Zanim nadejdzie jutro. Tom 3. Druga strona nocy. Joanna Jax
ci wybaczyłem – wyszeptał.
Pokiwała głową, westchnęła i popatrzyła mu w oczy.
– Więc zapytam inaczej… Czy jest jakaś szansa, żebym odzyskała twoją miłość?
– Po co, Gabrielo? Przecież lepiej będzie, jeśli będę traktował cię jak przyjaciela. Życz mi tego… żebym się już dłużej nie kantopił. Jeśli odrobinę mnie lubisz… – Błażej starał się, by jego głos brzmiał beztrosko.
– Błażej, ja… Był taki dzień, gdy chciałam ze sobą skończyć. Nie martw się. Był i minął. Ale nie wyobrażam sobie, że obudzę się któregoś dnia ze świadomością, iż już mnie nie kochasz. Uschnę, umrę bez twojej miłości. I zrobię wszystko, byś zaufał mi na nowo. Nie chcę teraz ci mówić o swoich uczuciach, bo wiem, że zbyt mocno cię skrzywdziłam, ale błagam chociaż o szansę… – powiedziała desperacko.
Błażej wzruszył jedynie ramionami.
– Gabrielko, cóż ja ci mogę teraz powiedzieć? Nie wiem, kiedy następnym razem się spotkamy. Może nawet za kilka lat. Przez ten czas znajdziesz nową miłość, a może odszukasz dziedzica? Być może i ja z dala od ciebie zauroczę się w jakiejś pannie, choć Bóg mi świadkiem, z wami, babami, to… – Machnął ręką.
Dosyć miał uczuć, które dla niego stanowiły cały świat, a dla wybranki serca były jedynie dobrą zabawą. Wolał żyć pełną piersią, podrywać piękne dziewczyny i zapominać o nich, gdy tylko nastanie świt. Po prostu zmęczył go ciągły ból, wieczna tęsknota i nieprzemijająca ckliwość. Tak, pragnął z całego serca być wolny od tych wszystkich emocji, jakie towarzyszą zakochaniu.
– Błażej, nie mów tak… – jęknęła.
– Mówię ci prawdę. Jak na spowiedzi u proboszcza. – Uderzył się w pierś.
– A ja i tak nie posłucham. – Zmarszczyła czoło.
Błażej uśmiechnął się mimowolnie. To była cała Gabriela. Brakowało jedynie do kompletu, by zaczęła tupać nogami, bo nie dostała tego, czego chciała. Tak, panna Kącka miała coś z dziecka. Wbrew pozorom niewiele różniła się od małej Nelki. Może właśnie dlatego niezbyt się lubiły? Obie były uparte i musiały zawsze dostawać to, co sobie upatrzyły. A gdy tylko otrzymywały coś upragnionego w swoje ręce, niemal od razu traciły tym zainteresowanie. Tak samo nie potrafiły pogodzić się ze stratą. Kiedyś myślał, że mała Domosławska po prostu z tego wyrośnie, ale obserwując Gabrielę, tracił nadzieję. Być może istniały takie kobiety, które nie zmieniały się nigdy. A on trafił na takie dwie.
– Czy ja byłbym w stanie zabronić ci czegoś? – Prychnął ze śmiechem.
– No, właśnie próbujesz – burknęła.
– Próbować zawsze można. – Westchnął, po czym przytulił ją mocno do siebie i powiedział: – Uważaj na siebie, Gabrysiu.
– Ty też, Błażej – odpowiedziała i dopiero gdy wtuliła się w jego ramiona, wybuchła płaczem.
9. Okolice Moskwy, 1942
– Twój ojciec ma rację, Galino – powiedział Boris Aristow do idącej obok niego Galiny Mikołajewny Doroszenko. – Front to nie jest miejsce dla ciebie.
– Kiedy ja muszę się czymś zająć – jęknęła.
