Panorama współczesnej filozofii. Отсутствует
metafizyka kategoria istoty ma charakter pierwotny i odpowiada jej w przybliżeniu to, co ujmowane jest w definicji realnej, czyli w definicji rzeczy, w przeciwieństwie do definicji nominalnej, czyli definicji słowa. Fine podkreśla, że pod tym względem nawiązuje do Arystotelesa, który w swojej Metafizyce twierdzi, że definicja jest sformułowaniem lub wyrazem istoty. W artykule uważanym przez wielu za jeden z najważniejszych, jaki napisano o esencjalizmie w ostatnich dekadach (Correia 2012, s. 639) wprost twierdzi, że „tradycyjna asymilacja istoty do definicji lepiej nadaje się do objaśnienia tego, czym jest istota. Być może nie dostarcza nam analizy tego pojęcia, lecz daje nam dobry model jego funkcjonowania” (Fine 1994, s. 3).
Zanim przejdziemy do próby przybliżenia tej neoarystotelesowskiej koncepcji istoty, przedstawmy krótko dwie zasadnicze racje, które zdaniem Fine’a przemawiają za odrzuceniem szeroko rozpowszechnionej modalnej teorii istoty. Racje te wiążą się z tym, że konieczność nie jest warunkiem wystarczającym esencjalności, czyli istotności. Można się natomiast zgodzić z tym, że jeśli coś jest dla czegoś istotne, to jest dla tego czegoś konieczne.
Fine proponuje na początek rozważyć relacje między Sokratesem a zbiorem, którego jedynym elementem jest Sokrates (dalej zbiór ten będziemy oznaczali jako {Sokrates}). W świetle standardowego ujęcia zbiór taki z konieczności istnieje jeśli tylko istnieje Sokrates, Sokrates zaś z konieczności należy do takiego zbioru. W ramach modalnej teorii istoty prowadzi to do wniosku, że Sokrates z istoty należy do zbioru {Sokrates}. Według Fine’a trudno się z takim wnioskiem zgodzić, gdyż do istoty Sokratesa nie należy bycie elementem takiego zbioru, aczkolwiek niewątpliwie jest tak, że do istoty owego zbioru należy to, że jego jedynym elementem jest Sokrates. Jeśli kogoś nie przekonuje ten przykład, w którym zestawia się konkretną osobę ludzką z abstrakcyjnym obiektem, jakim jest zbiór jednoelementowy, można podać inne przykłady, w których brane są pod uwagę dwa obiekty konkretne. Niech to będzie Sokrates i wieża Eiffla. Ponieważ nie są to obiekty, które byłyby w jakikolwiek sposób ze sobą powiązane, to jest konieczne, że są to obiekty odrębne. Odrębność od wieży Eiffla nie jest jednak czymś istotnym dla Sokratesa. Konieczność nie implikuje w tym przypadku istotności. Jeśli wszystkie te przykłady rodzą u wielu osób zdziwienie i niedowierzanie, to tylko dlatego, iż osoby te „są pod takim wpływem modalnego ujęcia istoty, że nie potrafią inaczej zrozumieć tego pojęcia” (Fine 1994, s. 5).
Druga racja przemawiająca przeciwko przyjęciu koncepcji modalnej jest następująca. Weźmy pod uwagę jakąkolwiek prawdę konieczną lub koniunkcję wszystkich praw koniecznych, oraz załóżmy, że Sokrates istnieje. Będzie zatem czymś koniecznym, że Sokrates istnieje, kiedy dana prawda konieczna lub koniunkcja takich prawd obowiązuje. A przecież może nie być żadnego związku między istotą Sokratesa a treścią owych prawd koniecznych. „Nie należy bowiem do istoty Sokratesa to, że istnieje nieskończenie wiele liczb pierwszych lub to, że abstrakcyjny świat liczb, zbiorów lub czegoś innego w tym rodzaju jest taki, a nie inny” (Fine 1994, s. 5). Aby nadać temu zarzutowi jeszcze bardziej wyrazistą postać rozważmy twierdzenia o istocie, które według koncepcji modalnej są twierdzeniami o konieczności, a zatem jeśli będą prawdziwe, to będą koniecznie prawdziwe. Godząc się na przejście od konieczności do istotności, będziemy zmuszeni przyjąć coś wysoce nieintuicyjnego, a mianowicie, że do istoty dowolnego przedmiotu należy to, iż każdy inny przedmiot ma takie własności istotne, jakie ma, na przykład, że do istoty Sokratesa należy to, iż wieża Eiffla jest czasoprzestrzennym obiektem. Tak więc poznając naturę czy istotę jednej rzeczy poznajemy w pewnym sensie także naturę wszystkich innych rzeczy. Trudno o bardziej zaskakującą i niewiarygodną konkluzję.
