Kot Winston. Polowanie na rabusiów. Frauke Scheunemann

Kot Winston. Polowanie na rabusiów - Frauke Scheunemann


Скачать книгу
i wyrwali ze ściany szafę pancerną. A potem zabrali ze sobą i zwiali. Obłęd, nie?

      Miau! To naprawdę brzmi ekscytująco. Na króciusieńką chwilę zapominam nawet, że jestem głodny. Chyba kiedyś przechodziłem z Darią obok tej szkoły. To taka ogromna budowla z czerwonej cegły. Wygląda jak twierdza. Szczerze mówiąc, trudno mi sobie wyobrazić, jak włamywacz mógł wyrwać sejf ze ściany i tak po prostu wynieść go z budynku.

      Na babuszce opowieść Darii nie robi żadnego wrażenia.

      – Chodź do kuchni i siadaj! Obiad zaraz będzie zimny!

      – Babciu, czy ty w ogóle zrozumiałaś, co powiedziałam? Było włamanie do szkoły!

      Dymitra Kowalenko wydaje z siebie niechętny pomruk i kręci głową.

      – Da, da – mówi wreszcie. To znaczy po rosyjsku: „tak, tak”. – Oczywiście, że zrozumiałam. Ale nie rozumiem, dlaczegoście się spóźniły? Policja potrzebowała twojej pomocy, dziecko?

      Nim Daria zdążyła otworzyć usta, w słowo wpadła jej Anna, która tymczasem pojawiła się w przedpokoju.

      – Nie, mamuszka, ale mojej potrzebowała! Daria tylko na mnie zaczekała.

      – Że jak? Pomagasz policji?

      – Właśnie. Policja przesłuchiwała dziś w południe wszystkie osoby, które mają klucz do drzwi wejściowych liceum. Bo jakoś się ci sprawcy musieli dostać do szkoły. I do gabinetu dyrektorki.

      – A ty masz klucz?

      – Niestety tak. W czwartki po południu prowadzę w auli zajęcia chóru. No i oczywiście potrzebuję klucza, żeby potem zamknąć szkołę.

      Zgadza się. W czwartki Anna zawsze późno wraca do domu. W ogóle teraz jest bardziej nauczycielką muzyki niż gospodynią. Była nią już w Rosji, kiedy pięć lat temu wyjechała stamtąd razem z Darią. Dokładnie rzecz ujmując, w Omsku uczyła dzieci gry na fortepianie i śpiewu. Od kiedy dzięki Darii, mnie i naszym przyjaciołom z bandy podwórzowych kotów dawny nauczyciel muzyki ze szkoły Darii wylądował w więzieniu, Anna uczy tam muzyki. Najpierw uczyła tylko w podstawówce, a potem także w liceum. Na dom Stanisława nie pozostaje już zbyt wiele czasu. Ale za to, dzięki Bogu, mamy babuszkę!

      Gdy Anna jest w szkole, to babuszka zarządza tu ścierką i chochlą! A jeśli akurat nie robi ani jednego, ani drugiego, ma surowe baczenie na to, czy Daria rzeczywiście odrabia lekcje i pilnie ćwiczy grę na fortepianie. Właściwie ma baczenie na wszystko, co jest do zrobienia. To bardzo praktyczne, że zajęła pokój przy kuchni, gdzie po wprowadzeniu się Anny zamieszkał Stanisław. Dzięki temu zawsze znajduje się w centrum wydarzeń. Tylko biedny Stanisław musiał przenieść wszystkie swoje książki, dokumenty i inne szpargały wraz z biurkiem do kąta w salonie. Ale mój Stanisław znosi to wszystko bardzo dzielnie i mówi, że to tylko prowizorka, do momentu, aż babuszka znajdzie jakieś mieszkanie dla siebie. Moim zdaniem wygląda to na dobry plan.

      Chociaż… nie mam bladego pojęcia, co to jest prowizorka.

      I nie wiem jeszcze jednej rzeczy: kiedy w końcu dostanę trochę tego strogonowa? Bo w tej chwili jestem już naprawdę bardzo poważnie głodny. Niech się moim ludziom nie wydaje, że właśnie mruczę! To w brzuchu mi burczy!

      Niestety, nikt nie zwraca na mnie uwagi. Zamiast tego Anna kontynuuje opis policyjnej akcji, nadal stojąc w przedpokoju.

      – Wszystkich nas przepytywali z osobna i to oczywiście dość długo trwało. Chcieli wiedzieć, czy coś się nam rzuciło w oczy albo czy w ostatnim czasie ktoś z nas pożyczał komuś klucz albo go zgubił.

      – I co, zgubiłaś? – dopytuje się babuszka.

      Anna kręci głową.

      – Nie. To jest klucz uniwersalny. Pasuje do wszystkich drzwi w szkole. Strzegę go jak źrenicy oka!

