Zgiełk wojny. Tom 3. Cel uświęca środki. Kennedy Hudner
a16-d328e499f00b.jpg" alt="Okladka"/>
Przekład Małgorzata Koczańska
Warszawa 2017
Tytuł oryginału: Alarm of War III: Desperate measures
Copyright © 2017 Kennedy Hudner
All rights reserved
Projekt okładki: Tomasz Maroński
Redakcja: Rafał Dębski
Korekta: Agnieszka Pawlikowska
Skład i łamanie: Ewa Jurecka
Opracowanie wersji elektronicznej:
Książka ani żadna jej część nie może być kopiowana w urządzeniach przetwarzania danych ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
Utwór niniejszy jest dziełem fikcyjnym i stanowi produkt wyobraźni Autora. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.
Wydawca:
Drageus Publishing House Sp. z o.o.
ul. Kopernika 5/L6
00-367 Warszawa
e-mail: [email protected]
ISBN EPUB: 978-83-65661-37-1
ISBN MOBI: 978-83-65661-38-8
Mężczyzna, który desperacko pragnie się znaleźć w objęciach kochanki, nie liczy się ze środkami.
– przysłowie z Azylu
Nie należy walczyć z ludźmi pogrążonymi w rozpaczy, bo doprowadzą cię do śmierci.
– Otto Wiśniowski, szeregowy marines Floty Victorii
Prolog
We wtorek zabili staruszkę.
Oczywiście nie od razu, ale po prostu zabili. Nawet nie poczuła. Jakiś mężczyzna zderzył się z nią w tłumie na ulicy i wytrącił jej torbę z zakupami. Potem zaczął przepraszać, pomógł pozbierać rozrzucone warzywa i owoce, w tym jabłka, które wypadły i potoczyły się po chodniku.
Wiedzieli, że uwielbiała jabłka. Obserwowali ją już od dawna.
Kilka kobiet zdenerwowało się i zaczęło pokrzykiwać, jakby to one były poszkodowane, ale staruszka tylko skinęła głową i spokojnie podziękowała. Nauczyła się już nie dopuszczać, aby drobne niedogodności wytrącały ją z równowagi, nie teraz, gdy jej świat toczył wojnę, królowa Beatrice zginęła, a ukochany wnuk zaciągnął się do Floty. W obliczu tych zdarzeń obtłuczone jabłko nie miało najmniejszego znaczenia.
Staruszka nie zwróciła uwagi, że mężczyzna nosił rękawiczki, a gdy zbierał jabłka, każde obrócił w dłoniach i posmarował… czymś.
Zabrała po prostu torbę i wróciła do domu. Tam schowała zakupy, przygotowała sobie mocną herbatę i starannie podzieliła jedno z jabłek na cząstki. Nie obrała go, nigdy tego nie robiła.
A oni doskonale o tym wiedzieli. Obserwowali ją przecież już od dawna.
Mocna herbata i pokrojone jabłko. Czy można wymarzyć sobie coś lepszego? Staruszka napiła się, potem ugryzła kawałek owocu. W tym momencie jej los był przesądzony. W całym sektorze Victorii nie istniało nic, co mogłoby ją uratować.
Oczywiście śmierć nie nastąpiła od razu. Musiało minąć jeszcze dwadzieścia dni, ale praktycznie kobieta była już martwa. Kiedy rzeczywiście zmarła, zespół zajmował się już drugą fazą i zaczął nawet przygotowania do kolejnej. Do fazy krytycznej.
Jak to na wojnie – tak wiele trzeba zaplanować…
A jest na to mało czasu.
Rozdział 1
Qom, planeta stołeczna Cesarstwa Tilleke, sektor Tilleke
Sierżant Kaelin z Oddziałów Specjalnych Floty Jej Królewskiej Mości stanął w gotowości z toporem bojowym. Gdyby rok temu powiedziano mu, że będzie walczył na śmierć i życie toporem, roześmiałby się tylko.
