Dlaczego mamusia pije. Pamiętnik wyczerpanej mamy. Gill Sims
ŚWIĘTA SĄ DOPIERO W GRUDNIU!
Czemu moja głupia rodzina mi to robi? W sumie możliwe, że czekając do listopada, postanowili nie powtórzyć zeszłorocznego błędu, który doprowadził mnie do załamania nerwowego. Zaczęli wysyłać mejle już w sierpniu, na co odpowiedziałam im, żeby się ode mnie odpieprzyli, a najlepiej umarli, bo RUJNUJĄ MAGIĘ ŚWIĄT!!!
Pierwszego mejla dostałam dziś rano od mojej – najpróżniejszej z próżnych i supermądrej korporacyjnej grubej ryby, dzianej jak Krezus i idealnej w każdym calu – siostry Jessiki:
Cześć, Ellen.
Zastanawiałam się, jak zorganizujemy w tym roku święta, skoro mama i Geoffrey jadą w rejs, a tata i Caroline idą do jej dzieci. Wiem, że wypada moja kolej, żeby was zaprosić, ale jestem tak zawalona pracą, że nie ma szans, żebym zorganizowała w tym roku święta. Przykro mi.
Pomyślałam za to, że byłoby miło, gdybyśmy razem gdzieś pojechali. Spójrz na ofertę Ferraton Hall, to piękny domek na wsi. Mają świetną ofertę świąteczną – dwie noce za jedyne pięćset funtów od osoby. Serwują też dania świąteczne za siedemdziesiąt pięć funtów od osoby (z winem), ale musiałybyśmy się szybko zdecydować. Mają wolne miejsce tylko dlatego, że ktoś zrezygnował.
Gdybyśmy tam pojechały, mogłybyśmy sobie kupić w prezencie zabiegi w SPA. Cała lista jest na ich stronie internetowej.
Z najlepszymi życzeniami,
Jessica
Co do cholery?!
A) Moja rodzona matka ucieka z ojczymem w bożonarodzeniowy rejs i nic mi o tym nie wspomniała. Ciekawe, kiedy zamierzała to zrobić?
B) Okej, o tym, że tata spędzi święta z dziećmi swojej żony, akurat wiedziałam, bo w tym roku przypada ich kolej. Mimo to wciąż jest mi trochę przykro, że kocha „nową rodzinę” bardziej niż nas, mimo że miałam dwadzieścia dziewięć lat, kiedy ożenił się z Caroline. Czasami mam ochotę tupać nogami i krzyczeć: TO JEST MÓJ TATUŚ, NIE WASZ!
A przede wszystkim:
C) Pięćset funtów za sam pobyt plus siedemdziesiąt pięć od osoby za kolację świąteczną? Moja kochana siostrzyczka oczekuje od nas, że zanim w ogóle zaczniemy myśleć o prezentach, wyłożymy dwa tysiące trzysta funtów tylko dlatego, że próbuje skromnie pożalić się, że sama nie zarabia jeszcze miliona rocznie (i jednocześnie sugerując, że jest już blisko), a poza tym jest zbyt zmęczona, żeby wyprawić Wigilię. Doskonale wie, że nie możemy sobie pozwolić na dwie noce w hotelu, poza tym Peter i Jane nie są tacy, jak jej idealne kruszynki Persephone i Gulliver (nazwany tak, bo „szukaliśmy klasycznego, ale też nietuzinkowego imienia”), i będą biegać jak w amoku po hotelu albo rozwalając, albo kradnąc gustowne antyki, których zazwyczaj w takich hotelach wszędzie pełno. Poza tym jak bardzo trzeba być bezdusznym, żeby mejla do własnej siostry zakończyć zwrotem: „Z najlepszymi życzeniami?”. Założę się, że w następnym napisze „Pozdrawiam”.
Odpisałam jej tak:
Cześć, Jess.
Hotel wygląda bosko, ale na ten moment jest dla nas trochę za drogi. Przykro mi.
E xxx
MASZ WIADOMOŚĆ!
Siostrunia szybko odpisuje na mejle jak na kogoś, kto jest zbyt zapracowany, żeby zamówić kolację świąteczną z Marks & Spencer.
Cześć, Ellen.
Jaka szkoda, hotel wyglądał uroczo. Mam nadzieję, że nie wydajesz ciągle pieniędzy na zdrapki, ha, ha.
Persephone i Gulliver bardzo się cieszą, że zobaczą swoich kuzynów w Boże Narodzenie. Poza tym święta to przecież czas dla rodziny. Może skoro nie chcesz jechać do Ferraton Hall, moglibyśmy przyjechać do was? Wiem, że wypada moja kolej, więc nie zostawię cię samej z przygotowaniami. Przywiozę świąteczny pudding.
