Dlaczego mamusia pije. Pamiętnik wyczerpanej mamy. Gill Sims
mogłam zacząć swój ulubiony dzień, czyli Olać-to-Piątek! Zarzuciłam i tak skazaną na porażkę walkę ze szkorbutem, i zamiast brokułów wyciągnęłam z zamrażalnika pizzę. Mogłam porzucić wszelkie roszczenia dotyczące ograniczenia czasu spędzanego przed telewizorem, podłączyć dzieci pod elektroniczne opiekunki, a sama zalać się w trupa kiepskim winem i podglądać byłych chłopaków na Facebooku. Simon jak zwykle zasnął na kanapie podczas oglądania pieprzonych Fanów Czterech Kółek i chrapał jak wygłodniały mops nurkujący w kadzi owsianki, ale gdybym spróbowała zabrać mu pilota, na pewno krzyknąłby: „Oglądam to!”. Zresztą to i tak bez znaczenia, bo nawet gdybym dorwała się do pilota, to i tak niewiele bym zdziałała. Simon jest cholernym gadżetowym nerdem i z oglądania telewizji uczynił zadanie, które przerasta moje zdolności percepcyjne. Zamontował różne pudełka i urządzenia „do transmisji danych”. Każde z nich ma własnego pilota i działają dopiero po wybraniu odpowiedniego kanału. Ponieważ nigdy nie pamiętam, który pilot jest od czego, bezmyślnie wciskam wszystkie przyciski po kolei, dopóki któreś z dzieci się nade mną nie zlituje i mi nie pomoże.
Pies patrzył na mnie wzrokiem pełnym politowania. Boję się, że w jakiś sposób wyczuł, że mam kosmate myśli na temat Sama, i oceniał mnie za to, że użyłam go jako przynęty do nawiązania rozmowy.
Simon spędził całe popołudnie w szopie, podczas gdy ja malowałam kredens, usiłując odtworzyć ekscentryczny, odrapany szyk, który podpatrzyłam w domu Sama. Dzieci też próbowały zrobić coś kreatywnego. W tym celu użyły czegoś, co kiedyś było klejem z brokatem, ale dawno już zaschło. Chciałam przywrócić klej do życia za pomocą letniej wody i PVA, ale substancja, którą ostatecznie wysmarowały siebie i stół, bardziej przypominała spermę jednorożca.
Simon był wściekły, kiedy pokazałam mu „odrestaurowany” kredens. Okazało się, że należał do jego babci i był częścią rodzinnego dziedzictwa. Bezdusznie stwierdził, że teraz jest po prostu odrapany, a do szyku mu daleko. Poniekąd go rozumiem, bo faktycznie dałam się trochę ponieść w procesie „postarzania”.
W związku z absolutnym brakiem poszanowania dla mojej artystycznej renowacji, porzuciłam ostatnie wątpliwości dotyczące zostawienia Simona samego w domu i wybrałam się na drinka z Hannah. Kiedy zeszłam na dół w wyjściowych ciuchach, uczesana i umalowana szminką, a do tego jeszcze mascarą, mój mąż wyglądał na zaskoczonego. Do tego stopnia, że powiedział nawet:
– Ładnie wyglądasz. To dla mnie?
Mówiłam mu co najmniej dziewięć razy, że dzisiaj zostaje z dziećmi (w którą to atrakcję wliczyłam także zmywanie spermy jednorożca z ich włosów), bo ja muszę dotrzymać towarzystwa Hannah, żeby nie siedziała sama w pustym domu po tym, jak zawiezie dzieci do Dana.
Możliwe, że trochę za bardzo na niego naskoczyłam, bo posmutniał, kiedy dowiedział się, że to nie dla niego, więc spytałam jeszcze:
– Naprawdę ci się podobam?
Ale on odparł tylko:
– Tak, wyglądasz fajnie.
Tak. To jest dokładnie to, co każda kobieta pragnie usłyszeć. Dupek.
Moja biedna Hannah wpadła w otchłań rozpaczy, bo okazało się, że Dan migdali się z jakąś dwudziestokilkuletnią siksą, którą poznał na siłowni. W dodatku kiedy Hannah spytała, czy właśnie dla niej ją rzucił, to, co usłyszała w odpowiedzi, było całkowicie pozbawione skrupułów. Dan to zwykły kutas. Dobrze, że Simon spędza czas wolny w szopie. Tam przynajmniej nie ma żadnych dwudziestolatek.
Może powinnam spróbować wyswatać Hannah z Samem, kiedy już jej trochę przejdzie? Byłoby miło i altruistycznie pomóc im znów się zakochać. Może w ten sposób odpokutowałabym też fakt, że jestem nim bezwstydnie zauroczona. Może gdyby był zajęty, przestałby mi się podobać? Poza tym Dan by się wściekł, gdyby zobaczył Hannah z kimś tak boskim jak Sam. Przecież jego dwudziestokilkuletnia trzpiotka z siłowni jest niczym w porównaniu z Panem Tyłeczkiem.
