Poznański Czerwiec 1956. Отсутствует

Poznański Czerwiec 1956 - Отсутствует


Скачать книгу
w ul. Dąbrowskiego do demonstrujących dołączyły wezwane załogi [Poznańskich] Zakładów Graficznych im. Kasprzaka, Wytwórni Sprzętu Mechanicznego z ul. Mylnej, Wielkopolskiej Fabryki Urządzeń Mechanicznych „Wiepofama”, Zakładów Przetwórczych Mięsa, Browaru oraz innych małych wytwórni, warsztatów, sklepów i biur. Inna grupa, z udziałem Bogdana Kajdasza, wyszła z „Wiepofamy”, zdążając do Państwowej Wytwórni Papierosów, z której załogą dołączyła do pochodu ul. Rokossowskiego (dziś ul. Głogowska). Po drodze grupa ta zatrzymała się na placyku na skrzyżowaniu ulic Matejki, Berwińskiego i Wyspiańskiego, przy budynku Polskiego Radia. Furtka w ogrodzeniu i drzwi wejściowe były zamknięte. Nie podjęto próby ich sforsowania, ale na słup ogrodzenia wszedł nauczyciel Mieczysław Bentkowski i przemówił do zgromadzonych, formułując cele demonstracji.

      Do Wojskowych Zakładów Motoryzacyjnych przy ul. Polnej weszło dwóch tramwajarzy, wzywając do demonstracji. Załoga wyszła bez sprzeciwu.

      W dekoratorni przy ul. Szamarzewskiego skończono w pośpiechu cztery transparenty o wymiarach 2,5 x 0,5 metra na karbowanym papierze: „Chcemy jeść”, „Żądamy chleba”, „Precz z krwiopijcami”, „Żądamy podwyżki płac, obniżki cen”. Kierownik dekoratorni sam wręczył transparenty uczestnikom pochodu.

      Na Rynku Wildeckim schodziły się jeszcze różne grupy z ZISPO, ZNTK, z ul. Sikorskiego. Kierowały się na pl. Stalina, dokąd doszły około godziny 8.40.

      Pochód, idąc ul. Dąbrowskiego, spokojnie minął skrzyżowanie z ul. Kochanowskiego, gdzie mieścił się Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, i szedł dalej ulicami Fredry i 27 Grudnia. Czoło pochodu przy ul. Ratajczaka spotkało czekające na pl. Wolności załogi z prawobrzeża: Poznańskiej Fabryki Maszyn Żniwnych, „Stomilu”, Zakładów Zbożowych i Jajczarni oraz wydziału W-5 ZISPO.

Na placu Stalina

      Tłum zlewał się ze wszystkich stron na pl. Stalina. Śpiewy, transparenty, okrzyki. Była godzina 8.40. Na placu znajdowało się około 20 tysięcy demonstrantów, wciąż dochodziły nowe pochody. Plac szybko się zapełniał. Panowały powaga i porządek. O ład dbali porządkowi, część z nich to kobiety. Słychać tak bardzo charakterystyczne dla poznaniaków wołanie: „Nie deptać trawników!”. Równocześnie jednak rosnący w siłę tłum krzyczał: „Chcemy chleba”, „Żądamy obniżki cen”, „Żądamy wolnych wyborów pod nadzorem ONZ”, „Precz z bolszewizmem”, „Precz z czerwoną burżuazją”, „Żądamy wolności”. Wszystkie te żądania obejmowało hasło wypisane na transparencie: „Chleba i wolności”.

      Swoiste tło tego zgromadzenia tworzyły pieśni. Słychać Boże, coś Polskę…, My chcemy Boga…, Jeszcze Polska…, Nie rzucim ziemi… Śpiewy przenikały się, wybuchały i gasły, zmieszane z okrzykami podejmowanymi przez coraz to nowe grupy w różnych częściach pl. Stalina. Okrzyki konkretyzują się: „Chcemy Cyrankiewicza!”, „Do Frąckowiaka!”. Tłum stale rośnie. Jest już na placu około 50 tysięcy ludzi. Są wśród nich przypadkowi przechodnie, są przybyli do Poznania na Targi goście z różnych stron kraju, są też zagraniczni wystawcy, którzy zgromadzenie fotografują.

      Godzina 9.00. Jedna ze schodzących się na pl. Wolności grup – około tysiąca ludzi – poszła przed więzienie na ul. Młyńskiej. Pod zamkniętą bramą grupa wznosiła okrzyki: „Puśćcie niewinnych więźniów”. Nie mieli środków do wyważenia bramy, ale w nią bili różnymi przedmiotami. Naczelnik więzienia Lewandowski nie miał bezpośredniego połączenia z Warszawą. Korzystał z połączeń Komendy Wojewódzkiej MO. Instrukcja z Warszawy: nie strzelać, w więzieniu nie ma zbyt groźnych przestępców. Po chwili gromada sprzed bramy ruszyła na pl. Stalina.

      Kolej wstrzymała ruch na stacji Poznań Główny. Nie odbierano nawet przesyłek ekspresowych. Przyjmowano tylko niektóre pociągi – poza rozkładem jazdy. Pracownicy Polskiego Radia zmuszeni byli przerwać pracę. Wyrzucano i palono legitymacje partyjne. Kolejki przed sklepami – ludność wykupywała żywność.