Z najlepszymi życzeniami,
Jessica
Znowu to zrobiła! Nie dość, że wrobiła mnie w organizację świąt, to jeszcze w zaledwie dwóch zdaniach przemieniła to w fakt, pisząc, że przywiezie świąteczny pudding, zanim w ogóle zdążyłam zgodzić się na jej przyjazd. A to wszystko pod pozorem „czasu dla rodziny”, chociaż nawet nasi rodzice mają nas w głębokim poważaniu! Niestety wiedziałam, że nie ma sensu próbować wymigać się od tego, co zarządzi Jessica. Jeśli napiszę, że święta i tak nie będą rodzinne, bo nie zjawią się nasi rodzice, stwierdzi, że tym bardziej powinnyśmy spędzić je razem.
Nasze dzieci są o rok starsze, więc może wieczór będzie trochę bardziej cywilizowany? Podczas zeszłej Wigilii Peter i Jane zjedli po pudełku czekoladek na głowę na śniadanie, jeszcze zanim Jessica i jej prawie niemy mąż Neil zdążyli przyjechać (są małżeństwem od piętnastu lat, a ja wciąż nie wiem, czy Neil się nie odzywa, bo nas nienawidzi, boi się wyrazić własną opinię przy żonie, a może po prostu milczy przerażony chaosem, jaki panuje w naszym domu i tym, jak zdziczałe są moje dzieci. Tak czy inaczej, przez większość czasu milczy ponuro i odzywa się tylko pytany. Mamrocze wtedy pod nosem: „Nie, dziękuję” albo „Tak, poproszę”, czasami krzywiąc się z niezadowolenia).
Persephone i Gulliver dostali gustowne, ciche i etycznie poprawne prezenty od swoich rodziców. My daliśmy Peterowi i Jane głównie głośne i działające na nerwy gry komputerowe, w które chcieli grać, jednocześnie biegając po domu jak uzależnione od cukru potworki na odwyku.
Persephone napisała kompozycję na pianino, która miała być prezentem dla nas wszystkich, i od razu po przyjeździe zapragnęła nam ją zagrać. Efekt był taki, że dziesięć minut po tym, jak przekroczyła próg naszego domostwa, zanosiła się szlochem, bo nasze rachityczne pianino kupione na Gumtree nie trzymało standardu, do którego była przyzwyczajona, a na dodatek Peter i Jane nie chcieli wyłączyć PlayStation na czas trwania jej recitalu. Kiedy Simon siłą wyrwał im z rąk kontrolery do gry, wymyślili słowa do jej kompozycji. Brzmiały one mniej więcej tak: „Persephone ma kupo-twarz, głupią, głupią kupo-twarz”, na co Jessica zacisnęła usta tak mocno, że zaczęły przypominać pupkę kota. Miałam wrażenie, że za chwilę wyjdzie z siebie i stanie obok. Właśnie z tego powodu, nie bardzo rozumiem, dlaczego znowu chce przyjechać do nas na święta.
Kiedyś spytałam ją, czemu zawsze się upiera, żebyśmy spędzili święta razem. Wydała się zaskoczona i odparła:
– Chciałam, żeby nasze dzieci miały takie same magiczne święta co my… No wiesz, wszyscy w komplecie, obfity rodzinny posiłek, wspólne zabawy, tradycja. Nie tak jak było… później.
Pomyślałam, że Jessica pomyliła swoje wspomnienia z dzieciństwa z reklamami sieci domów towarowych Johna Lewisa8. W moich wspomnieniach mama klęła jak szewc, bo babcia (mama taty) była dla niej niemiła, jednocześnie próbując lepić kuleczki na nadzienie do indyka i wlewając w siebie tyle dżinu, ile potrzeba, żeby zapomnieć o kąśliwych uwagach babuni na temat jej wagi. Tata wyrywał mi i Jess wszystkie zabawki, które wymagały włożenia baterii, bo przecież nie można nam zaufać na tyle, żebyśmy same je włożyły, co sprowadzało się do tego, że pod pretekstem „zmontowania zabawek” sam się nimi bawił, podczas gdy my jojczyłyśmy, żeby nam je oddał. Swoją drogą to, że mama poniosła totalną porażkę w obowiązkach małżeńskich, to znaczy nie spłodziła mu syna i dziedzica, tylko dwie niewydarzone córki, oznaczało, że dostawałyśmy bardzo dużo prezentów na baterie, na przykład kolejki elektryczne albo tory wyścigowe z samochodzikami, które ewidentnie miały być przeznaczone dla nieistniejących synów.
W okolicach
8
W Wielkiej Brytanii od 2007 roku istnieje tradycja wypuszczania świątecznej reklamy przez tę sieć. Dla Brytyjczyków oznacza to początek świątecznego szaleństwa, jak w Polsce pojawienie się w radiu hitu