Poznański Czerwiec 1956. Отсутствует

Poznański Czerwiec 1956 - Отсутствует


Скачать книгу
jeszcze odwiedzali mnie różni, zawsze inni panowie, którzy żądali ode mnie, żebym powiedziała, kto do mnie strzelał. Pokazywali mi setki fotografii, żebym pokazała na tego. Do dziś przecież tego nie wiem […]”.

      Analiza techniczna wypadku wyklucza lansowaną tezę, że to 15-letni chłopiec zabraną z więzienia broń „próbował” na ulicy i postrzelił Owsianną. Mały rozrzut padających pocisków wskazuje, że broń była oparta o stałą podporę (np. parapet okna) i strzały oddano z góry, jak wieść gminna głosiła już wówczas – z II piętra domu stojącego naprzeciw sądu, a ranna była przecież otoczona przez współuczestników demonstracji. Z bliska oddane strzały pozwoliłyby zauważyć strzelca.

      Już po otwarciu więzienia radiowóz, który dłużej zatrzymał się przed „Bazarem”, przyprowadził wielki pochód demonstrantów z chorągwiami, śpiewem i okrzykami. Uczestnicy penetrowali i plądrowali otwarte więzienie, wchodzili do przyległego gmachu Sądu Wojewódzkiego, przez okna wyrzucali togi sędziowskie i prokuratorskie oraz akta sądowe. Stos papierów palił się na ulicy. Prokuratorzy i sędziowie uciekli. Woźny sądu perswazją ratował przed zniszczeniem księgi wieczyste.

      Przed gmachem UBP narastało napięcie. Tłum rzucał kamieniami, z gmachu lała się na ludzi woda. Poprzez strumienie wody przedarło się z tłumu kilku ludzi i jeden z nich „walił czerwonym łomem w drzwi”.

      Na telefoniczne wezwanie dyżurnego oficera WUBP, kpt. Bertranda, ppłk Lipiński wysłał część dawno postawionych w stan pogotowia resztek demobilizowanego 10. pułku KBW w liczbie 17 żołnierzy, których do gmachu wprowadzono tylnym wejściem. Równocześnie do więzienia na Młyńską pojechało 40 żołnierzy KBW, którzy jednak przybyli już za późno, i wobec zakazu strzelania ulokowali się w części administracyjnej więzienia.

      Od pewnego czasu od strony ul. Kochanowskiego słychać było pojedyncze i seryjne strzały. Znaczny tłum z ul. Młyńskiej ruszył zatem w kierunku ul. Kochanowskiego. Maskę, błotniki i zderzaki radiowozu oblepili ludzie, niektórzy z bronią. Panował nastrój uniesienia.

      Dyrektor Międzynarodowych Targów Poznańskich zamknął kasy biletowe i kazał otworzyć bramy – wstęp na Targi wolny dla wszystkich. Odgłosy strzałów z ul. Kochanowskiego słychać wyraźnie.

      Na ul. Dąbrowskiego przy skrzyżowaniu z ul. Kochanowskiego przewrócono tramwaj. Pomagali przy tym żołnierze. Ogółem w ciągu dnia zniszczono 32 wozy tramwajowe, które bądź spalono, bądź użyto jako barykady.

      Już od godziny 10.10 centrum wydarzeń zaczęło się przenosić na ul. Kochanowskiego – pod gmach Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, w którego piwnicach niejeden z uczestników poddawany był torturom śledztwa. Tu należy się pewne wyjaśnienie. W grudniu 1954 r. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego zostało podzielone na dwa resorty: Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, któremu podlegały MO, KBW i Wojska Ochrony Pogranicza, oraz Komitet do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego (resort w randze ministerstwa), który kontynuował złowrogie tradycje Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Stąd też demonstranci – świadomi układów politycznych w kraju – dogadywali się z milicjantami, a nawet z KBW, natomiast z wielką nienawiścią skupiali się wokół tego ubowskiego gniazda, obciążonego wielu zbrodniami i codzienną praktyką terroru. Okrzyki tłumu wyrażały jego nastroje: „Precz z komuną!”, „Precz z Ruskami!”, „Precz z katami narodu!”, „Dziś skończymy z wami!”.

      Przed gmachem wzdłuż ulicy defilowały tramwajarki ze sztandarami. Przyszły tu na czele pochodu. Teraz stały naprzeciw głównego wejścia do gmachu UBP przy parkanie domu nr 17: Helena Przybyłek (Porębna) i Stanisława Sobańska (Przybylska). Trzecia koleżanka Maria Kapturska usunęła się. Podniecenie demonstrantów wzrastało podsycane jeszcze kilku nieudanymi próbami sforsowania drzwi gmachu.

      Przed godziną 11 (może nawet o 10.40) z okna gmachu na II piętrze padł strzał. Po nim słychać już dalsze strzały. Tłum usunął się, tworząc półkole. Nowe strzały, po chwili seria z broni automatycznej. W tłumie chwilowa panika. Wkrótce jednak ludzie przystosowali się. W oknie nad bramą widać strzelającą kobietę.

