Wybór pism filozoficznych. Ralph Waldo Emerson
one nie były rodzaju – w taką całość o subtelnie dobranych barwach i odcieniach, że tam, gdzie poszczególne przedmioty są nieciekawe, lub mało wzruszające krajobraz, który tworzą jest doskonały i symetryczny. I tak jak oko jest mistrzem kompozycji, światło jest najprzedniejszym malarzem. Nie ma takiego odrażającego przedmiotu, którego intensywne światło nie uczyni pięknym. A bodziec, którego dostarcza zmysłom oraz odblask nieskończoności, którą ono zawiera – jak przestrzeń i czas – czynią materię barwną i radosną. Nawet ciało zmarłego ma swe własne piękno. Lecz poza tym powszechnym wdziękiem, którym przesycona jest przyroda, prawie wszystkie jednostkowe byty są miłe oku, czego dowodzi nieustanne odtwarzanie przez nas niektórych z nich – jak żołędzia, winogrona, szyszki sosnowej, kłosu pszenicy, jajka, skrzydeł i kształtów większości ptaków, lwiego pazura, węża, motyla, muszli morskiej, płomieni, chmur, pączków kwiatów, liści i kształtów wielu drzew, na przykład palmy.
Dla lepszego zrozumienia aspekty Piękna możemy ująć w trojaki sposób.
1. Po pierwsze, zwyczajne postrzeganie bytów przyrody jest radością. Wpływ kształtów i ruchu w przyrodzie jest tak niezbędny dla człowieka, iż wydaje się, że w swoich najniższych funkcjach leży on na granicy pożytku i piękna. Wobec ciała i umysłu odrętwiałego szkodliwą pracą czy towarzystwem przyroda działa jak lek i przywraca im świeżość. Rzemieślnik, adwokat porzuca zgiełk i wrzawę ulicy, widzi niebo i las, i na powrót jest człowiekiem. W ich odwiecznym spokoju odnajduje siebie. Wydaje się, że zdrowie oka wymaga dali. Nigdy nie jesteśmy zmęczeni pod warunkiem, że potrafimy widzieć wystarczająco daleko.
Niekiedy znów Przyroda daje zadowolenie poprzez sam swój urok, bez jakiejkolwiek domieszki namacalnej korzyści. Z wierzchołka wzgórza naprzeciw mojego domu, od brzasku do wschodu słońca, oglądam widowisko poranka ze wzruszeniem, które mogłoby być udziałem nieba. Długie, wrzecionowate pręgi chmur płyną jak ryby w oceanie szkarłatnego światła. Z ziemi, jako brzegu, wpatruję się w to bezgłośne morze. Wydaje mi się, że uczestniczę w jego gwałtownych przeobrażeniach: żywy zachwyt ogarnia moją znikomość, ogromnieję i jednoczę się z porannym wiatrem. Jakże nas Przyroda uwzniośla przy pomocy paru niekosztownych żywiołów! Dajcie mi zdrowie i światło dnia, a sprawię, że pompatyczność imperatorów będzie śmieszna. Świt jest moją Asyrią, zachód słońca i wschód księżyca moimi Pafos3 i niewyobrażalnymi krainami czarów, samo południe będzie moją Anglią zmysłów i rozsądku, noc Germanią mistycznej filozofii i snów.
Nie mniej wspaniały, jeśli nie brać pod uwagę naszej zmniejszonej po południu wrażliwości, był urok wczorajszego wieczoru – czar styczniowego zachodu słońca. Chmury na zachodnim niebie rozpadały się na różowe płatki lśniące odcieniami niewysłowionej miękkości, a powietrze miało tak wiele życia i słodyczy, że powrót do domu sprawiał ból. Cóż to było, co przyroda chciałaby powiedzieć? Czy nie było żadnego znaczenia w żyjącym spokoju doliny za młynem, którego Homer lub Szekspir nie mogliby dla mnie odtworzyć w słowach? W zachodzącym słońcu bezlistne drzewa, za tło mając granat wschodu, stają się iglicami płomieni, a gwiazdy obumarłych kielichów kwiatów i każda uschła łodyga, i cierń szronem obrzeżone wnoszą coś do tej bezgłośnej muzyki. Mieszkańcy miast sądzą, że wiejski krajobraz malowniczy jest tylko przez połowę roku. Ja rozkoszuję się urokiem zimowej scenerii, która – wierzę – tak samo wzrusza, jak ożywcze działanie lata. Dla uważnego oka, każda chwila roku ma swe własne piękno i w tym samym miejscu dojrzy ono o każdej godzinie obraz, którego nigdy przedtem nie widziało i którego nigdy już nie zobaczy. Niebo zmienia się nieustannie i przenosi swój blask lub mrok na równiny w dole. Czas zbioru na okolicznych polach zmienia obraz ziemi z tygodnia na tydzień. Następowanie po sobie miejscowych roślin na pastwiskach i przydrożach – stanowiące milczący zegar, według którego czas oznajmia godziny lata – nawet pory dnia uczyni dostrzegalne dla uważnego obserwatora. Chmary ptaków i owadów, na podobieństwo roślin, podążają we właściwym sobie czasie jedne za drugimi, a rok ma miejsce na wszystko. Nad brzegami rzek różnorodność jest większa. W lipcu błękitna pontederia, zwana szczupaczym zielem, zakwita ogromnymi dywanami na płyciznach naszej wesołej rzeki i roi się w bezustannym ruchu od żółtych motyli. Sztuka nie może rywalizować z tym przepychem purpury i złota. Zaiste, rzeka jest wiecznym festynem i każdego miesiąca pyszni się nowym strojem.
