oczy. Boże! Kto jej takich głupot naopowiadał?!
– Kupiłem ten dom dla ciebie… dla nas – powiedziałem zażenowany. Jak mogła pomyśleć, że chcę ją przekupić? Że traktowałem ją jak Karę?! Ona nie była taka… Boże, ona nie jest taka jak Kara i nigdy, przenigdy bym nie zachowywał się wobec niej tak jak w stosunku do Kary.
– Ale ja nie potrzebuję twoich domów, samochodów, pieniędzy. Potrzebuję ciebie i tego, byś był ze mną szczery…
– Jestem szczery. Przyjechaliśmy tutaj, żeby o wszystkim spokojnie porozmawiać w naszym nowym domu. – Mój ton był wręcz błagalny. Nie chciałem jej urazić. Kurwa!
– Nie chcę domu, Sed, chcę ciebie.
– To wchodzi w cały pakiet. – Uśmiechnąłem się. Powiedziała to. Chciała mnie! Boże, kamień spadł mi z serca.
– Przecież masz już dom w L.A.
–