      Około godziny 11 kierowca karetki pogotowia ratunkowego typu „Phaenomen”, z sanitariuszem bez lekarza, 29-letni Franciszek Figler, jadący ul. Dąbrowskiego w kierunku Rynku Jeżyckiego, został zatrzymany przez tłum przy ul. Kochanowskiego, aby zabrał rannych. Do karetki wniesiono lub weszło 6 rannych, których Figler zawiózł do szpitala dyżurnego im. Pawłowa. Byli to: Marian Komorowski – robotnik ZNTK, Julian Kamiński – kolejarz, Zygmunt Szyfman – robotnik Fabryki Maszyn Żniwnych, Stanisław Bentkowski – robotnik Zakładów Gazownictwa Okręgu Poznańskiego, Stanisław Gust – robotnik Wrocławskiego Zjednoczenia Elewacyjnego, Stefania Utrata – pracownica Kolejowych Zakładów Gastronomicznych. Kierowca karetki woził rannych do godziny 19 do różnych szpitali, często – w związku z urazami głowy – do kliniki neurochirurgicznej.

      Wszyscy oni okazali się robotnikami, ludźmi pracy, wbrew propagandowej tezie, że robotnicy zostali na pl. Stalina, a na UBP rękę uzbrojoną podniosła awanturnicza grupa prowokatorów i chuliganów wraz z wypuszczonymi z więzienia przestępcami. Polemizując z tą tezą, przyjrzyjmy się, kim byli następni ranni przywiezieni do szpitala dyżurnego im. Pawłowa według kolejności w księdze głównej szpitala, poczynając od nr 2730/56: Jacek Wachowiak, l. 19, robotnik w Zarządzie MTP; Czesław Jackowski, l. 41, robotnik W-8 ZISPO; Józef Jaroszewski, l. 38, pracownik Wojewódzkiej Rady Narodowej; Bolesław Sobkowiak, l. 35, robotnik ZNTK; Tadeusz Królewski, l. 17, robotnik Fabryki Pilników (ul. Sikorskiego); Wojciech Jankowski, l. 18, maturzysta; Zygmunt Kondrat, l. 20, robotnik P. Z. Łączności Gniezno; Ryszard Laugsch, l. 27, z Zakładów Przemysłu Mleczarskiego; Józef Popiół, l. 56, robotnik ZISPO; Władysław Ptak, l. 24, kolejarz; Zdzisław Chmura, l. 20, robotnik ZNTK; Ludwik Wasiak, l. 52, robotnik Spółdzielni Pracy Wyrobów Metalowych; Bogdan Popiela, l. 18, robotnik Fabryki Pilników; Michał Wintoniak, l. 14, uczeń; Stanisław Bodzianowski, l. 41, tramwajarz; Karol Pachurka, l. 48, kolejarz; Ryszard Ganasiński, l. 25, student; Kazimierz Wiatrolik, l. 27, pracownik Biura Obr. Przyrządów Pomiarowych; Helena Przybyłek, l. 20, tramwajarka… itd., itd. Wszyscy inni ranni przyjęci do tego szpitala i setki innych przyjętych do innych szpitali reprezentują ten sam przekrój społeczny. Nasza kwerenda nie dotarła jedynie do szpitala wojskowego, a ze szpitala MSW nie uzyskaliśmy danych o zawodzie i miejscu pracy rannych. Ze spisu rannych przyjętych do tegoż szpitala odczytujemy tylko ich wiek: w granicach 20 do 30 lat. Tylko Tadeusz Kapuściński i Stanisław Porodzyński, funkcjonariusze UBP, byli starsi – mieli po 31 lat.

      Po godzinie 11 ze Szpitala im. [Franciszka] Raszei przy ul. Mickiewicza, który ogłoszono szpitalem „frontowym”, wyszły patrole pielęgniarek z noszami na kółkach. Zbierały pierwsze ofiary: Józef Maj, lat 27; Andrzej Styperek, lat 18; Bronisław Król, lat 9; Marian Granowski z Buku, lat 28; Zbigniew Samulewski z Warszawy, lat 25. Do akcji ratunkowej włączyły się inne karetki pogotowia. W jednej z nich pracowała młoda lekarka Zofia Filas.

      Godzina 11.30. Coraz liczniej napływali ludzie z ul. Młyńskiej. Niektórzy byli uzbrojeni. Zaczęła się obustronna strzelanina. Na parterze budynku UBP zginął od kuli żołnierz KBW Jakub Czekaj. Stojąca w oknie nad głównym wejściem do gmachu kobieta strzela do stojących na przeciwległym chodniku tramwajarek trzymających sztandary. Padła Helena Przybyłek z przestrzelonymi nogami, słania się ranna w łydkę Stanisława Sobańska. Ranny został również 12-letni Jerzy Czapski, padł zabity kolejarz.

      Słychać było zbliżający się radiowóz informujący o sytuacji. Znowu z zamilkłego tłumu rozległy się pieśni i namiętne krzyki: „Precz!”.

      Do rannych tramwajarek podbiegł 13-letni Romek Strzałkowski. Zostawił swoją małą chorągiewkę, od Sobańskiej wziął dużą chorągiew. Pogotowie zabrało tramwajarki do Szpitala im. Pawłowa. Romek stanął na ich miejscu. Wysoko trzymał sztandar.

      Henryk


Скачать книгу