Zanim nadejdzie jutro. Tom 3. Druga strona nocy. Joanna Jax
rehabilitacyjnym istniało coś takiego, jak pokoje gościnne dla osób przybywających z daleka w odwiedziny do wysoko postawionych oficerów. Któregoś wieczoru wręczył portierowi dwie butelki wódki i poprosił, by mężczyzna najpierw dał mu klucz do jednego z takich pokoi, a potem zaniewidział na całą noc. Nie miał innej możliwości, by znaleźć się z młodziutką Galiną sam na sam, bo on mieszkał teraz w sali szpitalnej, a ona w pokoju służbowym z trzema innymi pielęgniarkami. Był także przekonany, iż te dwie flaszki nie pójdą na marne i dziewczyna zgodzi się, by spędzić z nim noc.
Zgodziła się. Odbyło się bez żadnych niespodzianek, po prostu poszło gładko, jak wszystko z Galiną. Miał nadzieję, że mimo braku podniet w postaci niepewności, tęsknoty czy chociażby jakiejś małej sprzeczki będzie w stanie wprowadzić się w odpowiedni nastrój. Dla Borisa Aristowa jakiekolwiek uczucie musiało wiązać się z przeciwnościami losu, oporem kochanki i wszystkim tym, co kobiety tak kochają w czytanych romansach. Szkoda tylko, że w normalnym życiu wolały utarte szlaki.
Galina bez ubrania prezentowała się niezwykle pięknie i podniecająco. Jednak, tak jak się spodziewał, była delikatna, czuła i uległa. I jedyne, co go podniecało, to fakt, że robi to z nią po raz pierwszy. Nie miał pojęcia, jak będą wyglądały te sprawy między nimi, gdy przyjdzie mu spędzić z nią całe życie. Łudził się, że chociaż będzie dostatnie i pełne splendoru. Jednak nie będzie zawdzięczał tego Galinie, ale jej ojcu.
– Jesteś cudowny – powiedziała Galina, gdy skończyli się kochać.
Przewrócił oczami. Było ciemno, więc miał nadzieję, że dziewczyna tego nie zobaczy. Ani jego znudzonej miny. „Cudowny” – a on nie pokazał jej nawet jednej dziesiątej swoich możliwości.
– Lepszy od niego? – zapytał z lekką ironią w głosie.
– Przestań, Boris. Co to znaczy „lepszy”? – Galina chyba pierwszy raz zirytowała się i od razu Boris poczuł się lepiej. Może w końcu coś zacznie się dziać w ich nudnym jak flaki z olejem związku.
– To znaczy dokładnie to, co powiedziałem. Czy byłem lepszy? Czy bardziej się podnieciłaś, czy czułaś większą rozkosz, czy w końcu o nim zapomniałaś? – wybuchnął.
– Nie chcę pamiętać, jak było z nim. Nie chcę do tego wracać, rozumiesz? Zranił mnie, odszedł, nie ma go. Czy zapomnę? O nie, Borisie, ja mu tego nigdy nie zapomnę – syknęła Galina z zaciętością w głosie.
Tak więc jego nowa dziewczyna wcale nie była taka spokojna i cicha, jak mu się wydawało. Również nosiła w sobie ból i żądzę zemsty.
– Ale nie kochasz go już? – upewnił się Boris, bo niewygasłe uczucie Galiny mogło skomplikować mu drogę do ożenku z nią. A nuż chciałaby najpierw dokonać zemsty na podłym kochanku.
– Oczywiście, że nie. Ja go nienawidzę. Tak bardzo, że mogłabym go zabić. Tłumiłam to w sobie, próbowałam zdusić te straszne emocje, skupić się na czymś innym, ale on pozwolił mi uwierzyć, że miłość jest możliwa, piękna i bezinteresowna, a potem mnie zostawił – wyrzuciła z siebie, a po chwili dodała: – Jego pewnie już nigdy nie spotkam na swojej drodze, ale teraz jesteś ty. I jeśli ty mnie skrzywdzisz, tym razem naprawdę popełnię jakieś szaleństwo.
