Stara Flota Tom 6 Wolność. Nick Webb

Stara Flota Tom 6 Wolność - Nick  Webb


Скачать книгу
Sprawdźmy, co się dzieje z płaszczem i jądrem Tytana.

      Po jakiejś minucie Davenport podniósł na nią wzrok.

      – Ma’am? Nie… nie wiem, czego tam szukać.

      Proctor nadludzkim wysiłkiem woli zdusiła westchnienie. Sama zdecydowała, że załoga jej mostka składać się będzie z marines, nie z komandor porucznik Whitehorse, Qwerty’ego, Zivika oraz reszty oficerów, których zabrała na pokład „Wyzwania”. Pomoc uciekinierce mogła narazić ich kariery na szwank. Dlatego Proctor odesłała wszystkich na „Niepodległość”. Zakładała, że marines nie dostaną tak poważnych zarzutów jak oficerowie, choć nie miała pewności, że Oppenheimer potraktuje ich łagodnie. Zwłaszcza że marines zgłosili się na ochotnika. W rezultacie jednak admirał została z załogą mostka, która miała dość mgliste pojęcie, jak wypełniać swoje zadania. Na pokładzie „Wyzwania” tylko Proctor umiała sobie poradzić… cóż, w zasadzie ze wszystkim. A przynajmniej z tym, co dotyczyło okrętu.

      No, nie tylko ona.

      Była jeszcze ta kobieta, nadal zamknięta w areszcie na dolnym pokładzie. To ona zabiła prezydenta Quimby’ego oraz zbuntowanego admirała Mullinsa. Ten drugi był prawdziwym celem Fiony Liu.

      – Zajmę się tym. – Machnięciem ręki Proctor odpędziła Davenporta od konsoli i zajęła jego miejsce.

      „Dobry Boże, ależ on jest wysoki!” Pochyliła się i obniżyła fotel, aby dosięgnąć stopami podłogi.

      Komandor Carson zajrzał jej przez ramię.

      – Coś ciekawego, ma’am?

      – Szczerze mówiąc, sporo. Jednak analiza danych wymaga czasu i specjalistów, a ja nie dysponuję ani jednym, ani drugim. Jednak te fluktuacje w polu magnetycznym wskazują, że wewnątrz księżyca dzieje się coś, co odbiega od normy. Pola magnetyczne planet wytwarzane są przez ruchy magmy, która na dodatek przewodzi elektryczność. Zwłaszcza w głębi ciała niebieskiego, w metalicznym jądrze. Ale te tutaj? Dobry Boże. Nie mam pojęcia, co oznaczają te odczyty. Wiem tylko, że Tytan nie zachowuje się normalnie, ale to przecież nic nowego.

      – Czyli nie mamy nowych informacji?

      – Wręcz przeciwnie. Jak wskazują dane, istnieje spora szansa, że on tu jest. I nadal żyje. Może nawet kontroluje to, co się tutaj dzieje.

      W oczach Carsona dostrzegła powątpiewanie. Za­wahał się, jakby próbował ostrożnie dobierać słowa.

      – W porządku, komandorze, może pan to powiedzieć. Wiem, że to szaleństwo. Ale jestem też admirałem, więc posiadam szaleńcze przywileje.

      Carson uśmiechnął się lekko, zanim odpowiedział.

      – Jest pani także poszukiwana, ma’am, więc lepiej niech pani ze mną nie pogrywa. – Uśmiechnął się szerzej. – Z całym szacunkiem.

      Proctor parsknęła śmiechem. Trzeba przyznać, że ten marine miał jaja. A wziąwszy pod uwagę obecną trudną sytuację, miała głęboko w nosie etykietę.

      Carson był dowcipny. Zupełnie jak chorąży Babu. Nie, kapitan Babu! Jej adiutant, któremu wydała rozkaz, aby poprowadził frachtowiec wyładowany pociskami z ładunkiem antymaterii prosto na okręt Roju.

      Dzięki temu Babu ocalił Ziemię. Jednak Proctor przekonała się, że takiego rozkazu nie wydaje się bez konsekwencji. Może wraz z Babu zabiła też cząstkę siebie, a może ożywiła w sobie poczucie, że życie jest niezwykle cenne? Nie potrafiła się zdecydować, co bardziej odpowiada prawdzie.

      – Uważaj na słowa – odgryzła się z uśmiechem. Szczerze powiedziawszy, od zniknięcia Tytana pozwalała załodze mostka przeklinać bez ograniczeń. Ostatnio nie przywoływało to już wspomnienia matki krzywiącej się na wulgarny język.

