Kot Winston. Polowanie na rabusiów. Frauke Scheunemann

Kot Winston. Polowanie na rabusiów - Frauke Scheunemann


Скачать книгу
dowód pociągam trochę nosem. Odetta i Spajk obrzucają mnie współczującymi spojrzeniami. – Ale poza tym jestem w doskonałej formie – dorzucam więc szybko i próbuję wyglądać przy tym na straszliwie dzikiego i groźnego kota. Bo dzikość i groza to jest właśnie to, co Odetta u kocura ceni najbardziej. I oczywiście, jeśli chodzi o mnie, lepiej nie mogła trafić, bo ja, Winston Churchill, jestem po prostu supergościem! Odważnym i rozważnym, nie mówiąc już o moim sprycie. A jak się tak dobrze nad tym zastanowię, wcale nie potrzebuję przerwy od przygód. Wręcz przeciwnie. Jeśli o mnie chodzi, przygoda może się zacząć natychmiast!

      Mimo wszystko czasami wydaje mi się, że Odetta nie traktuje mnie zupełnie serio. Nie mam na to dowodów. Nigdy nic na ten temat nie powiedziała, ale czasami coś mnie uwiera i swędzi mnie koniuszek ogona. I wtedy myślę sobie, że w jej oczach wcale nie jestem bohaterem, tylko miłym kumplem z sąsiedztwa, choć ścigałem razem z nią prawdziwego przestępcę i doprowadziłem do jego zapuszkowania. Gdybym tylko mógł to zmienić!

      – Czyli że co teraz? – z zamyślenia wyrywa mnie głos Spajka.

      – Hę?

      – No, czy masz na tyle sił, żeby rzucić się w wir nowej przygody?

      – To jakiś żart? Mam więcej sił niż potrzeba!

      Odetta patrzy na mnie z ukosa.

      – Myślałam, że jesteś przeziębiony.

      Siadam prosto, wypinam pierś i podnoszę głowę.

      – Głupie przeziębienie nie jest w stanie powalić takiego gościa jak ja! O nie! Nie wiem, co musiałoby się stać, żebym odpuścił!

      – Świetnie, brachu! – Spajk daje mi kuksańca w bok. – Czyli się piszesz. Przydałby się nam jeszcze dobry plan: jak wyjaśnić tę serię napadów. Co dokładnie Tomek powiedział?

      Zastanawiam się przez chwilę.

      – No cóż, właściwie tylko tyle, że mu się wydaje, że kryje się za tym jakiś schemat i że będzie można trafić na ślad przestępcy, jeśli się ten schemat pozna.

      – Aha, system, rozumiem – mruczy Spajk, a ja nie wierzę w ani jedno jego słowo. Kot, który nie wie, co to jest kilometr, z całą pewnością nie wie także, co kryje się za słowem system. Odetta też spogląda sceptycznie.

      – To mi pachnie jakąś skomplikowaną historią. To znaczy, od czego chcemy zacząć nasze dochodzenie?

      Co racja, to racja. Ja też akurat jestem bezradny.

      Spajka zaczyna swędzieć czubek ogona. Najwyraźniej ma jakiś pomysł.

      – Zróbmy może tak jak ostatnim razem? Obserwujmy szkołę. Tak długo, aż zauważymy coś podejrzanego.

      – Myślę, że to nie jest takie proste, jak ci się wydaje – wtrącam. Kiedy szukaliśmy Emilki, obserwowaliśmy dom jej rodziców. A teraz niby przed którym domem mielibyśmy usiąść?

      – No przecież mówię. Przed szkołą.

      Odetta przekrzywia głowę.

      – Tak, ale przed którą?

      – A co, jest ich więcej? – Spajk patrzy na nas zdziwiony i muszę mocno się pilnować, żeby nie zacząć tarzać się ze śmiechu. Ale ograniczam się do głośnego prychnięcia.

      Odetta kręci głową.

      – Spajk! Oczywiście, że jest więcej szkół! To znaczy, na pewno – zastanawia się przez chwilę. – No cóż, trudno teraz powiedzieć, ale co najmniej pięć albo jakoś tak. To znaczy, że nawet jeśli Karmelek poszedłby z nami, żeby obserwować wszystkie szkoły, potrzebowalibyśmy jeszcze przynajmniej jednego kota. A nie przychodzi mi do głowy żaden, który by do nas pasował. Koty z sąsiedniej bramy są za głupie, a ten z przeciwka za stary.