Ale rok to sporo czasu. A sierżantowi Kaelinowi nie było wcale do śmiechu. Zajmował się natomiast tym, co od roku robił codziennie – próbował zachować przy życiu swoich ludzi.
Pozostali mężczyźni znajdowali się za nim. Mrużyli oczy w ostrym świetle. Oprócz jednego wszyscy byli jeńcami wojennymi, pojmanymi przez Tilleke podczas napaści na Drugą Flotę Victorii. Ostatni był człowiekiem wolnym, instruktorem, który szkolił savaków w walce mieczem. Instruktor nie zrobił nic złego, posiadał po prostu umiejętności, które pozwalały przeprowadzić ten test. Ktoś musiał przecież nauczyć marines, jak używać broni białej. Rodzinie instruktora powiedziano, że zginął z honorem w służbie dla cesarza. I w zasadzie była to prawda.
Nikt nie miał wątpliwości, że wszyscy tutaj zginą. Jedyne, czego pragnęli, to zranić jak najwięcej swoich zabójców. Mężczyźni zostali uzbrojeni w miecze, włócznie i topory. Instruktor uczył ich walki przez ponad miesiąc. Osiągnęli sprawność, choć daleko im było do mistrzostwa. Jednak ten test nie dotyczył ich, miał sprawdzić to, co kryło się za drzwiami.
Pomieszczenie było przestronne jak sala gimnastyczna. Na podłodze rozłożono kilka przeszkód i podwyższeń. Kamery monitoringu obejmowały każdy kąt i zakamarek – ani sekunda testu nie zostanie pominięta w nagraniach. Początkowo mężczyźni nie rozumieli, o co chodzi, jednak po pewnym czasie zaczęło do nich docierać, że jeśli chcą przeżyć, niedługo będą musieli użyć broni, z którą nauczono ich się obchodzić.
Sierżant Kaelin zamachnął się toporem. Na rany boskie, cholernym toporem! Tego rodzaju bronią walczyli jego przodkowie w średniowieczu na Starej Ziemi! Kaelin przeleciał miliony mil na wyrafinowanym okręcie kosmicznym, jednym z najlepszych w siłach Victorii, a teraz miał walczyć o życie z czymś takim w dłoni?
Sierżant był głównym instruktorem w obozie szkolenia podstawowego Gettysburg, ale zgłosił się na ochotnika do oddziałów specjalnych i został przydzielony na pokład krążownika „St. Andrews”. Jednostka zajmowała się patrolowaniem szlaku handlowego z Gileadu do Cesarstwa Tilleke. Pewnego ranka jednak wszystko poszło w diabły, gdy podczas śniadania pojawiło się kilkudziesięciu drani, którzy wpadli do mesy prosto z głównego korytarza i od razu zaczęli strzelać z karabinków pneumatycznych i machać mieczami. Kaelin oberwał i stracił przytomność. Kiedy się ocknął, znajdował się w obozie jenieckim Tilleke z obrożą elektryczną na szyi. Od tamtej pory minął rok.
Gdy rozpoczęto test, w obozie znajdowało się pięciuset jeńców. Teraz zostało tylko dziesięciu.
Tilleke wykorzystywali więźniów, głównie żołnierzy oddziałów specjalnych, do szkolenia savaków w walce wręcz i najskuteczniejszych metodach zabijania. Tydzień po tygodniu strażnicy zaganiali po trzydziestu lub czterdziestu jeńców do makiety okrętu z drewna i plastiku, dawali im podstawową broń, strzelby i pistolety, a potem wysyłali na nich oddział savaków. Początkowo savakowie ginęli w potyczkach – komandosom udawało się ich wystrzelać w wąskich korytarzach. Jednak wtedy do gry włączył się darwinizm. Nielicznym savakom, którzy mieli więcej sprytu i woli przetrwania, udawało się przeżyć potyczkę, a potem kolejną…
Ci właśnie uczyli innych savaków i prowadzili ich szkolenie. A komandosi