Stara Flota Tom 6 Wolność. Nick Webb

Stara Flota Tom 6 Wolność - Nick  Webb


Скачать книгу
– Volz obrócił się z fotelem do stanowiska taktycznego i popatrzył na Whitehorse. – Znalazłaś już jedwabny szlak?

      Załoga „Niepodległości” właśnie odkryła, że wewnątrz okrętów Roju znajduje się ogromna wolna przestrzeń. Wielkie puste tunele ciągnęły się w jednostce i rozgałęziały do iglic broni, a także w różnych przypadkowych kierunkach, choć nie udało się określić, w jakim celu. Pancerny kadłub okazał się tak nieprzenikliwy, że wykrycie czegokolwiek pod nim nie było możliwe z zewnątrz.

      Za to przestrzenie wewnątrz jednostki Roju okazały się wystarczająco duże, aby pomieścić okręt rozmiarów „Niepodległości”.

      Whitehorse wreszcie uniosła kciuk.

      – Znalazłam. Jest około dwudziestu dwóch kilometrów w głębi tej jednostki, po naszej bakburcie.

      – Dwadzieścia dwa kilometry, co? W życiu by nam się nie udało wybić tak głębokiej dziury z zewnątrz. Jerusha, wyznacz kurs. Riisa? Zacznij obliczać współrzędne skoku kwantowego.

      – Kapitanie! Nasza flota przegrywa. Okręt admirała Tillisa jest mocno uszkodzony. Rozkazuje nam, żebyśmy udzielili mu wsparcia.

      – Jakieś oznaki zbliżania się księżyców Grangera? – zapytał Volz.

      – Żadnych, kapitanie. Minęło pięć minut od pojawienia się Roju w układzie. I… – Sprawdziła odczyty na pulpicie. – Dwa okręty wymierzyły już broń w planetę i właśnie ją ładują.

      Volzowi wydawało się, że dostrzega w jej oczach łzy, gdy podniosła głowę.

      – Brytanii została najwyżej minuta.

      Kapitan opanował emocje i spojrzał na ekran.

      – Postarajmy się więc, żeby ta minuta miała znaczenie. Chorąży Riisa?

      – Gotowa, kapitanie.

      – Jerusha? Przygotowałaś operację Wredny Chojrak Cztery?

      – Tak jest, kapitanie. Mam potwierdzenie gotowości od Sukinkota.

      Volz skinął głową. Chociaż drżał na samą myśl, że może stracić syna, nie miał wyboru.

      – Zaczynajmy.

      ROZDZIAŁ 7

      W pobliżu Brytanii

      Kokpit myśliwca

      – Ethan, zaczynaj. Operacja Wredny Chojrak Cztery – odezwała się Jerusha Whitehorse z głośnika w szatni pilotów.

      – A to sukinsyn. Jerusha, powiedz staremu, że to operacja Wredny Sukinkot Cztery, nie Wredny Chojrak. Wymyśliłem ją od A do Z. – Nawet gdy odgrywał oburzonego, nie przerywał zapinania klamer przy kryzie hełmu i rękawicach kombinezonu. Ledwie skończył, ruszył biegiem do swojej maszyny. Myśliwiec został specjalnie wyposażony na tę jedną misję. Misję, z której mógł nie wrócić, zleconą przez ojca pewnie po to, żeby obronić jego własny rekord zestrzeleń z poprzedniej wojny. Ale ryzyko było wpisane w tę robotę.

      A na planecie znajdowało się osiem miliardów ludzi i groziło im najgorsze. Jeżeli istniała szansa, że Zivik ocali ich, poświęcając życie…

      Omal się nie przewrócił o dodatkowy sprzęt rozstawiony po całym hangarze. Wskoczył do maszyny tuż przed zamknięciem włazu. Od razu odpalił silniki, nie było czasu na przegląd przed startem. Nawet nie pomyślał o procedurach bezpieczeństwa.

      – Mostek, tu Sukinkot. Jestem gotów.

      Oczekiwał odpowiedzi od Whitehorse, ale ku jego zaskoczeniu w głośniku komunikatora rozległ się głos ojca:

      – Synu, jeżeli nie wrócisz cały i zdrowy, skopię ci dupę, jasne?

