Star Force. Tom 10. Wygnaniec. B.V. Larson
No? – Dla podkreślenia swoich słów szturchnąłem go butem w mackę. Chyba byłem dziś w nastroju do rozdawania kopniaków na prawo i lewo. – Co takiego powinniśmy wiedzieć?
Marvin potrząsnął kopniętą macką.
– Że nie zadziała.
– Czemu?
– Bo to pierścień jednokierunkowy.
– Jednokierunkowy? A co to niby ma znaczyć?
– Jest ustawiony tak, że nawet po włączeniu przenosi materię tylko w jednym kierunku. Przed dezaktywacją osuszał oceany Yale oraz wciągał znajdujące się pod wodą makrosy.
– Uczyłem się o tym. Potrafisz odwrócić kierunek przepływu? – zapytałem.
– To jest możliwe, ale wymaga wysłania długiej serii przypadkowych poleceń. Ostatnim razem pierścień zaakceptował komendę dopiero po wielu godzinach.
– Ale już kiedyś tego dokonałeś. Nie pamiętasz polecenia, które zadziałało?
– Wygląda na to, że po każdej przyjętej komendzie artefakt resetuje klucz szyfrowania zgodnie z jakimś nieznanym mi algorytmem. Twój ojciec nigdy nie dał mi dość czasu, żebym choć w przybliżeniu nauczył się obsługiwać oprogramowanie pierścienia.
Zaśmiałem się krótko i chrapliwie.
– Chyba się domyślam dlaczego. Nie wiem, jak to robisz, ale każdy problem, który rozwiążesz, powoduje jeszcze większe zamieszanie. Co z pierścieniowym systemem komunikacji? Możemy coś nadać do Thora?
– Z radością bym się tego podjął.
– Nadlatują kosmici, więc wątpię, czy wystarczy czasu. Zakładając, że Turnbull w ogóle pozwoli ci spróbować.
Poprosiłem Adrienne, aby połączyła się z Nieustraszonym i wyjaśniła wszystko stryjowi. Naukowcy próbowali kilkakrotnie, ale nie zdołali skłonić pierścienia ani do komunikacji, ani do odesłania nas do domu. Obręcz nie reagowała, a gdy Adrienne nieśmiało poruszyła temat pomocy ze strony Marvina, jej stryj stanowczo zakazał mu manipulować przy artefakcie.
– Wiadomo coś więcej o tych okrętach kosmitów? – odważyłem się zadać kapitanowi pytanie.
– Wszystkie są mniej więcej rozmiarów krążownika – odpowiedział Turnbull. – Każdy uzbrojony w główne działo energetyczne, sześć dział dodatkowych i sześć wyrzutni rakiet.
– Najwyraźniej lubią liczbę sześć – zauważyłem.
– Tak – powiedział uszczypliwym tonem. – Domyśliłem się.
Zacisnąłem zęby i siedziałem cicho. Wiedziałem, że wypadłem z łask. Tyle dobrego, że nadal ze mną rozmawiał. Chyba uznał, że de facto jestem kapitanem jachtu.
– Więc ich uzbrojenie jest z grubsza porównywalne do naszego? Z tym że ich jednostki wydają się powolne. Może zdołamy je prześcignąć. Chart z pewnością.
– Tylko ucieczka ci w głowie, co, Riggs?
– Nic z tych rzeczy, sir – odparłem tak spokojnie, jak potrafiłem – ale czy pana zdaniem możemy wygrać tę walkę?
Teraz to on zamilkł. Krążownik liniowy był szybszą i lepiej uzbrojoną wersją zwykłego krążownika, ale pod względem opancerzenia ustępował następnemu w hierarchii typowi okrętów, czyli pancernikom. Nieuszkodzony byłby w stanie pokonać dwa albo nawet trzy wrogie krążowniki, ale nie sześć.
– Spróbujemy starej, dobrej dyplomacji, podczas gdy nasi naukowcy będą dalej próbowali aktywować pierścień. – Turnbull najwyraźniej hołdował sięgającej czasów imperium brytyjskiego tradycji nieulegania emocjom i zawziętego optymizmu wbrew wszystkiemu.
– Tak jest – powiedziałem, zadowolony ze zmiany tematu. – Puściłem w ruch program, który rozpracuje podstawy ich języka, zanim przylecą. – Wolałem nie wspominać, że tym „programem” jest Marvin. – Sir, znalazł pan coś jeszcze w tym układzie? Na przykład dowód na istnienie drugiego pierścienia?