      – To dobrze. Bierzmy się za jedzenie! – oznajmia babuszka głosem nieznoszącym sprzeciwu. Ale kto by się ośmielał sprzeciwiać, skoro to jest takie pyszne? Ja na pewno nie!

      Daria przewraca oczami, ale idzie do kuchni i siada przy stole. Jednak gdy babuszka nakłada jej na talerz pokaźną porcję, wraca do włamania.

      – Wiesz, babciu, że to już trzeci raz w ciągu zaledwie czterech tygodni obrabowano sejf w jakiejś szkole?

      – Skąd miałabym to wiedzieć? – pyta babuszka. Bardzo słuszne pytanie, moim zdaniem. Ja na przykład nic o tym nie wiedziałem. Nic a nic! A nie przesadzę, kiedy powiem, że uważam się za niezwykle dobrze poinformowanego kota.

      – Tak właśnie było – oznajmia Daria z poważną miną. – Łupem złodziei padła już ogromna suma pieniędzy. Tylko w tym liceum w Śródmieściu było ponoć siedem tysięcy, jakieś składki i pieniądze za obiady kupowane w szkolnej stołówce!

      Anna kiwa głową, a babuszka szeroko otwiera oczy.

      – Kucharz jest zrozpaczony – opowiada dalej Daria.

      – No bo za co kupi teraz produkty, żeby coś ugotować?

      Wszechmocna sardynko w oleju! Sytuacja jest poważna! To nie do pomyślenia, żeby w stołówce nie było nic do jedzenia. Na pewno nie każde dziecko ma tyle szczęścia co Daria i babcię, która niemal codziennie gotuje coś pysznego. Gwałtownie zaczynam bić ogonem w tę i tamtą stronę.

      – Zobacz – śmieje się Anna – Winston wygląda na strasznie nieszczęśliwego. Kiedy mowa o jedzeniu, nie ma u niego przebacz. Chodź, Dariu, daj mu troszkę mięska do miseczki.

      Nareszcie! I choć sytuacja biednego szkolnego kucharza jest doprawdy godna pożałowania, cieszę się, że w końcu ktoś o mnie pomyślał. Daria obok miseczki z wodą stawia drugą, wypełnioną apetycznie pachnącą zawartością. Rzucam się gwałtownie na to jedzenie. Jest po prostu pyszne!

      – Koszka wiecznie głodny – stwierdza babuszka. – Apetyt ma dobry, ale jak będzie za gruby, będzie musiał pójść na dietę!

      A cóż to ma znaczyć? „Za gruby”? Jestem zgrabniutki, szczuplutki i najprawdopodobniej w najlepszej życiowej formie!

      Daria chichocze.

      – Winston na dietę? Z całą pewnością by mu się to nie spodobało. Chociaż, z drugiej strony… Myślisz, Winstonie, że Odetta by się nie przejęła, gdybyś dźwigał ze sobą ogromny bebech? Będziesz się jej podobał także z brzuszkiem? Jeśli tak, to spokojnie wsuwaj dalej.

      Wypraszam sobie, a co Odetta ma z tym wspólnego? Odetta to, z jednej strony, najpiękniejsza biała kotka, jaką można sobie tylko wyobrazić, a z drugiej – moja najlepsza przyjaciółka. Mieszka na podwórzu za naszym domem. Z nikim nie dogaduję się tak dobrze jak z nią. Poza Darią. I jeśli komuś ma być zupełnie obojętne, czy zrobiłem się odrobinę pełniejszy w biodrach, to właśnie dobrej przyjaciółce. Dla niej się liczą tylko moje wewnętrzne wartości. A tych mam pod dostatkiem! Jestem sprytny, uprzejmy, pomocny, bystry i… hmm, o czym jeszcze zapomniałem? Aha, no tak, i jeszcze oczywiście jestem skromny. I niesamowicie odważny. Inaczej nie zdołałbym zapuszkować już dwóch prawdziwych groźnych przestępców. A poza tym jeszcze świetnie wyglądam. Z brzuszkiem czy bez. A co, może nie?

      Przyglądam się sobie ukradkiem. Czy faktycznie troszeczkę przytyłem? No, może odrobinkę. Ale miałoby to rzeczywiście przeszkadzać Odetcie? To znaczy, chciałem powiedzieć, że na pewno nie jestem jeszcze tak gruby jak Spajk, kocur, który też się włóczy po naszym podwórzu. I oczywiście jestem o wiele bardziej zadbany niż Karmelek, kumpel Spajka, który jest wprawdzie chudy, ale za to strasznie rozczochrany. Co jednak, jeśli nie podobam się Odetcie tak jak ona mnie?

      Na samą myśl ostatni kęs strogonowa staje mi w gardle


Скачать книгу