      – Nigdy nie kop leżącego, tato. – Zivik nie poderwał myśliwca, lecz przejechał przez lądowisko. Nie dla własnego bezpieczeństwa, lecz ze względu na personel techniczny, wciąż stłoczony w hangarze i gotowy do przygotowania kolejnej maszyny, gdyby operacja Wredny Sukinkot nie przebiegła zgodnie z planem. – Jak spróbujesz, będę cię nawiedzał i wywołam u ciebie chroniczną dysfunkcję erekcji. A może już ją masz?

      – Szkoda, że nie miałem, gdy spotykałem się z twoją matką.

      Zivik wyszczerzył zęby w uśmiechu i zdusił chichot. Jeszcze gdy był nastolatkiem, zanim ojciec odszedł, toczyli prawdziwe bitwy na obelgi i nieustannie próbowali przerzucać się coraz bardziej oburzającymi inwektywami.

      Nie było już czasu na żarty. Nadeszła pora na strzelanie i zabijanie, a zapewne także na śmierć, ale nie na śmiech.

      Jednak rozmowa stanowiła oznakę, że pomimo wydarzeń sprzed lat Zivik i Volz wreszcie… zaczy­nali sobie wybaczać? Nie, to za wiele powiedziane. Ale coś się zaczynało poprawiać między nimi.

      – Trzymaj się, synu.

      Zivik skinął głową i poderwał myśliwiec.

      – Jasne.

      Głos ucichł, a po chwili w trzaskach zakłóceń odezwała się Whitehorse:

      – Ethan, właśnie skończyliśmy skok kwantowy. Jesteśmy na jedwabnym szlaku. Możesz ruszać, będziemy lecieli za tobą.

      Zivik przesunął dźwignię akceleratora i przyśpieszenie wgniotło go w fotel, zanim zadziałały reduktory inercji. Niedługo potem myśliwiec minął „Niepodległość” i pomknął na jedwabny szlak. „Niepodległość” dostosowała się do jego prędkości i rozpoczęła się operacja WC-4.

      – Ethan, wykrywam sekcję z bronią. Gdzieś przed tobą. Rozglądaj się – rozkazała Whitehorse.

      – Widzę. – Wychylił się nieco, żeby mieć lepszy widok na rzędy dział ustawionych wzdłuż ściany tunelu. Obecność uzbrojenia do niszczenia okrętów wskazywała, że Rój przynajmniej liczył się z możliwością ataku od wewnątrz, gdyby wrogie jednostki dostały się pod pancerz, chociaż zapewne nie miał pojęcia, którędy dotarła tutaj „Niepodległość”. Na razie. Okręt przemierzał szlak, który, jak się właśnie okazało, kończył się w pomieszczeniu z generatorem mocy, jednym z kilku, znajdującym się mniej więcej w trzech czwartych długości jednostki Roju. Wskaźniki na pulpicie Zivika zamigotały, a sygnały alarmowe zawyły, gdy działa zaczęły się obracać w stronę myśliwca.

      – Zaczyna się! – Zivik zanurkował i wyrównał lot, potem wykonał zwrot i zatoczył łuk, a wszystko to, gdy dziesięć lub więcej dział wzięło go na cel i rozpętało piekło.

      Pocisk przebił mu skrzydło i mocno wstrząsnął maszyną, ale uszkodzenie nie było poważne. Szlag. Spędził tutaj zaledwie dziesięć sekund! Po jaką cholerę się w to pakował?

      Kilka jasnych eksplozji z przodu wskazywało, że „Niepodległość” zaczęła wykonywać swoją część zadania i niszczyć działa Roju. Jednak pozostałe nadal strzelały w myśliwiec Zivika, zamiast w duży okręt lecący za nim.

      Ludzie nauczyli się już, że Rój miał tendencję do atakowania przeciwników po kolei, niezależnie od tego, który stanowił największe zagrożenie. Oznaczało to, że w tej chwili skupiał cały ostrzał na maleńkim myśliwcu z przodu, a ignorował większą jednostkę – i będzie to trwało, dopóki pierwsze zagrożenie nie zostanie zneutralizowane. Dopiero wtedy działa zostaną wymierzone w okręt.

      – No, nasza przynęto na rekina, postaraj się wyglądać na żywą, bo przed tobą kolejny rząd dział – odezwała się Whitehorse.

      – Wiadomo już, jak daleko do głównego generatora?

      –


Скачать книгу