Sformułowane zarzuty pod adresem modalnej koncepcji istoty można próbować odeprzeć, lecz zdaniem Fine’a nie da się tego uczynić w skuteczny sposób. Co więcej, roztrząsając rozmaite przypadki twierdzeń na temat tego, co istotne i konieczne, zauważymy, że niejednokrotnie łatwo się zgodzić co do zachodzących konieczności, lecz o wiele trudniej co do faktów związanych z istotą. Wystarczy chociażby wziąć pod uwagę taki oto scenariusz klasycznego sporu filozoficznego na temat relacji umysłu do ciała. Dwaj filozofowie zgadzają się co do tego, że jest czymś koniecznym, iż osoba ma jedno ciało i jeden umysł, a ponadto że dany umysł i dane ciało należą tylko do jednej osoby. Przystają również na to, że dana istniejąca osoba ma z konieczności ten umysł i to ciało, które ma, oraz na to, że ten umysł i to ciało z konieczności należą do tej osoby, do której należą. Krótko mówiąc, są oni zgodni co faktów modalnych dotyczących osoby, umysłu i ciała. Ta zgoda nie przeszkadza im jednak toczyć sporu o istotne własności osoby, umysłu i ciała.
Jeden filozof może bowiem pojmować ciało i umysł jako coś wyabstrahowanego z osoby. Dla niego zatem istotne dla umysłu i ciała będzie należenie do osoby, do której należą, chociaż dla osoby nie będzie istotne posiadanie tego ciała i umysłu, które posiada. Drugi filozof może wszelako pojmować osobę i jej umysł jako coś wyabstrahowanego z ciała. Dla niego zatem istotne dla osoby i umysłu będzie należenie do ciała, do którego należą, chociaż dla ciała nie będzie istotna przynależność do tej osoby lub umysłu (Fine 1994, s. 8).
Opisana sytuacja pokazuje, że związki konieczne nie wyznaczają w jednoznaczny sposób związków esencjalnych, czyli istotnościowych. Innymi słowy, nie ma prostego przejścia od konieczności do istoty, a tym bardziej nie ma żadnych podstaw do utożsamienia tego, co konieczne, z tym, co istotne.
Dlaczego tak się dzieje? Przecież istnieje ścisły związek między pojęciami istoty i konieczności. Jeśli na przykład jakieś przedmioty są z istoty powiązane, to jest koniecznie prawdziwe, że są one tak powiązane. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że takie prawdy konieczne nie są konieczne tak po prostu, niejako same z siebie. Jest tak na mocy natury i tożsamości przedmiotów, których te prawdy dotyczą. Konieczność ma zatem swe źródło w istocie owych przedmiotów. Źródłem konieczności stwierdzenia, że Sokrates jest człowiekiem, jest natura i tożsamość Sokratesa, a źródłem konieczności tego, że dwa jest liczbą jest natura i tożsamość dwójki. Kiedy prawda konieczna dotyczy kilku przedmiotów, to źródłem jej konieczności może być jakiś jeden określony przedmiot. Tak właśnie jest w wypadku twierdzenia, że Sokrates należy do zbioru {Sokrates}, gdyż „jest ono prawdziwe na mocy tożsamości zbioru jednoelementowego zawierającego Sokratesa, a nie na mocy tożsamości Sokratesa” (Fine 1994, s. 9).
Fine podkreśla, że pojęcie konieczności jest tego rodzaju, iż ignoruje się w nim owe subtelności dotyczące źródła konieczności. Liczy się jedynie to, jakiego rodzaju obiekty lub stany rzeczy są konieczne, a nie bierze się już pod uwagę mechanizmu konstytuowania się związków koniecznych. „Zważywszy na pomijanie przez pojęcie konieczności owych zmian co do źródła, nie jest niczym zaskakującym, że nie jest ono w stanie uchwycić pojęcia, które te zmiany uwzględnia” (Fine 1994). Mamy tu do czynienia z taką sytuacją, w której te czy inne przedmioty, albo poszczególne grupy przedmiotów, przyczyniają się do ustanowienia całokształtu praw koniecznych. Z owego całokształtu tych prawd nie da się dokładnie określić wkładu, jaki poszczególne przedmioty miały w ich ustanawianiu, podobnie jak z zestawu przekonań powszechnie żywionych w danej wspólnocie nie da się wywnioskować, jakie dokładnie są przekonania poszczególnych jednostek tej wspólnoty.
Istotę i własności istotne stanowiące podstawę stanów i prawd koniecznych łączy Fine bardzo ściśle, w duchu arystotelesowskim, z definicją realną. Definicję taką rozumie się jako zwięzłe określenie rzeczy i przeciwstawia się definicji nominalnej, czyli określeniu znaczenia słowa lub terminu. Dokładne rozważenie tego przeciwstawienia pokazuje, twierdzi Fine, że między tymi dwoma rodzajami definicji jest więcej podobieństw niż różnic. Jeśli bowiem pojmujemy definicję nominalną nie jako zdanie sprawy z empirycznego faktu powiązania określonego dźwięku lub napisu z pewnym znaczeniem, lecz jako podanie natury znaczącego