Instrukcja nadużycia. Instrukcja nadużycia. Służące w XIX-wiecznych polskich domach. Alicja Urbanik-Kopeć

Instrukcja nadużycia. Instrukcja nadużycia. Służące w XIX-wiecznych polskich domach - Alicja Urbanik-Kopeć


Скачать книгу
w książeczkach miejsce na potwierdzenie przemeldowania się do innego miasta, a więc prawdopodobnie przejście do innego oddziału Stowarzyszenia. Ostatnie dwie strony zajmował regulamin członkowski.

      Gdyby Kasia i Marynka trafiły do Częstochowy, dowiedziałyby się z tego regulaminu, że do Stowarzyszenia ma prawo wstąpić służąca katoliczka do lat 35. Starsze za każdy rok mają zapłacić 2 ruble srebrne i dodatkowe 2 ruble srebrne wpisowego. Biorąc pod uwagę, że na przykład Bronisława Koszarska zgodziła się pracować za 5 rubli srebrnych miesięcznie, takie wpisowe stanowiło niemały wydatek i miało odstraszać starsze kandydatki. Służące powyżej 60. roku życia nie mogły być przyjęte do stowarzyszenia. Wydaje się, że takie obostrzenia służyły temu, by do Stowarzyszenia nie wstępowały stare, chore służące, które nie pracowałyby i nie płaciły składek, tylko korzystały z opieki zdrowotnej, schroniska i przytułku. Być może uznawano także, że doświadczonym, starszym służącym trudniej niż młodym wpoić „zamiłowanie do swojego stanu”, pobożność, skromność i tak dalej.

      Przez pierwszy rok nowe członkinie, jak Kasia i Marynka, nie miałyby żadnych praw. Po roku płacenia składek mogłyby otrzymywać co miesiąc gazetę (czyli „Pracownicę Polską”, a od 1914 roku „Pracownicę Katolicką”), bezpłatnie przebywać w domu Stowarzyszenia przez miesiąc, płacąc za jedzenie 40 groszy. W czasie choroby mogłyby mieszkać w domu Stowarzyszenia, otrzymywać 1 rubla srebrnego i 40 kopiejek tygodniowej zapomogi. Regulamin upominał jednak, że za pierwszy tydzień choroby nie dostaje się wsparcia, w trakcie choroby nie wolno nigdzie bywać (to prawdopodobnie po to, by nie zarażać albo nie dorabiać sobie bez wiedzy Stowarzyszenia). W razie śmierci Stowarzyszenie przeznaczało na koszty pogrzebowe 10 rubli srebrnych. Długotrwałe członkostwo było bardzo opłacalne. Według regulaminu po dziesięciu latach płacenia składek, w razie niezdolności do pracy stwierdzonej przez lekarza, służąca mogła otrzymać „bezpłatne mieszkanie i pożywienie do końca życia”. Taka emerytura wymagała jednak bezwzględnej systematyczności w opłatach – na końcu regulamin ostrzegał, że „członkinie zalegające 6 miesięcy z opłatą” będą usunięte ze Stowarzyszenia[78].

      Stowarzyszenie Katolickich Służących w Warszawie (czyli główna organizacja w Królestwie, siostrzana wobec innych z tego zaboru), której sprawozdania drukowano w organie prasowym Stowarzyszenia, czyli „Pracownicy Katolickiej”, oferowało swoim członkiniom podobne formy pomocy jak Stowarzyszenie krakowskie. Powstało z inicjatywy księdza Marcelego Godlewskiego, organizatora Stowarzyszenia Robotników Chrześcijańskich w 1907 roku. Patronem stowarzyszenia był ksiądz Franciszek Gąsiorowski, przewodniczącą zarządu Stowarzyszenia i redaktor naczelną pisma Helena Zaborowska (od 1910 roku). Organizacja oferowała kasę oszczędności, pośrednictwo pracy, pomoc sekcji prawniczej, urządzało też pogadanki oświatowe i religijne. Prowadziło także schronisko dla służących. Według sprawozdania z 1911 roku w 1910 roku z możliwości mieszkania skorzystały 192 służące, a rzeczy złożyły tam 202 kobiety (służące mogły trzymać cenne osobiste przedmioty w Stowarzyszeniu, aby uniknąć kradzieży albo oszustów). Zgodnie z danymi z 31 grudnia 1910 roku do warszawskiego Stowarzyszenia należały 1373 służące[79].

      Tak jak w przypadku krakowskiego Stowarzyszenia, również warszawskie utrzymywało szeroką korespondencję z innymi oddziałami. W „Pracownicy Polskiej” drukowano więc listy służących z Łodzi, Wilna, Kielc, Zakopanego (to listy z oddziału krakowskiego, w których niejaka Aleksandra Fedorczykówna na ogół opowiadała o fantastycznym rozwoju Stowarzyszenia galicyjskiego i ganiła służące warszawskie za niedostateczny entuzjazm), a nawet z niemieckiego Sopotu{17}. Pojawiały się też listy z Dąbrowy Górniczej.