      – Słuchajcie wszyscy. Będę szczera. Zasługujecie na to. Nie jestem grangerystką, przysięgam. Ale… on tam jest. Wiem, że tam jest. Słyszałam jego głos, mówił mi o sprawach, o których nikt inny nie wiedział. Powiedział coś, czego nie zdradziłam nikomu na świecie.

      Komandor Carson uprzejmie skinął głową.

      – Ma’am, to niewiarygodne. Naprawdę. Ale… jeżeli powiedział pani coś, czego pani nigdy nikomu nie zdradziła… czy jest szansa, choćby najmniejsza, że jednak…

      Umilkł, bo chyba nie wiedział, jak wyrazić swoje myśli.

      – …że jednak oszalałam? Tak. Już to ustaliliśmy, komandorze. Zdaję sobie sprawę, że to wszystko może się dziać tylko w mojej głowie. Ale mamy nagrania incydentu sprzed dwóch tygodni, dlatego w tej kwestii skłonna jestem zaufać swoim przeczuciom.

      – A to przeczucie mówi pani, że kapitan Timothy Granger, Bohater Ziemi, który przed trzydziestu laty wleciał w czarną dziurę i spędził tam trzynaście miliardów lat, niedawno wrócił i zaczął zmieniać księżyce w kosmiczne działa, żeby chronić nas przed nową inwazją Roju?

      Proctor otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła.

      – Tak. Właśnie tak.

      Komandor Carson wyprostował się sztywno, a potem uniósł rękę do czoła w krótkim salucie.

      – Pani admirał, chciałbym coś powiedzieć, chyba w imieniu wszystkich tutaj. Z całym szacunkiem oczywiście… To zupełna kupa gówna. Niemożliwe. Ale… wierzymy pani. Wierzymy w panią. Ocaliła pani Ziemię tyle razy, że zasługuje pani na odrobinę poparcia.

      Proctor w podzięce pochyliła głowę.

      – Dziękuję.

      – I jeszcze jedno, ma’am – dodał Carson. – Będziemy z panią do końca. Nawet do końca świata.

      Proctor ogarnął podziw dla oddania marines. Odwróciła się czym prędzej do terminala porucznika Davenporta.

      – Chyba nadeszła pora, żeby nawiązać kontakt. Za każdym razem, gdy Tim się do mnie zwracał, używał przekazów zakodowanych w pulsowaniu promienia wystrzelonego z jego broni. Należy zatem założyć, że nie może odbierać ani nadawać sygnałów radiowych. Dlatego zamierzam wystrzelić w stronę księżyca wiązkę laserową małej mocy i zakodować w niej mój głos. – Pochyliła się nad konsolą i pracowała przez chwilę w skupieniu. Zdumiewające, że porucznikowi Qwerty’emu przychodziło to tak łatwo.

      – Jest pani pewna, że kapitan odczyta sygnał?

      – Nie. Ale nic innego nie mamy. – Wydała kilka ostatnich komend. – Dobrze, do dzieła. – Odchrząknęła i włączyła nagrywanie. – Tim, tu Shelby. Przyleciałam. Jesteś ranny? Potrzebujesz pomocy? Odezwij się do mnie, Tim.

      Wszystkie oczy wbiły się w ekran główny, jakby załoganci odruchowo przyjęli za pewnik, że jeżeli w ogóle pojawi się jakaś odpowiedź z Tytana, to tylko w formie wizualnej. Minęła minuta, potem druga. Proctor odwróciła się znowu do konsoli.

      – Tim, proszę, odezwij się. Powiedz, co mogę zrobić. Pomóż mi pokonać Rój. Znowu. Właśnie dlatego wróciłeś, prawda? Wróciłeś, żeby… żeby nas chronić. I żeby nas znowu ocalić. Mój Boże, Tim… To, co zrobiłeś, zapiera dech w piersi. Aż trudno uwierzyć. Ale… wierzę, Tim. Wierzę, że to ty. I potrzebuję twojej pomocy.

      – Ma’am! Coś się dzieje!

      Proctor podniosła głowę i popatrzyła na ekran.

      – Co się dzieje? Nic nie widzę.

      Trzeci z marines, porucznik Case, przycisnął kilka przełączników na swojej konsoli. Ukazało się zbliżenie wybranego wycinka powierzchni, daleko od żarzącej się strefy zderzenia z okrętem Roju.

      Otwierał się właz. Gigantyczny otwór w powierzchni księżyca


Скачать книгу