Dziewczyna bez makijażu. Zuzanna Arczyńska

Dziewczyna bez makijażu - Zuzanna Arczyńska


Скачать книгу
popijała kawę. Marzyła o papierosie, ale obiecała Aloszy, że zadba o zdrowie. Właściwie to nawet żałowała tej małej Polki. Wiedziała, że jej życie nie będzie bajkowe, a za kilka lat majątek, z którym się oswoi, pryśnie. Rodzinka nie powinna zbytnio przyzwyczajać się do luksusów, a nastolatka dokładnie czytać intercyzę, a nawet wziąć prawnika. Jednocześnie Kate czuła złość na Topolowa. Stary cwaniak nie wziął jej pod uwagę jako kandydatki na żonę swego pierworodnego. Dlaczego uparł się na Polkę? Czy Angielkom czegoś brakuje? Ona przynajmniej ma klasę i umie wydawać pieniądze. Wygląda wystrzałowo i łeb ma na karku. Nie to, co ta szara mysz, chuchro zbyt młode na żonę dla światowego Aloszy.

      To, że plany Kate legły w gruzach, nie znaczyło, że nie mogła tego zmienić. Trzeba było zacząć budować od nowa. Postanowiła zagrać najstarszą bronią świata: zajść w ciążę i zabrać Aloszę do domu z tego dziwnego kraju. W obliczu dziecka stary będzie musiał zmienić śpiewkę. Ugnie się jak wszyscy i zawsze. W końcu wnuk to krew z krwi, nie jakieś tam papierowe brednie. Na razie jednak Angielka musiała dopasować się do tła. Nie wychylać, niemal przyjaźnić. Da się zrobić. Zagra słodką i kochaną. Potrafi. Jędzą będzie potem, kiedy już zajdzie. Dobry plan to połowa sukcesu! Potem niańka i swobodne latanie po świecie. Uda się. Wszystko się uda.

      Tymczasem za oknem aniołek jej chłopaka, jak nazwała w myślach Angelikę, kończył morderczą trasę i wracał do domu. Aloszy jeszcze nie było widać. Gdy wróci, wejdzie pod prysznic jak zawsze, a Kate razem z nim. Na dobry początek dnia.

      Droga do szkoły w ciepłym aucie i suchych butach była czymś, do czego wszyscy mogli się przyzwyczaić niemal natychmiast. Angelika wyskoczyła z samochodu i po chwili stała pod klasą z zeszytem w ręku. Dzwonek na lekcję zadzwonił, a fizyka wciąż nie było. Ktoś poszedł po klucz. Najlepszym sposobem na przeczekanie nieobecności nauczyciela było zachować pozory. Wszyscy weszli do klasy i zajęli swoje miejsca. Dopóki będą cicho, nikt się nie domyśli, że profesor znowu nie dotarł na czas. Jeśli w końcu dojedzie, wie, gdzie ich szukać, a jeśli nie, każda kolejna klasa będzie go kryła. Zasłużył. Do zeszłego roku był ulubieńcem uczniów; wesoły i swobodny, dowcipnie wyjaśniał trudne zagadnienia. Sprawiał, że fizyka stawała się przystępna. Potem jego żona po kilku miesiącach choroby umarła na raka. Od tej pory często nie było go w pracy i jakoś udawało im się go nie zdradzić. Gorzej, gdy pojawiał się w szkole nawalony. Wtedy woźna zawracała go już w korytarzu, żeby przypadkiem nie spotkał kogoś z pedagogów, bo mogłoby się to skończyć dla niego źle, a tego nikt mu nie życzył. Ludzie wierzyli, że w końcu się otrząśnie i wróci do świata żywych oraz trzeźwych, tymczasem nic na to nie wskazywało.

      Z braku zajęcia klasa postanowiła omówić swoje sprawy. Kilarska, jak zwykle zaangażowana w nowy pomysł, usiadła na biurku nauczycielskim i machając nogami, zaczęła opowiadać, jak cudownie spędzą czas na wycieczce, którą współfinansuje jej tatuś. Od samego rana miała coś do Angeliki. Rzucała w jej stronę zawistne spojrzenia. Prawdopodobnie w oko wpadły jej nowe buty koleżanki.

      – Sucha, a ty jak zwykle nie jedziesz, co? – zapytała zaczepnie, choć wszyscy w klasie wiedzieli, że z kasą u niej zawsze krucho.

      – Nie. Nie jadę. – Angelika ani myślała się tłumaczyć.

      – Autobus jest za darmo. Tylko za żarcie płacimy. To w końcu Rzym. Wymyśl coś. Na buty za parę ładnych stówek znalazłaś kasę, to może i na wycieczkę złapiesz sponsora.

      W klasie zrobiło się cicho. Bezczelne oskarżenie zawisło w powietrzu.