Jednakże Piękno Przyrody widziane i odczuwane jako piękno, odgrywa najmniejszą rolę. Ceremonia dnia, rosisty poranek, łuk tęczy, góry, sady kwitnące, gwiazdy, srebrzyste światło księżyca, cienie na spokojnej wodzie i podobne zjawiska, jeśli zbyt skwapliwie poszukiwane, stają się widowiskiem zaledwie i szydzą z nas w swojej nierealności. Wyjdź z domu, by popatrzeć na księżyc, a znajdziesz go zwykłą błyskotką w górze; nie będzie on taki jak wówczas, gdy jego blask oświetla twą konieczną podróż. A piękno lśniące w złotawym popołudniu października, – któż zdoła je uchwycić? Ruszasz naprzód, by je znaleźć, a ono znika; to tylko miraż, gdy spoglądasz z okien dyliżansu.
2. Obecność wyższego, mianowicie duchowego pierwiastka jest istotą doskonałości Piękna. Wzniosłe duchowe piękno, które można kochać bez słabości, jest tym pięknem, które odnajdujemy w połączeniu z wolą człowieka. Piękno jest znakiem Boga odciśniętym na cnocie. Każde naturalne działanie jest pełne wdzięku. Każdy czyn bohaterski jest skromny zarazem i opromienia zarówno jego miejsce jak i świadków. Wielkie czyny uczą nas, że wszechświat jest własnością każdej jednostki. Dla każdego rozumnego stworzenia cała przyroda jest posagiem i fortuną. Jeśli chce, przyroda należy do niego. Człowiek może się jej zrzec, może wpełznąć do jakiegoś zakątka i zrezygnować, jak czyni większość ludzi, ze swego królestwa, lecz dzięki swojej naturze, ma on prawo do świata. Chłonie on w siebie świat proporcjonalnie do energii swej myśli i woli. „Wszystkie te rzeczy – powiedział Salustiusz – dla których ludzie orzą, budują czy żeglują, posłuszne są cnocie”. Gibbon pisze, że „Wiatry i fale są zawsze po stronie najzdolniejszych nawigatorów”. Także samo słońce i księżyc, i wszystkie gwiazdy na niebie. Gdy-przypadkowo-zdarzy się, że szlachetny czyn dokonany jest w miejscu o wielkim naturalnym pięknie; gdy Leonidas i jego trzystu męczenników dzień cały umierają, a słońce i księżyc przybywają i patrzą na nich w stromym wąwozie Termopil, lub gdy Arnold Winkelried w ciemnościach lawiny, w wysokich Alpach, ściąga na siebie oddział austriackich włóczników, by dla swoich towarzyszy przerwać okrążenie, czyż ci bohaterowie nie mają prawa dodać piękna sceny do piękna czynu? Gdy barkentyna Kolumba dobija do wybrzeży Ameryki – przed nią plaża ze szpalerami dzikusów pierzchających w popłochu ze swoich trzcinowych chat, za nią morze, a wokół purpurowe góry Archipelagu Indiana, czyż zdołamy oddzielić człowieka od żywego obrazu? Czyż Nowy Świat nie przystraja swego kształtu gajami palmowymi i sawannami, jak stosowną draperią. Piękno zawsze zjawia się niespostrzeżenie jak powietrze i otacza wielkie czyny. Gdy siedzącego na saniach Sir Harry Vane’a, szermierza angielskich praw, wleczono na śmierć do Tower Hill ktoś z tłumu krzyknął do niego: „Nigdy nie siedział Pan na tak zaszczytnym miejscu”. Karol III, by zastraszyć mieszkańców Londynu rozkazał w otwartym powozie wieźć na szafot patriotę Lorda Russella przez główne ulice miasta. „Ale tłumy – mówi jego biograf – miały wrażenie, że widzą wolność i prawość siedzące u jego boku”. Wydaje się, że w odosobnionych miejscach akt prawdy czy bohaterstwa natychmiast przyciąga do siebie niebo jako swą świątynię, a słońce jako swe światło. Przyroda wyciąga ramiona, by objąć człowieka, niech tylko jego myśli będą równie wielkiej szlachetności. Chętnie podąża za nim z różą i fiołkiem, i nagina swe prawa majestatu i gracji, by ozdobić ukochane dziecię. Niech tylko jego myśli będą równie wzniosłe, rama będzie harmonizować z obrazem. Prawy człowiek jest w zgodzie z dziełami przyrody i stanowi centralną postać sfery widzialnej. Homer, Pindar, Sokrates, Fokion wiążą się ściśle w naszej pamięci z geografią i klimatem Grecji. Niebiosa i ziemia solidaryzują się z Jezusem. Ktokolwiek widział w codziennym życiu człowieka o silnym charakterze i radosnym usposobieniu, zauważy z jaką
3
Przyp. tłum. Pafos – nazwa dwóch miast, na wybrzeżu Cypru, położonych obok siebie. Dla odróżnienia zwano je Starym Pafos (gr. Palajpafos) i Nowy Pafos (gr. Pafos Nea). Założycielem Starego Pafos miał być Kinyros. Stare Pafos znane było z kultu Afrodyty, która według mitologii narodziła się w tych okolicach z morskiej piany.