Zgiełk wojny. Tom 3. Cel uświęca środki. Kennedy Hudner
herbaty. W Victorii był to mocny, gorzki napar i admirał chętnie dodałaby co najmniej trzy kostki cukru, ale naczelnemu dowódcy Floty po prostu nie wypadało pić słodzonej herbaty – naruszałoby to coś fundamentalnego, coś tak mocno wpisanego w tradycję i rolę Floty, w społeczeństwo Victorii, że nie wymagało nawet osobnej nazwy.
Herbata bez cukru smakowała obrzydliwie. Douthat upiła kolejny łyk i ukryła grymas.
– Walkę z Tilleke umożliwiają nam cztery aspekty. Po pierwsze, zasoby. Przeciągnęliśmy Atlasa z powrotem do sektora Victorii, aby wykorzystać jak najlepiej nasze pasy asteroid. Znajdują się tam lepsze złoża minerałów niż w Azylu. Atlas już działa i produkuje ciężkozbrojne kanonierki, niszczyciele, a nawet krążowniki.
Królowa Anna uniosła brew.
– A okręty flagowe?
Douthat pokręciła głową.
– Jeszcze nie. Budowa tak dużych jednostek jest długotrwała. W tym samym czasie możemy wyprodukować dwa lub trzy krążowniki i parę niszczycieli, a na dodatek eskadrę kanonierek. Budowa dużych okrętów jest kusząca, ale teraz najważniejsza jest liczebność naszych sił. Im więcej jednostek, tym większa elastyczność i manewrowość Floty. Wydaje mi się, że będzie nam to potrzebne w walce z Tilleke.
Królowa nie mogła się nie zgodzić z argumentami admirał.
– Mamy też asa w rękawie. – Douthat uśmiechnęła się oschle. – Kiedy przed miesiącami uciekaliśmy z sektora Victorii, wysadziliśmy stację Prometeusz, żeby nie wpadła w ręce wroga, ale pozostawiliśmy Hyperiona. Nie był skończony i mieliśmy pewność, że Dezeci raczej nie zdołają go użyć… – Uśmiech admirał nieco się ocieplił. – Max Opiński i jego gang inżynierów twierdzą, że zakończenie budowy tej stacji i jej uruchomienie potrwa wiele lat, ale możemy wykorzystać jej dok konstrukcyjny już za dwa miesiące. Trzeba będzie podłączyć zewnętrzne źródło zasilania, zapewne siłownię jednego z krążowników, ale wyposażenie pozostało nietknięte i wystarczy je zainstalować. Wszystko jest modularne, więc przy odrobinie szczęścia Hyperion mógłby zacząć produkcję okrętów za sześćdziesiąt dni, a jak się uda, to nawet za czterdzieści pięć.
– W rzeczy samej to dobra wieść, admirał Douthat. – Sir Henry nie krył ulgi. – Należą się pani gratulacje.
– Nie ma co gratulować, to tylko łut szczęścia. Gratulacje należą się co najwyżej Maxowi Opińskiemu. – Douthat zmarszczyła brwi. – Jednak jeżeli chodzi o zasoby, sprawa nie wygląda tak różowo. Gdy Dominium się poddało, mieliśmy prawie pięćdziesiąt cztery okręty, w tym „Lwie Serce” i „Zemstę”. Większość tej floty jest w złym stanie, kilka jednostek potrzebuje remontów w stoczni, zanim znowu będą zdatne do walki. Niektóre chyba trafią na złom.
– Co z flotą Dominium? Możemy coś wykorzystać?
– Nawet całkiem sporo – przyznała admirał. – Stocznia imienia Potęgi Ludowej wciąż działa. A chociaż nieźle pokiereszowaliśmy siły Dezetów, nadal zostało im ze dwadzieścia siedem jednostek w dobrym stanie, włącznie z okrętem flagowym „Mocarz”. Jeżeli zdołamy obsadzić wszystkie załogami, będziemy dysponować flotą złożoną z ponad osiemdziesięciu jednostek. Na dodatek zyskaliśmy dostęp do technologii jeży, która – co ciekawe – jest lepsza niż nasza.
Douthat przymknęła oczy.
– Ale liczby są mylące. Z tych osiemdziesięciu jednostek tylko połowa nadaje się do walki, chociaż wymaga też mniejszych lub większych napraw. Reszta potrzebuje remontów i sporych ulepszeń. – Spojrzała ponuro na zebranych. – Mówię tu o miesiącach w dokach remontowych.