– Przecież zajmujesz się radzieckimi oficerami. I mną…
Galina była piękną dziewczyną, jednak jak dla niego zbyt grzeczną i spolegliwą. On wciąż uwielbiał trudne kobiety i nawet przypadek z Ratajską nie zmienił jego podejścia do tego tematu. Aristow po prostu był zdobywcą. A znajomość z Galiną układała się w sposób gładki, prosty i przewidywalny. Mógł wyświetlić sobie w głowie każde ich następne spotkanie. Najpierw muśnięcie dłoni, szybki pocałunek na pożegnanie, a na następnej schadzce już będą całować się jak szaleni. Kilka takich randek i wylądują w łóżku. Minie miesiąc i spokojnie może myśleć o oświadczynach, będąc pewnym, że nie da mu kosza. Dawniej od razu skreśliłby tę znajomość, ale Galina posiadała coś, co dla Aristowa stanowiło ogromną i niezaprzeczalną zaletę. Dziewczyna po prostu miała wpływowego ojca. A był nim pułkownik NKWD – Mikołaj Doroszenko. Mając takiego teścia, nie musiałby się martwić, że po rekonwalescencji trafi na front. Zapewne Doroszenko postara się dla swojego zięcia o ciepłą posadkę z dala od huku bomb i serii z karabinów. Poza tym Galina była młoda, uległa i będzie świetnie prezentowała się w towarzystwie, a ostrzejszych wrażeń Boris poszuka sobie gdzieś indziej. Tak, Galina Doroszenko spadła mu z nieba.
– Galinko, powiedz, czy ja ci się trochę podobam? – zapytał uwodzicielsko.
Przystanęła w parkowej alejce i popatrzyła na niego. Nie zobaczył jednak w jej oczach tego, co chciał ujrzeć, czyli zachwytu.
– Podobasz mi się, ale ja mam wciąż złamane serce – wydukała.
– Pomyśl, że to zdrajca. Niewdzięczny innostraniec – mruknął.
– Wiem. – Wzruszyła ramionami. – I mam nadzieję, że przy tobie o nim zapomnę. Albo w lazarecie na froncie.
– Zdecydowanie wolę tę pierwszą opcję, Galinko. – Uśmiechnął się do niej czule i pogłaskał ją po dłoni.
Był niemal pewny, że w dniu, w którym weźmie ją do łóżka i pokaże, co potrafi prawdziwy radziecki mężczyzna, dziewczyna w mig zapomni o niewdzięcznym kochasiu.
– Ale ja to bym wolała zrobić coś wielkiego. Ty jesteś bohaterem, odniosłeś rany z rąk sabotażystów, a ja co? Pracuję w pięknym, wytwornym ośrodku i nie mogę się niczym wykazać. – Wydęła wargi.
Gdybyż ona wiedziała, dlaczego oberwał, z pewnością straciłby w jej oczach pozycję bohatera. Miał też nadzieję, że dziewczyna nigdy nie dowie się, co się wówczas wydarzyło. Ani o tym, że Elżbieta Ratajska była kolejną kobietą, z którą miał do wyrównania rachunki. Tak jak z Niną Korcz-Zawiślańską. Żywił przekonanie, że pewnego dnia drogi jego i tych kobiet się skrzyżują. A wtedy one zobaczą, czym się kończy próba poniżenia Borisa Aristowa. Nina, jego wielka miłość, nawet nie odpisała mu na list, który do niej wysłał. A on proponował jej dobre życie i wybaczył wspaniałomyślnie to, co mu uczyniła. Tymczasem, póki trwała wojna, musiał ustawić się tutaj, w Związku Radzieckim, i dopilnować, by nikomu nie przyszło do głowy, aby wysłać go do walki.
– Serce mi pęknie, jeśli wyjedziesz na front. Będę umierał z niepokoju i tęsknoty – teatralnie powiedział Boris.
– Czy ty się przypadkiem nie zauroczyłeś we mnie? – Zmarszczyła czoło.
– Do szaleństwa, Galinko, do szaleństwa – wyszeptał.
Dziewczyna roześmiała się. Najwyraźniej potrzebowała tanich komplementów i tandetnych wyznań. A on potrzebował Galiny.
Po chwili spoważniała i popatrzyła na Borisa.
– Naprawdę jesteś przystojny, towarzyszu Aristow – powiedziała. – Ale co zrobię, jeśli mnie skrzywdzisz? Jak sobie poradzę, gdy kolejny raz ktoś złamie mi serce?
– Jestem gotów się z tobą ożenić. Nawet jutro. Czy to jest wystarczający dowód mojego zakochania? Mojej miłości?
– Przecież ty mnie wcale nie znasz. Ani ja ciebie – jęknęła.
– A mnie się wydaje, że znam cię całe życie. I że to właśnie na