Zanim nadejdzie jutro. Tom 3. Druga strona nocy. Joanna Jax

Zanim nadejdzie jutro. Tom 3. Druga strona nocy - Joanna Jax


Скачать книгу
żyją, wszystko jest jeszcze możliwe. A najbardziej to, że pewnego dnia znowu będą razem.

      8. Jungijul, 1942

      Apolonia Ryszewska szła za Niną jak skazaniec odbywający swoją ostatnią pieszą wycieczkę na tym świecie. Zmierzały właśnie przed budynek stołówki, gdzie miało nastąpić zapoznanie z przyszłym małżonkiem Ryszewskiej. Być może Apolonia wykazywałaby się większym entuzjazmem, gdyby nie to, iż Nina niewiele chciała jej powiedzieć o wybranku. A gdy Ryszewska pytała ją o wygląd, maniery i inne kwestie, które można wyczuć niemal od razu, ta odwracała wzrok i bełkotała coś pod nosem, że przecież to ślub tylko na niby i Apolonia powinna być szczęśliwa, iż w ogóle znalazł się chętny do ożenku z nią.

      Będąc już całkiem niedaleko, ujrzały Błażeja Piotrowskiego, siedzącego na ławie zbitej z surowych desek. Chłopak nie był sam… W tym momencie Apolonia zatrzymała się i złapała Ninę za rękaw.

      – Chryste Panie, starszego już nie było? – jęknęła.

      – Nie taki stary, jak wygląda. Po prostu wyniszczyła go Syberia. Jak każdego. Ty też nie wyglądasz jak świeżo zerwane jabłuszko, tylko raczej jak suszona śliwka – rozzłościła się Nina.

      – A kto to w ogóle jest? – Apolonia była coraz bardziej zatrwożona.

      – Weteran pierwszej wojny. Służył w legionach, a w tysiąc dziewięćset osiemnastym roku dostał kawałek ziemi i dom w Świętajnie. W czasie wojny był ranny i okulał, dlatego w tej następnej nie brał już udziału. Dorobił się dwóch córek, które są razem z nim, a jego małżonka odeszła na łono Abrahama jeszcze przed wojną. Prawy i dobry człowiek – cierpliwie tłumaczyła Nina.

      W zasadzie powinna odwrócić się na pięcie i odejść, a życzliwemu mężczyźnie, który chciał wyświadczyć im przysługę, podziękować za fatygę. Obawiała się jednak, że drugi kandydat może się już nie trafić, a Apolonia zatruje życie wszystkim dookoła i w rezultacie naprawdę młody Piotrowski będzie musiał się z nią ożenić.

      – Jak walczył w legionach, to nie może być taki stary… – jakby do siebie powiedziała Apolonia.

      – No, przecież mówię, że niestary. Może nawet jest młodszy od ciebie – westchnęła Nina.

      – A wygląda, jakby już stał nad grobem – mruknęła Apolonia.

      – To powinnaś się cieszyć, szybko byś wdową została. – Nina przewróciła oczami i ruszyła przed siebie.

      Apolonia jednak kolejny raz ją zatrzymała.

      – A jak on będzie chciał, no, wiesz…? – zapytała niemal grobowym tonem Ryszewska.

      – Nie, nie wiem. – Nina postanowiła udawać głupią.

      – No… inconsummationis matrimonii – wyniośle odparła Apolonia.

      – Moja droga – wysyczała Nina – on przebył trzy tysiące kilometrów, by tutaj dotrzeć i zapewniam cię, że jedyne, co chciałby konsumować, to miska zupy raz dziennie i kawałek chleba.

      Nina nie chciała mówić, że Apolonia nie jest najbardziej apetyczną kobietą pod słońcem i być może nowego męża odrzuci na jej widok. Nie chodziło jednak o to, by para miała do siebie jakieś ciągotki, ale załatwiła sprawę sakramentu, dzięki czemu Ryszewska będzie mogła opuścić Związek Sowiecki.

      Dotarły do ławki i Nina przywitała się z przyszłym mężem Apolonii:

      – Dzień dobry, panie Marianie.

      – Pani Korcz. – Ukłonił się.

      Nina już od jakiegoś czasu nie przedstawiała się jako Zawiślańska. Nie było już Pawła i uznała, że musi powrócić do panieńskiego nazwiska. Liczyła także, iż pewnego dnia obok niego dopisze „Ossowiecka”. Może nie powinna tak robić, ale za każdym razem, gdy wypowiadała nazwisko męża, czuła, jakby ktoś otwierał w jej sercu ledwie zabliźnioną ranę.