– Wspomniała pani o czterech aspektach – wtrącił sir Henry.
Admirał skinęła głową.
– Drugi to ludzie. Brakuje nam załóg, a te, które zostały, są wykończone. Problem w tym, że większość naszych baz na Kornwalii znajdowała się blisko stolicy. Gdy Dezeci zbombardowali pałac, wyrządzili też sporo szkód w pobliskich bazach, gdzie stacjonowali nasi ludzie. Zwłaszcza że zaatakowali planetę po raz drugi… – Nie musiała mówić, co się wtedy stało, liczba ofiar wciąż budziła emocje. – Brak załóg to coraz bardziej palący problem – podjęła. – Trzeba jak najszybciej zdecydować, czy chcemy wykorzystać obsady z Dominium na jednostkach, w których nie wystarcza personelu z Victorii.
– A możemy im zaufać? – zapytała wprost królowa Anna.
Admirał wzruszyła ramionami.
– Należy to dokładnie przemyśleć, ale możliwe, że nie będzie innego wyjścia.
– A pozostałe aspekty? – Królowa spojrzała ze znużeniem na Brilla. Ostatnie miesiące nie były dla niej łatwe i choć miała dopiero dwadzieścia dwa lata, wyglądała na czterdziestopięciolatkę po przejściach.
Hiram Brill zastanawiał się, jak sam teraz wygląda.
– Trzeci to wywiad. – Admirał Douthat spojrzała na brata Jonga i uniosła brwi. – Nie mamy żadnego.
Brat Jong uśmiechnął się ze spokojem.
– Skonsultuję się z opatem i sprawdzimy, czy możemy skoordynować jakieś działania agentów w sektorze Tilleke.
Sir Henry nachylił się do admirał.
– A ostatni aspekt?
Douthat zdawała sobie sprawę, że znał odpowiedź równie dobrze jak ona.
– Potrzebny nam sojusznik, a najlepiej paru. Azyl już nam pomaga, jak może, ale to niewielki świat z ograniczonymi zasobami. Arkadia znalazła się pod okupacją Tilleke, więc o pomocy z jej strony można zapomnieć. Światłość dostarcza kluczowych informacji wywiadu, ale nie posiada bazy przemysłowej, którą mogłaby nas wesprzeć… Pozostają zatem Cape Breton, Sybilla i Sułtanat. – Admirał wyliczyła na palcach. – O Cape Breton należy zapomnieć, wypłynęły dowody, że pomagał Dezetom w przygotowaniu pierwszego ataku na Victorię. Nie możemy im zaufać.
Na te ostatnie słowa Hiram Brill skrzywił się lekko. Admirał nie zaufałaby ludziom z Cape Breton, ale rozważała, czy nie wykorzystać załóg z Dominium do obsługi zdobytych okrętów?
– W zasadzie – podjęła Douthat – powinno się zadbać, żeby Cape Breton zrozumiał, jakie konsekwencje grożą za angażowanie się w tę wojnę po stronie Tilleke.
– Zajmę się tym – zapewnił sir Henry. – Będę musiał pożyczyć jeden z pancerników i kilka krążowników, ale nie zabiorę ich na długo.
Królowa Anna skinieniem głowy wyraziła zgodę, po czym spojrzała znowu na admirał Douthat.
– Proszę mówić.
– Wydaje mi się, że jedyne nadzieje możemy pokładać w Sybilli albo w Sułtanacie. Ewentualnie w obu, jeżeli będziemy mieli szczęście. Oczywiście w tej kwestii polegam na sir Henrym, który na pewno znajdzie najlepszy sposób, by się z nimi dogadać.
Sir Henry z namysłem skinął głową. Spodziewał się takiego obrotu sprawy, dlatego sporo czasu poświęcił szukaniu sposobu na skłonienie obu sektorów, by przeszły na stronę Victorii.
– Wasza Wysokość, mam kilka pomysłów, jak się do tego zabrać. Z pewnością będę musiał złożyć wizyty zarówno sułtanowi Balturowi w Sułtanacie, jak i kanclerzowi Houtmanowi w Sybilli. Mogę prosić, żebyśmy omówili je dokładniej po tym spotkaniu?
„Niby jak to ma się udać?” – pomyślał Hiram. Sułtanat i Sybilla były od dawna wrogami, toczył się między nimi spór o planetę przygraniczną. Mieszkańcy Sybilli nazywali ją Essen, Sułtanat zaś Izmir. Był to świat bogaty w metale ziem rzadkich. Oba sektory