Baśnie Andersena. Ганс Христиан Андерсен
Boży? Nic nie wiedziała i nic nie widziała. Była szczęśliwą tylko, była pewną, że Bóg przebaczył jej winy i znowu ma Ojca w niebie i braci na ziemi.
Dobry Bóg, miłosierny!
Organy brzmiały uroczyście i poważnie, chór głosów ludzkich płynął pod sklepienie, słońce świeciło tak jasno i ciepło przez wysokie okna, a złote blaski padały na ławkę Karusi. I była tak szczęśliwą! Zbytek radości przepełniał jej serce i wielka miłość Boga, miłość ludzi i tyle uczuć, że ach, nie pomieści ich serce ludzkie!
Serce Karusi pękło ze zbytku radości, a dusza popłynęła spokojnie po jasnych promieniach słońca wprosi aż przed tron Boga. Tam będzie szczęśliwa, – czerwone buciki nie staną nigdy więcej na jej drodze.
Odrobinka-Calineczka – Dziecię elfów
Pewna kobieta bardzo pragnęła mieć maleńkie dziecko, ale nie wiedziała, skąd by je wziąć. Poszła więc do czarownicy i rzekła:
– Tak bym chciała mieć malutkie dziecko. Powiedz mi, co tu zrobić, żebym je miała?
– O, to nietrudno! – odpowiedziała czarownica. – Znajdziemy na to radę. Masz tu ziarnko jęczmienia, ale to nie jest takie zwyczajne ziarnko, które sieją w polu albo sypią kurom na pokarm – zasadź je starannie w doniczce od kwiatów, a zobaczysz, co z tego będzie.
– Dziękuję – rzekła kobieta i zapłaciła czarownicy dziesięć groszy, bo tyle to ziarnko kosztowało.
Po powrocie do domu zasadziła je starannie w doniczce od kwiatów i zaraz pokazała się mała roślinka, okryła się pięknymi listkami, a w środku wyrósł kwiat złoto—purpurowy, podobny do tulipana, tylko zamknięty w pączek.
– Cóż to za prześliczny kwiat! – rzekła kobieta i tak była zachwycona, że całowała złote i czerwone płatki. W tej samej chwili kwiat z wielkim łoskotem otworzył się i w środku, na zielonym dnie kielicha, gdzie zwykle mieści się słupek kwiatowy, stała sobie prześliczna mała dziewczynka. Nazwali ją Odrobinką-Calineczką, gdyż była maluchna jak młoda pszczółka, tylko daleko zgrabniejsza.
Kobieta wzięła zaraz łupinkę orzecha, ażeby w niej urządzić kolebkę dla swego dzieciątka. Fiołkowe płatki posłużyły za sienniczek, a jeden płatek róży – za kołderkę.
W nocy Odrobinka spała wybornie, a w dzień bawiła się na stole. Kobieta postawiła na nim talerz z wodą, otoczony wiankiem kwiatów, których łodyżki były zanurzone w wodzie. Listek tulipana zastępował łódkę, dwa pręciki kwiatowe stanowiły wiosła i Odrobinka pływała sobie po talerzu od jednego brzegu do drugiego. Ślicznie to wyglądało!
Umiała też śpiewać, a tak ładnie, że nie można tego opisać.
Jednego razu w nocy, kiedy Odrobinka spała spokojnie w kołysce na stole, przez wybitą szybę wskoczyła do pokoju ropucha. Szkaradne to było stworzenie: ciężkie, grube, mokre – i bardzo ciekawe. Zaraz spostrzegła Odrobinkę, śpiącą pod różanym płatkiem.
– Hm, hm! – mruknęła. – Piękna byłaby z niej żona dla mojego synka! I razem z kołyską zabrała, dziecinę, wyskoczyła do ogrodu i zaniosła ją do swego mieszkania. Znajdowało się ono w czarnym, gęstym błocie nad strumieniem. Syn ropuchy brzydszy był jeszcze od matki, chociaż bardzo do niej podobny. ˝Koak, koak, breke—ke—ks!˝ – tyle tylko umiał powiedzieć, gdy ujrzał Odrobinkę.
– Nie mów tak głośno – szepnęła mu matka. – Obudzisz ją i może nam uciec, bo jest lekka jak puszek łabędzi. Trzeba ją przenieść na liść wodnej lilii, aż na środek strumyka. Tam będzie jak na wyspie, a tymczasem przygotuję dla was mieszkanie w głębi błota.
Po powierzchni strumienia pływały zielone, okrągłe liście wodnych lilii.