      – Odjeb się, Wioleta, bo tak ci przypierdolę z forhendu w ten pusty łeb, że go nie znajdziesz, gdy spadnie i się potoczy – warknęła Angelika głośno i wyraźnie w swojej obronie.

      Rówieśnicy wciąż milczeli.

      – To, że ty nie przepracowałaś w życiu ani godziny, a jedyne zajęcie, które sobie wyobrażasz, to dawanie dupy, nie znaczy, że inni mają tak samo, zdziro. I mów szczerze, o co chodzi. Słuchajcie! To nie jest wycieczka do Rzymu, tylko do jego niewielkiej enklawy nazywanej Watykanem. Jeszcze wam nie powiedziała? Tatuś jedzie paść na kolana przed papieżem na zapchanym ludźmi placu i zabiera was na przyczepkę. A chuj, że jest zima! Wyjdzie na pobożnego filantropa. Dostaniecie zniżkę na różańce i postoicie pod oknem, czekając na audiencję. Może zobaczycie grób Wojtyły. Cudowna atrakcja – drwiła.

      – Wiola, czy Sucha mówi prawdę? Dokąd ta wycieczka? – Posypały się pytania. – Co ze zwiedzaniem?

      – Już ja się dowiem, skąd miałaś kasę na te buty – syknęła Kilarska niezadowolona. – Ojciec mówił, że wycieczka jest do Rzymu. Obiad na pewno będzie w Rzymie. Reszty nie wiem. A jak do Watykanu, to też super. Kto jedzie? Raz, dwa, trzy – liczyła podniesione ręce. – Serio, nie chcecie do papieża? – Wkurzona rzuciła wychodzącej Suszyńskiej wściekłe spojrzenie. Nie mogła ścierpieć, że ta bida nosi głowę tak wysoko. Powinna być malutka jak mrówka, a nie zadzierać nosa.

      Dorota wstała tuż po Angelice i wyszły obie za szkołę, by zapalić papierosa. Oparta o mur Suszyńska odpaliła od razu dwie fajki, podając drugą kumpeli.

      – Pytaj.

      Zdenerwowanie i zaciekawienie nastolatki były aż nazbyt widoczne.

      – Po co? Wiem, że tego nie zrobiłaś. Ona tak, ale nie ty. Wiesz, że Wioleta nie odpuści. Te buty nieprędko stanieją i będą ją kłuły w oczy. Jak to możliwe, że ty masz to, o czym ona może pomarzyć? Kilarska spróbuje ci dopiec do żywego.

      – Trudno. Albo buty, albo zdrowaśki w autobusie. Przynajmniej się ponabijamy, no nie?

      – Spoko. Tylko wiesz, że jak coś wyniucha, to zrobi z tego takie halo, że buda będzie drżeć w posadach.

      – Pieprzę jej plotki. Wiadomo, że kiedyś się wszyscy dowiedzą. Za mąż wychodzę, Dorkas. W tę sobotę. Przyjdziesz?

      – Sucha, no co ty? Nieee… – Patrzyła z niedowierzaniem. – A jednak… Mnie nie bujasz. Opowiadaj!

      – Serio. Wychodzę za niesamowicie przystojnego Rosjanina, studenta Oksfordu, blondaska, słodziaka z boskim akcentem, który się tu sprowadził ze swoją dziewczyną.

      – Z dziewczyną? A hajta się z tobą?

      Angelika przytaknęła.

      – Masz jego zdjęcie?

      – Nie mam, ale jest taki, że ojej. Wygląda jak Dima Bilan, ten z Eurowizji, tylko że ma jasne włosy. Boski. Podpisuję kontrakt przedślubny. Robię to dla kasy. Od wczoraj mieszkam w willi. Zabrałam matkę i dziewczynki. Stary… Pieprzę go, niech zdycha sam. Małe mają wszystko. Będzie im dobrze. Zakładam firmę, którą mąż poprowadzi. On studia sobie skończy zaocznie, a ja na swoje będę miała kasę. Przez najbliższe pięć lat posiadania gotówki mam tylko nie zajść w ciążę z nikim innym i dobrze wyglądać.

      – I co teraz zrobisz?

      – A co mam zrobić? Będę się uczyć. Muszę opanować jazdę autem, podciągnąć angielski do komunikatywnego i chętnie nauczę się rosyjskiego. Ale nie wszystko od razu. Po maturze. Mogę wydać na kształcenie, ile zechcę. Kupię sobie książki… milion książek. I będę czytać.

      – Skoro robisz to dla kasy, Wioleta cię ukrzyżuje. Wiesz, jak będą za tobą wołać?

      – W przeciwieństwie do niej nie bajeruję po cichu niemal emerytowanych kolegów tatki, więc skoro ona jest cichodajką, to ja będę głośnodajką. Alosza jest młody i przystojny. Właściwie kto mi udowodni, że robię to dla siana? To nie kulawy staruch. Jak go dziewczyny zobaczą na studniówce, to im te czerwone majty na podłogę


Скачать книгу