Gdyby takowy istniał, może dałoby się prześcignąć kosmitów i w razie konieczności uciec przez niego. To znaczy o ile działał. Z drugiej strony, spodziewałem się, że każdy funkcjonujący portal byłby eksploatowany i strzeżony, może nawet zaminowany.
– Owszem, na przeciwnym krańcu układu jest drugi pierścień. Orbituje wokół gazowego olbrzyma, Tullaxa-5. Zdaje się, że w jego pobliżu wzniesiono sporą instalację, być może fortecę, ale z tak daleka trudno mieć pewność.
– Więc miejmy nadzieję, że uda się dogadać z tymi kosmitami – powiedziałem. Miałem ochotę wspomnieć, że jeśli okażą się wrogo nastawieni, drugi pierścień będzie naszą jedyną drogą ucieczki. Stwierdziłem jednak, że Turnbull albo ktoś z jego załogi już na to wpadł. Sir William sprawiał wrażenie aroganta bez polotu, ale nie był całkiem niekompetentny. A załoga Nieustraszonego z pewnością znała się na rzeczy.
– Odkryliśmy coś jeszcze – kontynuował kapitan, zupełnie ignorując moje słowa. – Świat pod nami, Tullax-6, jest jałowy i pozbawiony atmosfery. Zaobserwowaliśmy na jego powierzchni ślady promieniowania. To pozostałość po bitwie, podczas której zdetonowano tak ogromną liczbę głowic fuzyjnych, że planeta utraciła atmosferę. Znajdują się tam również jakiegoś rodzaju instalacje. – Zawiesił głos.
– Instalacje? – zapytałem, odnosząc wrażenie, że zrobił tę pauzę dla efektu. Sir William miał publiczność, więc budował dramaturgię przed obwieszczeniem czegoś istotnego.
– Owszem, instalacje. Nieczynne i martwe. Pozbawione sygnatury energetycznej.
– Dzieło tutejszych obcych?
– Też tak z początku myślałem, ale nie. Owe instalacje… – znów zawiesił głos – wyglądają na stworzone przez makrosy.
Rozdział 9
Wymieniliśmy z Adrienne spojrzenia, ignorując na chwilę Marvina. Kapitan Turnbull i jego załoga na Nieustraszonym powiedzieli nam o instalacjach makrosów na planecie pod nami. Nasze jednostki, jacht i krążownik, nadal były ze sobą sczepione, tworząc na wyświetlaczu pojedynczą, dużą kropkę.
Nieprzyjemna twarz kapitana Turnbulla pojawiła się w oknie konsoli przede mną. Na chwilę odwrócił od nas wzrok, spoglądając na coś poza kadrem.
– To żadna nowość, że makrosy były tu dwadzieścia trzy lata temu – powiedziałem mu. – Tato odesłał je przez pierścień razem z wodą z oceanu. Musiały mieć tutaj bazę. Może ci kosmici walczyli z makrosami i je pokonali. To by dobrze wróżyło. Przynajmniej mielibyśmy wspólny punkt odniesienia.
– Taką mam nadzieję – z głośnika ryknął tubalny głos kapitana Turnbulla. – Fakt, że nadlatują ze zdatnej do życia planety, sugeruje, że są gatunkiem biologicznym, co czyni nas naturalnymi sprzymierzeńcami.
Skrzywiłem się. Facet zawsze ustawiał maksymalną głośność mikrofonu.
– Nie zawsze tak jest. Proszę nie zapominać o Niebieskich, sir – powiedziałem. – Są biotami, ale mój ojciec musiał ich cofnąć do epoki kamienia łupanego, żeby przestali sprawiać problemy.
– Skuteczność niepotwierdzona – szepnął Marvin na tyle cicho, że tylko ja go usłyszałem.
Zerknąłem na niego, ale żadna z kamer nie odwzajemniła mojego spojrzenia. To było niepokojące stwierdzenie. Czyżby sugerował, że bombardowanie nie zaszkodziło Niebieskim tak bardzo, jak zakładaliśmy? Faktycznie, nikt nigdy nie zapuścił się na powierzchnię ich świata, żeby potwierdzić skuteczność ataku.