Po całym wieczorze wysłuchiwania nad butelką sauvignon blanc o tym, że Dan jest dupkiem, poczułam nawet odrobinę sympatii do Simona. Chciałam mu o tym powiedzieć po powrocie do domu, tyle że zastałam go nieprzytomnego na kanapie przed cholernymi wyścigami motocyklowymi. Jak on może spać przy czymś takim? Chrapał w swoim najstarszym i najobrzydliwszym polarze, nie obudził się nawet wtedy, kiedy przywaliłam mu w głowę poduszką. Zostawiłam go tam i poszłam spać.
Kiedy Simon tak się zestarzał? Niegdyś przesiadywaliśmy do późna, gadając i słuchając muzyki. Nie rozmawialiśmy o niczym konkretnym – nie mogę powiedzieć, żebyśmy zadziwiali innych radykalnymi poglądami na sztukę czy politykę. Prawdę mówiąc, nie pamiętam nawet, o czym rozmawialiśmy, ale o czymś na pewno. Kiedy go poznałam, był połączeniem gota i fana new romantic. Nosił obszerny czarny płaszcz ze sklepu z odzieżą używaną i nałogowo palił czerwone marlboro, co wydawało mi się bardzo cool. Może on też czasem na mnie patrzy i zastanawia się, gdzie się podziała dawna ja? Wciąż pamiętam, co miałam na sobie, kiedy go poznałam: bardzo krótką czarną spódniczkę, martensy, sweter ukradziony któremuś z byłych chłopaków i za dużą tweedową marynarkę, którą zwędziłam kiedyś tacie. Co tydzień wydzwaniał do mnie, żebym mu ją oddała, ale oczywiście nie mogłam tego zrobić, bo od czasu kradzieży przesiąkła zapachem papierosów i haszu. Patrząc na to z perspektywy czasu, mój image był dosyć szalony, ale wtedy bardzo się sobie podobałam.
Studiowaliśmy na jednej uczelni w Edynburgu i często widywałam Simona na kampusie, ale nigdy z nim nie rozmawiałam, bo był starszy (studiował na roku wyżej), a poza tym należał do fajnej artystycznej paczki, a ja, cóż, nie byłam ani fajna, ani specjalnie artystyczna, pomimo usilnych starań, żeby być i jednym, i drugim. Którejś nocy pod koniec drugiego roku podszedł do mnie i poprosił o ogień, a działo się to w pubie Pear Tree. Później mi się przyznał, że wykorzystał to jako pretekst, żeby ze mną porozmawiać, co o dziwo było chyba najbardziej schlebiającym wydarzeniem, jakie kiedykolwiek mi się przytrafiło.
A teraz mamy dwójkę dzieci, kredyt, na który nas nie stać, prace, za którymi nie przepadamy i zrujnowany kredens. Mimo że bardzo na to liczyłam, niestety nie wygląda ani odrobinę lepiej po tym, jak farba wyschła. Wygląda jak wyciągnięty ze śmietnika, a szkoda, bo mój kolejny plan, żeby się przebranżowić i zostać architektką wnętrz właśnie upadł. Poza tym Steve Wright zagrał niedawno Disco 2000 w audycji ze złotymi przebojami. Disco 2000! Przecież to nie jest złoty przebój! To najlepsza piosenka na świecie i jestem pewna, że puszczali ją w radiu nie dalej niż rok temu. Jak to może być, do cholery, złoty przebój? Chrzanić to wszystko! Jestem stara!
PAŹDZIERNIK
Simon ciągle suszy mi głowę o ten przeklęty kredens.
– Co w ciebie wstąpiło, Ellen? Co zamierzasz z nim teraz zrobić, Ellen? Czy wiesz, Ellen, jak długo ten kredens był w mojej rodzinie? Ellen, i co moja matka powie, kiedy go zobaczy?
W końcu straciłam cierpliwość do tej jęczyduszy.
– To tylko kredens! Sterta drewna! To przecież nie koniec świata! On nawet nie jest nic wart! – ryknęłam.
Simon zrobił smutną zranioną minę i pociągając nosem, odparł:
– Dla mnie miał olbrzymią wartość sentymentalną, a ty go sobie ot tak, zniszczyłaś bez żadnej konsultacji ze mną. Więc mam prawo się złościć, czy tak? A może nie?
– Cóż, kochanie, gdybyś nie spędził całego weekendu w tej swojej przeklętej szopie, unikając jakiegokolwiek kontaktu ze mną i swoimi dziećmi, jakbyś miał tam coś naprawdę