      Na podstawie listów z tego oddziału można stwierdzić, że niestety nie działo się tam tak dobrze, jak chciała to przedstawić sztuka Na służbę. Służąca podpisująca się Gea narzekała w liście z 1911 roku, że „u nas w Dąbrowie wszystko idzie jak z kamienia. Jest nas mało stowarzyszonych, a w dodatku nie wszystkie są wytrwałe w uiszczaniu opłat miesięcznych. Mało mamy poparcia ze strony inteligencji, a żydowskie rajfurki odmawiają nam kandydatki. Jednak się tym nie zrażamy i (…) idziemy z ufnością w lepszą przyszłość”[80]. Lepsza przyszłość przewidywała organizację wydarzeń kulturalnych. Nowe członkinie, takie jak Kasia i Marynka, mogły brać udział w licznych zabawach, podczas których zbierane były fundusze. W niedzielę 30 lipca 1911 roku, jak donosiła Gea, dzięki zabiegom księdza patrona służące urządziły zabawę w ogródku. Bawiono się według następującego programu:

      Maciejowa z maślanką; Żyd faktor i jego żona Sura (dialog) – Cyganka, przepowiadająca przyszłość{18}; Deklamacje służących; Maryśka z pod Stopnicy (obrazek sceniczny); Dożynki na wsi ze śpiewami i tańcami.

      Niestety, jak twierdziła korespondentka, publiczność nie była zainteresowana. Dziewczętom udało się zebrać 62 ruble, a ponieważ na organizację wydały 52 ruble, do kasy Stowarzyszenia w Dąbrowie trafiło 10 rubli srebrnych i 36 kopiejek. Inne wydarzenia tego typu przebiegały już raczej według scenariusza z Na służbę, to znaczy, skupiały się na deklamacjach i pieśniach religijnych. Kolejny list z lata 1911 roku opisywał zabawę charytatywną w Stowarzyszeniu, na której główną atrakcją była sztuka teatralna o życiu patronki służących, Świętej Zyty. Gea donosiła, że „koleżanki amatorki nieźle zrozumiały swoje role i o ile mogły, starały się dobrze je odegrać”. Najbardziej podobała jej się scena, w której z fartucha Świętej Zyty, ukrywającej tam jedzenie zabierane ze stołu państwa i rozdawane biednym, zamiast chleba wysypują się kwiaty. Po takim cudzie od Pana Boga pani „pochwaliła św. Zytę i odtąd miała do niej pełne zaufanie, a zazdrosne służące stały się lepszymi i szanowały św. Zytę”[81]. W 1912 roku dziewczyny z Dąbrowy pojechały ze sztuką do Sosnowca na zaproszenie księdza prefekta Rogójskiego, by, jak to ujęła korespondentka, „zainteresować jak najszersze koło służących i pań i pokazać, że i wśród służących są istoty myślące, tylko trzeba się nimi zaopiekować i podać im rękę”[82]. Kasia i Marynka mogłyby wziąć udział w tym przedstawieniu, które nawet pesymistyczna Gea uznała za całkiem udane. Na koniec występu razem z innymi odśpiewałyby („szkoda tylko, że trochę za wysoko”, dodawała korespondentka) kantatę, ułożoną przez jedną ze służących. Pieśń miała cztery zwrotki, sławiła Boga, podkreślała wagę „jedności, miłości, zgody” i wiary w sercu. Ostatnia zwrotka, śpiewana przez służące z Dąbrowy Górniczej, brzmiała:

      Także księdzu Patronowi,

      Dobremu Opiekunowi,

      Serdeczne dzięki składamy,

      Że się zajmuje sługami,

      Szczęść Boże, szczęść Boże,

      Niech nam Bóg dopomoże.

      Kto was zna, wie, jak jesteście wrażliwe na wszystko

      Pisma dla służących wahały się pomiędzy podejściem równościowym a patriarchalnym wygłaszaniem kazań. Mimo przyjaznego tonu (który często osuwał się w nieznośny protekcjonalizm) nie dało się ukryć, że u podstaw działania zarówno gazet, jak i przede wszystkim stojących za nimi stowarzyszeń katolickich leżał jeden niepodważalny aksjomat: służące, jako członkinie klasy robotniczej, są z natury chwiejne i naiwne, a panie z towarzystwa i księża muszą ich pilnować na każdym kroku, by nie zeszły z prostej drogi między domem a parafią.

      Czytając wstęp do sprawozdania Stowarzyszenia Sług Katolickich, drukowanego przecież w ich piśmie, służące mogły dowiedzieć się, że tak jak wszyscy ludzie,


Скачать книгу

<p>78</p>

Ustawa Stowarzyszenia Katolickich Służących św. Zyty w Częstochowie – Regulamin, Częstochowa 1908, s. 1.

<p>79</p>

Sprawozdanie Zarządu Stowarzyszenia Sług Katolickich w Warszawie za czas od d. 1 stycznia do 31 grudnia 1910 r., „Pracownica Polska” 1910, nr 2, s. 14–18.

<p>17</p>

„Drogie Koleżanki! Zapewne wiele z Was nigdy nie słyszało tej nazwy Sopoty: jest to miejscowość bardzo ładna pod zaborem pruskim, nad Morzem Bałtyckim, dokąd bardzo dużo osób z różnych stron przyjeżdża na lato. (…) Tutejsi mieszkańcy przeważnie mówią po niemiecku, a ci, co mówią po polsku, to bardzo źle, bo to jest mowa kaszubska, dosyć się różniąca od tego polskiego języka, jakim mówimy w Królestwie, ale można się z nimi oczywiście porozumieć”. Podpisano: „Helena Olczakówna”. „Pracownica Polska” 1911, nr 9, s. 14.

<p>80</p>

Listy Czytelniczek, „Pracownica Polska” 1911, nr 9, s. 14–15.

<p>18</p>

To zaskakujące, ponieważ w „Pracownicy Polskiej” pojawiały się artykuły, że wróżenie u Cyganki przynosi same szkody, jest związane z magią pogańską i dobre katolickie służące nie powinny tego robić.

<p>81</p>

Listy Czytelniczek, „Pracownica Polska” 1911, nr 6, s. 14.

<p>82</p>

Listy Czytelniczek, „Pracownica Polska” 1912, nr 1, s. 14–15.