Ropucha wybrała największy, który zarazem leżał najdalej od brzegu, i na nim umieściła łupinę orzecha ze śpiącą Odrobinką.
Kiedy dziewczynka zbudziła się rano i zobaczyła, gdzie jest, zaczęła płakać. Wokoło była woda głęboka, ani sposób dostać się z listka do brzegu. A ropucha tymczasem urządzała w głębi błota mieszkanie dla młodej pary. Przyozdobiła ciemną, szkaradną jamkę trzciną i wodnymi roślinami, żeby się synowej podobała, i popłynęła z synem do listka, aby przenieść kolebkę panny młodej.
Ujrzawszy Odrobinkę, ukłoniła jej się w wodzie bardzo głęboko i rzekła chrapliwym głosem:
– Oto mój syn, mościa panno. Zamierza ożenić się z tobą i właśnie urządzamy wam wspaniałe mieszkanie w głębi błota.
– Kok, koak, breke—ke—keks – powiedział syn ropuchy.
Zabrali piękną kołyseczkę i odpłynęli, a Odrobinka usiadła na liściu i płakała okropnie, bo nie chciała mieszkać u brzydkiej ropuchy i być żoną jej syna. Małe rybki, co pływały w wodzie koło listka, słyszały całą przemowę ropuchy i teraz przykro im było słuchać płaczu dziecka. Więc wychyliły główki nad powierzchnię wody, aby zobaczyć młodą narzeczoną, ale na widok prześlicznej dziewczynki tak im się jej żal zrobiło, że postanowiły ją obronić.
– Nie bój się – powiedziały – nie dostanie cię brzydka ropucha. Zebrały się wszystkie razem dookoła łodyżki, na której trzymał się listek, i przegryzły ją ostrymi ząbkami. Listek popłynął z prądem strumyka daleko i ropucha już go nie mogła dogonić.
Odrobinka cieszyła się bardzo z tej podróży. Wszystko ją bawiło: mijała wsie i miasta, łąki, pola, lasy, a ptaki na gałązkach przyglądały jej się i śpiewały wesoło:
– Patrzcie, patrzcie, jaka prześliczna dziewczynka! A jaka malusieńka! Odrobinka uśmiechała się do nich nawzajem, ale listek płynął dalej, aż do innego kraju. Prześliczny biały motyl usiadł na listku lilii, aby się lepiej przyjrzeć maleńkiej dziewczynce. Słońce świeciło ślicznie, woda błyszczała jak srebro, wszystko się Odrobince podobało. Zdjęła swój pasek i przywiązała nim motyla do listeczka. Teraz popłynęła jeszcze prędzej. Wtem – och, jak się przelękła! Chrabąszcz ogromny porwał ją z listka i uniósł het, wysoko, na drzewo. Najbardziej żal jej było pięknego motyla, którego przywiązała do listeczka: jeśli się nie urwie, umrze chyba z głodu.
Ale niedobry chrabąszcz nie troszczył się o to. Posadził ją wysoko na wygodnym liściu, przyniósł jej miodu z kwiatów i powiedział, że jest bardzo, bardzo ładna, chociaż niepodobna wcale do chrabąszcza. Wkrótce zaczęły schodzić się inne chrabąszcze mieszkające w pobliżu, aby zobaczyć Odrobinkę. Gospodarz sadzał gości na najpiękniejszych liściach.
– Ach, jakaż ona biedna – ma tylko dwie nogi! —zawołała jedna młoda chrabąszczówna.
– A rożków wcale nie ma – dorzuciła druga.
– A jaka cienka w pasie! Fe, podobna do człowieka!
– Szkaradna! – zdecydowały wszystkie razem.
Naprawdę Odrobinka była bardzo ładna i taką się wydała chrabąszczowi, który porwał ją z listka lilii. Ale gdy wszyscy zaczęli ją ganić, i on też uwierzył, że jest brzydka, i chciał jej się pozbyć. Odniósł ją więc na łąkę, posadził na polnym kwiatku, żeby tylko nie mieć jej w domu i żeby sąsiedzi nie śmiali się z jego gustu.
Odrobinka płakała bardzo, że jest taka brzydka, że nawet chrabąszcz nie chce patrzeć na nią. Ale cóż miała robić? Przecież naprawdę była bardzo ładna. Całe lato przeżyła mała dziewczynka sama jedna w wielkim lesie. Z trawy uplotła sobie wygodne łóżeczko i zawiesiła je pod listkiem koniczyny dla ochrony od deszczu. Żywiła się sokiem kwiatów, a piła rosę, która stała co rano na trawie, liściach i kwiatach.
Tak upłynęło