Odyssey One. Tom 6. Przebudzenie Odyseusza. Evan Currie
Niech Priminae pomogą z projektami silników. Być może jakoś je zabezpieczyli. Od setek lat używają podobnych.
– Tak, zaproponuję to.
Gdy już to usłyszała, Gracen była zaskoczona, że nikt inny tego nie zasugerował. Cóż, zapewne do niewielu tak naprawdę docierała myśl, że świat wchodzi w erę podróży nadświetlnych dla ludności. A pozostali mieli głowy zbyt wysoko w gwiazdach, by myśleć o konsekwencjach.
– Jeśli to się uda, może będziemy mogli zostawić egzoarcheologię zwyczajnym naukowcom, podczas gdy my skupimy się na obronie – dodała.
– Byłoby idealnie – odparł Weston, chichocząc. – Choć muszę przyznać, że myśl o dowodzeniu okrętem Konfederacji była czymś, co sprawiło, że złożyłem podanie na stanowisko kapitana „Odysei”.
– Zapewne nie tylko pan, komodorze – zapewniła go z lekkim uśmiechem Gracen.
– Powinniśmy eksplorować i odkrywać kosmos – odparł z powagą – zamiast planować kolejną wojnę, która skończy się śmiercią setek tysięcy, i to jeśli nam się poszczęści.
Gracen wzruszyła ramionami. Nie tyle nie zgadzała się z komodorem, co dużo wcześniej niż on zrezygnowała z marzeń o utopii. Trzy wojny, inwazja obcych i niezliczone ofiary wypaliły z jej mózgu te mrzonki. Jeśli taka przyszłość kiedyś nadejdzie, to chętnie przejdzie na emeryturę z satysfakcją, że zrobiła co trzeba.
A do tego czasu miała sporo rzeczy do zniszczenia i wielu ludzi do zabicia.
– Być może kiedyś – powiedziała.
– Ale nie dziś – odparł stanowczym głosem Weston. – Jakie mamy rozkazy, jeśli chodzi o kontakt z Imperium?
– Gdyby chcieli rozmawiać, podjąć negocjacje – poleciła. – Nie żebyśmy spodziewali się, że ich przekonamy, żeby dali nam spokój. Sprawy zaszły za daleko. Ale wszelkie informacje będą drogocenne. Jeżeli rozmowa nic nie da, nauczcie ich, że powinni byli jednak ją rozważyć.
– Tak, ma’am. – Weston wstał i zasalutował. – Za pozwoleniem?
– Proszę iść – odparła Gracen, odwracając fotel tyłem.
Spojrzała na kosmiczną otchłań poza biurem, przypatrując się ruchomym gwiazdom, które musiały być częściami Roju, pracującymi niestrudzenie nad jej osobistym projektem. Miała nadzieję, że nie będzie potrzebny, ale już dawno uznała, że nie urodziła się pod szczęśliwą gwiazdą.
– Powodzenia, komodorze – szepnęła. – Wszyscy będziemy go potrzebować.
Wszystko wskazywało na to, że nadchodzi piekło.
Większość ludzi myślała, że przeszli je podczas inwazji Drasinów, ale Gracen obawiała się, że to był tylko pierwszy akt. Przez lata służby uznała, że nie należy bać się broni, lecz rąk, które ją dzierżą.
***
Komandor Stephen Michaels, dla przyjaciół Steph albo Stephanos, kroczył przez pokład startowy stacji Unity, koncentrując się na myśliwcach nowej generacji klasy Vorpal.
Inaczej niż jego dawne Archanioły, vorpale zaprojektowano przede wszystkim z myślą o walce w kosmosie, a nie w atmosferze. Jako że ich twórcy nie przejmowali się aerodynamiką, wyglądały nieco niezgrabnie, ale Steph widział je w przestrzeni i był pod wrażeniem ich możliwości.
Nie był to może Archanioł, ale i tak imponował.
– Komandorze?
Steph spojrzał i uśmiechnął się, rozpoznawszy kobietę.
– Pani bosman!