      Przewracam oczami. Nabrałem tego nawyku w czasach, kiedy byłem człowiekiem i uważam, że to całkiem fajny sposób, żeby wyrazić swój brak zrozumienia. Niestety, moi koci współbracia na to nie reagują. W takiej sytuacji muszę walnąć prosto z mostu, nawet jeśli Odetta się na mnie wkurzy.

      – Przykro mi, ale to kompletna bzdura. W mieście jest z pewnością ze sto albo sto pięćdziesiąt szkół. Co najmniej. W życiu nie jesteśmy w stanie obserwować ich wszystkich. To zupełnie wykluczone. Nawet gdyby pomogły nam w tym i te głupie, i te stare koty.

      Odetcie i Spajkowi jednocześnie opadają szczęki. Ale po sekundzie biorą się w karby, a Spajk odchrząkuje.

      – Sto pięćdziesiąt? To znaczy, ile to jest? Tak mniej więcej.

      – To bardzo proste: trzydzieści razy więcej niż pięć.

      Ha! I niech mi ktoś powie, że nie jestem dobry w liczeniu w pamięci! W końcu jestem superagentem, żeby było jasne!

      Odetta wlepia we mnie wzrok.

      – Powiedz no, skąd ty to wszystko wiesz?

      Ups. Może to jednak nie był dobry pomysł, żeby tak walić od razu z grubej rury. Bo przecież Odetta i Spajk nie mają pojęcia, że będąc w ciele Darii, chodziłem do szkoły i od tej pory umiem nie tylko czytać i pisać, ale także liczyć. I lepiej niech tak zostanie. Nie chcę, żeby Odetta miała mnie za jakieś dziwadło.

      – Ekhm, no cóż, po prostu zgadłem. Poza tym często przebywam z Darią, kiedy odrabia lekcje albo spotyka się z przyjaciółmi. Więc się czasem czegoś nauczę.

      – Aha. – Nawet jeśli Odetty nie zadowala to tłumaczenie, nie daje tego po sobie poznać.

      – No cóż, moi drodzy – przeciąga się Spajk – skoro to wszystko tak wygląda, chyba będziemy jednak musieli poczekać na kolejną przygodę. A nim coś znajdziemy, najpierw udam się na poszukiwanie czegoś jadalnego. Strzałeczka, narazicho!

      Jednym susem zeskakuje z daszku i znika między rowerami poprzypinanymi z boku do stojaka.

      Odetta odprowadza go wzrokiem.

      – Jeju, on cały czas myśli tylko o jedzeniu – zastanawia się przez chwilę. – Szkoda, że z naszej przygody nic nie będzie. Miałabym wielką ochotę jeszcze raz przeżyć z tobą coś takiego.

      Serce podjeżdża mi do gardła. Czy Odetta naprawdę powiedziała mi to przed chwilą? Gorączkowo zastanawiam się, co mógłbym jej na to odpowiedzieć. Musi mi przecież przyjść do głowy coś uduchowionego, szarmanckiego, jakaś świetna riposta…

      – No dobra, ja też już muszę iść. Cześć, Winstonie. Na razie!

      I zanim zdążyło mi przyjść do głowy coś uduchowionego, szarmanckiego, jakaś świetna riposta, Odetta, najpiękniejsza kotka na świecie, znika bez śladu. Kurczę, kurczę, kurczę! Dlaczego po prostu nie powiedziałem, że w mieście są tylko cztery szkoły? Ależ ze mnie idiota!

      Spotkanie, które nie wszystkim się podoba, zły humor Stanisława i dziwne zbiegi okoliczności

      Atmosfera w domu jest gęsta. Mówiąc obrazowo, Anna i babuszka się kłócą. I to po rosyjsku.

      – Nu, pacziemu ty apiat’ wstriecziajeszsja s Jurijom? On priestupnik! Ja dumała, szto ty nakaniec to paniała!

      – Mama, ja idu s niom wsiewa lisz wypit’ czaszeczku kofie. Nu uspakojsa, pażałujsta.

      Że co? Anna chce się spotkać z Jurijem? Swoim byłym facetem, przestępcą, który handlował przemycanymi papierosami i groził jej, kiedy chciała od niego odejść? To, uciekając przed Jurijem, Anna i Daria wprowadziły się do Stanisława i do mnie. I Anna chce z nim iść na kawę? Nic dziwnego,


Скачать книгу