Zgiełk wojny. Tom 3. Cel uświęca środki. Kennedy Hudner

Zgiełk wojny. Tom 3. Cel uświęca środki - Kennedy Hudner


Скачать книгу
Dziecięca bezceremonialność – mruknął sir Henry. Królowa z trudem opanowała uśmiech.

      – Tak, komandorze – przyznała.

      – Ale jeżeli obie strony oczekują deklaracji, że poprzemy ich żądania, co mamy zrobić? – Na jego twarzy odmalowała się ciekawość. – Łamigłówka, jak mi się zdaje…

      – Czasami najlepszym podejściem do dyplomatycznej łamigłówki jest po prostu ją ignorować – zauważył spokojnie sir Henry.

      – Czasami – dodała królowa Anna – najlepszym postępowaniem jest skupienie się na osiągnięciu własnych celów.

      – Skoro nie można rozwiązać cudzych problemów, warto przynajmniej wziąć się za własne – dokończył sir Henry.

      – Ale… – Hiram urwał.

      Oboje wbili w niego wzrok, a młodzieniec poczuł gorąco na policzkach. Zawsze rumienił się jak smarkacz, gdy uświadamiał sobie, że królowa i jej doradca wyprzedzają go o lata świetlne. A przecież gdy dwóch adwersarzy pragnie uzyskać poparcie dla swoich żądań od jednej strony, a przy tym strona ta potrzebuje przynajmniej jednego z nich u swego boku, a najlepiej obu, wówczas… Och, to było takie oczywiste!

      – Obiecamy zarówno Sybilli, jak i Sułtanatowi, że poprzemy ich prawo do Essen.

      Królowa Anna i sir Henry nagrodzili go uśmiechami.

      – Ale to dość kłopotliwe, prawda? – wytknął Hiram.

      – Możliwe – zgodziła się królowa z powagą. – Ale to i tak wspaniała alternatywa w porównaniu z zagładą, nie sądzisz?

      – Witaj w świecie dyplomacji – dodał ponuro sir Henry.

      ROZDZIAŁ 3

      Planeta Christchurch, sektor Victorii

      Mąż siostry był następny.

      Siostra chodziła w ciąży z pierwszym dzieckiem i miała termin za niecały miesiąc. Jak sama mówiła, czuła się wielka niczym dom.

      – Nie wiem, jak wytrzymam jeszcze miesiąc – stwierdziła. – To dziecko chyba po prostu mnie rozerwie.

      Na pewno urodzi się chłopiec, przynajmniej tak uważano. To musiał być chłopiec.

      Przyszła matka nie sypiała zbyt dobrze, bolało ją w krzyżu i czasami miała chęć zjeść coś dziwnego. Mąż rozpieszczał ją bezwstydnie, wychodził nawet o trzeciej nad ranem, żeby znaleźć pizzę z anchois i salami. Nie odezwał się słowem, gdy żona wyrwała mu karton i praktycznie zjadła tę pizzę na stojąco. Dobrze radził sobie w kuchni, zwykle to on przygotowywał kolację. Utrzymywał też dom we względnej czystości, robił pranie, a nawet przemalował pokój, w którym zamierzali urządzić sypialnię dla dziecka, i przerwał wyjazdy służbowe. Oboje uważali za wielkie szczęście, że mają siebie nawzajem.

      Bieżąca operacja była łatwa. Członkowie zespołu zaczekali, aż mąż, który właśnie wracał z kolejnym zamówionym jedzeniem dla żony, wejdzie na jezdnię. Wjechali w niego półciężarówką. Uderzenie odrzuciło mężczyznę na sześć metrów, a samochód przejechał go dla pewności.

      Oczywiście zespół sprawdził, czy ofiara nie żyje. Byłoby zaniedbaniem, gdyby tego nie zrobili. Cel został wyeliminowany, więc zespół wsiadł do półciężarówki i odjechał.

      Żona dowiedziała się o zdarzeniu dopiero wtedy, gdy do drzwi zapukała policja. Płakała przez trzy godziny, ale nieoczekiwanie przestała, gdy dziecko kopnęło. Zamknęła oczy. Mały wkrótce miał się urodzić. Nie dziś, nie jutro, ale już niedługo. A kobieta musiała zająć się do tego czasu wieloma sprawami. Przede wszystkim trzeba było zorganizować pogrzeb i sprawdzić finanse. Rozejrzała się po małym domu, na który tak ciężko pracowała. Nie zamierzała go stracić – dziecko będzie miało tu dobre warunki.