– Miło pana znów widzieć – uśmiechnęła się starsza bosman Corrin.
– Nie widziałem pani od… cholera, chyba od Kuźni.
– Przez kilka miesięcy służyłam na „Bellu”. Ale to nie było dla mnie, więc kiedy zwolniło się miejsce na „Wielkim E”, skorzystałam z okazji.
Steph był tylko nieco zaskoczony. Większość ludzi służących w obecnej Czarnej Flocie uznałaby przeniesienie z okrętu klasy Heros na jedyny lotniskowiec we flocie za rodzaj degradacji, ale sam to niekiedy rozważał. Pilotowanie „Odyseusza” było czasami ekscytujące, ale zwykle raczej żmudne. W głębi serca pozostał wciąż pilotem myśliwca, więc czuł zew vorpali, które znaleźć można było tylko na „Wielkim E”.
– Mają szczęście, że pani tu trafiła – stwierdził szczerze Steph.
Corrin westchnęła.
– Zapewne nie na długo. Mówi się, że „E” już jest przestarzały. Nie mieliśmy misji poza układem od czasu inwazji.
Steph zamyślił się. Nie było to zaskakujące, jako że „Enterprise” był drugim – i ostatnim – okrętem klasy Odyseja. Pracowano nad trzema kolejnymi i planowano jeszcze więcej, ale zostały one pożarte przez Drasinów podczas inwazji. Teraz nie miało sensu budować więcej okrętów klasy, dla której nie było miejsca w nowej flocie.
– Proszę zaczekać – powiedział komandor. – Prędzej czy później przypomną sobie, jak bardzo potrzebują ludzi takich jak my. Zawsze tak jest.
Zaśmiał się lekko i spojrzał na najbliższego vorpala.
– Wie pani, muszę coś wyznać. Sam myślałem o przeniesieniu, żeby tylko polatać sobie na tych cackach.
Uśmiechnęła się.
– Rozumiem to. To naprawdę niezłe maszyny.
– Widziałem parametry. Są w porządku – odparł z rozbawieniem. – Ale jestem pilotem Archanioła, wszystko inne przypomina stanie w miejscu.
– To brzmi jak wyzwanie, komandorze.
Steph i Corrin obrócili się, zaskoczeni nowym głosem.
Mówiła wysoka kobieta o półdługich czarnych włosach, opadających luźno na ramiona. Miała wyraziste rysy twarzy i muskularną budowę ciała, co wcale nie odwracało uwagi od chłodnego spojrzenia, jakim obdarzyła Stepha.
– Komandor porucznik Black – skinęła głową Corrin. – To komandor Michaels. Komandorze, to Alexandra Black, dowódczyni eskadry Excalibur.
– Komandorze poruczniku. – Steph skinął głową, przyglądając się przez chwilę kobiecie, zanim zdecydował, że jej gniew nie jest zupełnie serio.
Czasami trudno było takie rzeczy ocenić. Droczenie się z innymi rodzajami sił zbrojnych stanowiło jeden z podstawowych sposobów spędzania czasu w każdej grupie żołnierzy – im bardziej elitarnej, tym lepiej – ale niektórzy brali to zbyt poważnie. Prowokowanie ich było miłą rozrywką, lecz Steph chwilowo nie miał nastroju.
Jednak trochę szczerych drwin nie zaszkodzi.
– Latasz na tych zabawkach? – spytał z krzywym uśmiechem.
– Uważaj no, mądralo. Z tego, co ostatnio słyszałam, ty udajesz, że latasz na tej swojej barce.
Steph kpiąco się skrzywił.
– Ojej, to naprawdę by bolało, gdybym nie miał okazji zaprosić „Odyseusza” do prawdziwego tańca. A ty ile masz godzin w walce na karku?
– Sporo podczas inwazji i odbijania Ziemi – odparła Alexandra nieco defensywnie.
Jako że „Enterprise” tkwił w Układzie Słonecznym od czasu jego wyzwolenia, Steph wiedział, że jej eskadra nie spędziła w boju tyle czasu, ile by chcieli jej piloci. Teraz, gdy