      Godzina 9.10. Na placu przed zamkiem, który był wtedy siedzibą Miejskiej Rady Narodowej, wzmagały się okrzyki żądające wyjścia przedstawicieli władzy. Przed wejście do gmachu wyszedł przewodniczący MRN Franciszek Frąckowiak. Tłum napierał. W tych warunkach rozmowa nie była możliwa. Frąckowiak oświadczył, że będzie rozmawiał z delegacją. Organizatorów demonstracji nie było w pobliżu. Kilkunastu najbliżej stojących demonstrantów, wśród nich bardzo aktywny student Politechniki Poznańskiej Tadeusz Bieniek, udało się razem z F. Frąckowiakiem do jego gabinetu, gdzie – jako delegacja – przedstawiło swoje postulaty: ma tu natychmiast przyjechać premier Józef Cyrankiewicz lub I sekretarz KC PZPR Edward Ochab. Delegaci uznali władze niższego szczebla za niekompetentne dla spełnienia ich żądań, gdyż długotrwałe kontakty z przedstawicielami tych władz w Poznaniu i w Warszawie okazały się bezskuteczne.

      Franciszek Frąckowiak zatelefonował do pobliskiego gmachu KW PZPR. I sekretarza Leona Stasiaka nie było. Był sekretarz propagandy KW PZPR Wincenty Kraśko. Był jeszcze Władysław Markiewicz i kilku dyżurnych. Reszta pracowników KW otrzymała polecenie wtopienia się w tłum i prowadzenia agitacji politycznej. Od W. Kraśki zażądano, aby w ciągu godziny sprowadził na wiec Cyrankiewicza lub Ochaba. Rozmowy przebiegały gwałtownie. Do zamku weszła większa grupa demonstrantów. Pracownicy MRN opuścili swoje biura. Na zamku demonstranci wywiesili białą flagę – znak, że władze poddały się ludowi.

      Delegacja po rozmowie z Frąckowiakiem przeszła do gmachu KW PZPR. Przewodził jej wspomniany Tadeusz Bieniek, członek PZPR i aktywista ZMP. Bezpośrednia rozmowa z W. Kraśką. Przedstawiono ponownie żądanie wezwania do Poznania Cyrankiewicza, wreszcie skłoniono W. Kraśkę do wyjścia i przemówienia do manifestantów. Z samochodu ciężarowego T. Bieniek poinformował o bezowocnej rozmowie z F. Frąckowiakiem i zapowiedział wystąpienie Kraśki. W. Kraśko próbował przemawiać, ale nikt nic nie rozumiał.

      Godzina 9.15. Od Kaponiery wjechały na pl. Stalina trzy ciężarówki przykryte brezentem. W nich milicja wezwana przez W. Kraśkę dla ochrony gmachu KW PZPR. Tłum zatrzymał samochody na środku placu. Z okrzykami „Milicja z nami” tłum wypraszał milicjantów z wozów. Atmosfera była jednak przyjazna. Milicjantów nikt nie rozbrajał. Wiceminister spraw wewnętrznych Ryszard Dobieszak stale w rozmowach telefonicznych potwierdzał zakaz używania przez MO broni.

      Z Komendy Wojewódzkiej MO (dzisiejsze Collegium Iuridicum UAM) wyszedł komendant mjr Tadeusz Pietrzak z grupą wyższych oficerów MO. Mówił do tłumu, ale jego słowa rozjątrzyły ludzi. Przyskoczyło do niego dwóch pracowników Rzeźni w skórzanych fartuchach i jeden z nich uderzył go w twarz. Towarzyszący mu oficerowie rozproszyli się. Liczna grupa demonstrantów weszła do komendy, rozbroiła wartownika i nie niszcząc niczego, penetrowała gmach. Opodal ten sam tłum podrzucał w górę majora MO Popędę wśród okrzyków „Milicja z nami”.

      Godzina 9.30–10.00. Z ul. Kościuszki nadjechał przed zamek samochód „Radiofonizacji Kraju” (radiowóz), opanowany przez manifestantów około godziny 9.40 na dziedzińcu Wojewódzkiego Urzędu Łączności przy ul. Kościuszki 77. Ustawiono go w pobliżu wieży zamku. Przez jego głośniki przemawiał „do braci i sióstr” nauczyciel. Inni mówili krótko, niezbyt zrozumiale, głosili raczej hasła. Wkrótce do radiowozu, podprowadzony przez T. Bieńka, wszedł Wincenty Kraśko i zaczął mówić. Mówił językiem urzędowej propagandy. Wspominał też, że delegacja rządowa, gotowa podjąć rozmowy, jest już w drodze do Poznania. Przeczył też, jakoby poprzedniego dnia aresztowano robotnika ZNTK Rutkowskiego. Robotnicy ZNTK znali prawdę i wygwizdali Kraśkę. Wieść o aresztowaniu Rutkowskiego rozeszła się szybko w tłumie, zniekształcając się w wersję o aresztowaniu delegatów „Cegielskiego”. Tłum wyciągnął Kraśkę z wozu i poszturchiwał. Osłaniali go robotnicy „Stomilu” i ZISPO: A. Konieczny i B. Majtas, a także inni,


Скачать книгу