      Ale potrzebowała pomocy. Rodzice nie żyli, pozostał jej tylko brat, John. Przebywał na Kornwalii i pracował dla królowej.

      Następnego ranka kobieta wysłała mu wiadomość przez sieć sektora. Powiadomiła, co się stało, i poprosiła, żeby przyleciał jak najszybciej.

      ROZDZIAŁ 4

      Nova Scotia, planeta stołeczna,

      sektor Cape Breton

      Wiktoriański pancernik „Lwie Serce” wraz z dwoma wyglądającymi groźnie krążownikami pojawił się bez zapowiedzi na orbicie głównej planety Cape Breton, Novej Scotii.

      Dowództwo sił zbrojnych sektora od miesięcy czekało z obawą na tę chwilę. Flotę Cape Breton można by porównać co najwyżej do straży granicznej – nie sprostałaby siłom Victorii, nawet tak zdziesiątkowanym jak teraz. Główni przedstawiciele rządu i wojska na Cape Breton wiedzieli, że ich doradca bezpieczeństwa narodowego pomagał Dominium i Tilleke w wojnie przeciwko Victorii. Krążyły pogłoski, że współdziałał z premierem Taylorem, ale wszyscy, którzy je rozpowszechniali, zginęli w tajemniczych okolicznościach, więc z plotek nic nie wynikło.

      Doradca bezpieczeństwa narodowego również nie żył. Znaleziono go z podciętym gardłem, a głowa spoczywała w plastikowej torbie, uszczelnionej taśmą klejącą. Ręce miał skrępowane z tyłu. Z pewnością samobójstwo – jak ocenił główny koroner. Asystentka doradcy, Elizabeth Dreyer, znalazła się pod ścisłą strażą, zamknięta w celi bez okien na zimnej, szarej wyspie Ille d’Entreé.

      Podobno samotność w celi doprowadzała ją do szaleństwa.

      Minęła godzina. „Lwie Serce” krążył po orbicie synchronicznej nad stolicą planety, miastem Inverness, nie nawiązując kontaktu.

      Wreszcie pojedynczy kuter Straży Granicznej zbliżył się powoli do okrętu Floty Victorii, z włączonym transponderem oraz wyłączonymi wszelkimi detektorami oprócz czujników nawigacyjnych. W odległości trzystu mil ustawił się na orbicie równoległej i wywołał „Lwie Serce”.

      – Tu kapitan Boosey z pokładu kutra S-15, Straż Graniczna Cape Breton. Czy możemy poprowadzić wasz prom do celu?

      – Tu sir Henry Truscott, kapitanie. Występuję jako osobisty wysłannik królowej Anny Radcliff Mendoza Churchill, królowej Victorii oraz protektorki Dominium Zjednoczenia Ludowego. Muszę się spotkać z waszym premierem. Natychmiast.

      – Tak jest, sir Henry, zrozumiałem – odpowiedział bez wahania kapitan Boosey. Sir Henry od razu zaczął powątpiewać, czy to zwykły oficer Straży Granicznej. Ktoś taki byłby o wiele bardziej wstrząśnięty, gdyby pancernik i dwa krążowniki wisiały nad stolicą sektora. – Pozostaniemy na naszej pozycji, dopóki nie zgłosi pan gotowości do lotu, a potem będziemy eskortować prom prosto do siedziby premiera. Na tyłach kompleksu znajduje się nieduże lądowisko. Czy mogę założyć, że prom z pańskiego okrętu ma systemy pionowego startu i lądowania?

      Sir Henry uniósł brew i zerknął na kapitana Edera. Dowódca okrętu skinął głową.

      – Tak, kapitanie. – Sir Henry wstał. – Prom zaraz wystartuje.

      A potem skinął na Hirama Brilla i trzech strażników eskorty. Wszyscy ochroniarze wyglądali na twardzieli w opancerzonych kombinezonach bojowych, z pełnym wyposażeniem. Dwóch nosiło lekkie karabiny pulsacyjne, a trzeci taszczył plecak z ogniwami zasilającymi oraz ciężki karabin plazmowy. Oczywiście trzech żołnierzy nie mogłoby obronić ani sir Henry’ego, ani Hirama Brilla, gdyby Bretoni chcieli ich skrzywdzić, ale nie o to chodziło. Żołnierze stanowili przypomnienie, że na pokładzie „Lwiego Serca” jest więcej takich jak oni, a sam okręt dysponuje wystarczającą siłą ognia, aby spalić Cape Breton na popiół.

      Cztery minuty później prom opuścił


Скачать книгу