      – Przyprowadziłam Apolonię Ryszewską. – Nina wskazała na nią dłonią.

      Pan Marian przestał się uśmiechać. Najwyraźniej jemu również nie przypadła do gustu nowa małżonka. Miał świadomość, że wszystko odbędzie się na niby, ale nie pogniewałby się, by jego połowicą została jakaś fertyczna kobietka.

      – Z kapelanem już ustalone. Pojutrze przy ołtarzu udzieli wam ślubu – wtrącił Błażej.

      – Tak, oczywiście, zjawię się, chociaż bez fraka. W końcu trzeba pomóc tej nieszczęsnej kobiecie – westchnął pan Marian, a ostatnie zdanie wypowiedział chyba dlatego, by żadne inne pomysły nie przychodziły jego przyszłej małżonce do głowy. Po chwili dodał, zwracając się do Ryszewskiej: – Zatem do czwartku, Apolonio.

      Pan Marian podniósł się z ławki i pokuśtykał w kierunku stołówki, bo zbliżała się pora posiłku i należało ustawić się w długiej kolejce.

      – No, to załatwione. – Błażej potarł dłonie. – Już niedługo zostanie pani Apolonią Fujarko.

      – Że jak?! – wyrwało się Ryszewskiej.

      – Fujarko – bąknął Błażej. – To pani Nina nie mówiła?

      – Nie! Ona mi nic nie mówi! Tylko zajmuje się tym swoim fagasem!

      Stojący nieopodal ludzie odwrócili się w ich stronę i z zaciekawieniem przyglądali się scenie. Tutaj rozmawiało się głównie o wyjeździe, chorobach, jedzeniu i śmierci. Nikt nie zawracał sobie głowy jakimiś romansami. Dobrze było jednak chociaż na chwilę skupić uwagę na czymś innym i oderwać swoje myśli od gehenny, jaką przeszli.

      – Pracuję w sierocińcu po kilkanaście godzin na dobę. Z Grzegorzem właściwie się mijamy. Albo wyjeżdża, albo pracuje. Nie przesadzaj, Apolonio. Poza tym jeśli małżeństwo z Marianem Fujarką ci nie odpowiada, sama sobie poszukaj męża – prychnęła rozzłoszczona Nina i ruszyła w stronę rewiru, gdzie stały namioty sierocińca.

      – Grzegorz mógłby się ze mną ożenić. Jest kawalerem – zasugerowała Apolonia, podążając za Niną.

      Tego już było za wiele. Nina odwróciła się i syknęła:

      – Grzegorz nie może wziąć z tobą ślubu, bo weźmie go ze mną. I zrobilibyśmy to natychmiast, ale żebyśmy mogli żyć długo i szczęśliwie, muszę się postarać o akt zgonu Pawła. Inaczej takie małżeństwo może się po wojnie okazać nieważne. Ty i tak się rozwiedziesz za miesiąc lub dwa, więc to jest bez znaczenia. Zresztą kapelan dobrze wie, że to farsa i zapewne spali wasz akt ślubu, jak tylko postawicie nogę na irańskiej ziemi.

      – Oświadczył ci się? – Apolonia uniosła brwi. – Szybki skurczybyk.

      – Czasami ludzie po kilku minutach wiedzą, że są dla siebie stworzeni, Apolonio. Sama mi mówiłaś, jeszcze w Modrom Sadie, że kiedy znowu się zakocham szczęśliwie, będę uratowana. Miałaś rację, Grzegorz mnie uratował.

      Ryszewska już nic nie powiedziała, tylko wzruszyła ramionami i poszła przed siebie. Kiedy ich drogi się rozchodziły, Nina spostrzegła, że Apolonia płacze.

      – Płaczesz, że mi się powiodło, a tobie nie? Apolonio… Nie patrz na innych, myśl o sobie, a wtedy miłość sama się pojawi obok ciebie – ugodowo powiedziała Nina.

      Nie chciała, by Apolonia wpadała w rozpacz. Ona była szczęśliwa i chciała tą radością obdzielić wszystkich dookoła. Nawet nieznośną Ryszewską. Życzyła jej z całego serca, by ta spotkała mężczyznę, którego


Скачать книгу