Aristow przełknął ślinę i poczuł, że tym razem to Galina miała władzę nad nim i musiał uważać. Być może nie ukradłaby mu pistoletu i nie zastrzeliła go, ale wystarczyłoby, żeby poskarżyła się swojemu tatce, a Boris skończyłby w kazamatach Łubianki albo kopalniach Kołymy. I chociaż zdawał sobie sprawę, że w tej chwili ich związek będzie przypominał stąpanie po cienkim lodzie, bo Galina nie okazała się ani cicha, ani głupia, podnieciło go to w jakiś chory sposób.
– A teraz ci wybiję z głowy tego kochasia raz na zawsze – wycharczał i przyciągnął do siebie kochankę.
10. Wilno, 1942
– Kurwa, Kuba, czy tobie już całkiem się we łbie poprzekręcało? Nie masz kobitki, to ci jakąś załatwię. A ty pakujesz się w problemy, mnie pakujesz w problemy i jeszcze Elunię chcesz. No, dajże spokój, znowu przez jakąś babę wrąbiesz się w tarapaty! A tutaj tyle panienek chętnych się kręci i na pewno nie sprowadzą na ciebie kłopotów.
Wiesiek aż poczerwieniał z oburzenia, gdy Kuba poprosił go, by Elżbieta Ratajska pozwoliła przez kilka dni pomieszkać Agnieszce u siebie. On sam nie mógł jej tego zaproponować, ponieważ mieszkał w służbowym pokoju nad knajpą, w której to uwielbiali spędzać czas niemieccy oficjele i w dodatku swoją kwaterę dzielił z Wieśkiem Potopkiem.
– Uspokój się, nie w głowie mi amory. Tę dziewczynę ściga gestapo, ledwie im się wymknęła. To tylko trzy, może cztery noce. W tym czasie skontaktuje się ze swoimi kompanami i oni ją ulokują w jakimś bezpiecznym miejscu. No, bądźże człowiekiem. W końcu jesteś Polakiem – błagalnie powiedział Kuba.
– Ty mnie, kurwa, nie mydl oczu jakimiś patriotycznymi wstawkami. Za to można skończyć pod ścianą. Mało ci siedzenia w łagrach było, teraz chcesz posmakować niemieckiego więzienia czy już ci całkiem życie niemiłe? – Wiesiek był nieprzejednany.
– Proszę, obiecuję, że jeśli nie uda się jej nic załatwić w ciągu trzech dni, osobiście ją stamtąd zabiorę i wywiozę gdzieś za Wilno. Może na jakąś wieś… Chociaż, prawdę mówiąc, na tę chwilę nic nie przychodzi mi do głowy. No, chyba że pojadę tam, gdzieś ty się ze swoją Elżunią ukrywał. O właśnie, tak mi łeb suszysz, ale dla Ratajskiej to i swoją starą zostawiłeś i narażałeś się – wytknął mu Kuba.
– To co innego… – bąknął Wiesiek, ale Kuba wiedział już, że jego kompan zaczyna mięknąć.
– Może i co innego, ale jakby Agnieszka tak do ciebie przyszła i o podobną pomoc poprosiła, to co? Wygoniłbyś ją na ulicę czy od razu na gestapo telefon wykonał? – Kuba puścił do niego oko.
– No dobra, pogadam z Elżunią, ale żeby mi się z tych trzech dni dwa miesiące nie zrobiły. I tak cud boski, że jej nikogo nie dokwaterowali z niemieckiej gwardii. Chyba tylko dlatego, że NKWD tak mieszkanie zdemolowało, że wyglądało jak obraz nędzy i rozpaczy. Trochę żeśmy uprzątnęli, ale administracja już drugi raz nie przyszła, by wpisać jej mieszkanie na listę. – Wiesiek machnął ręką i wyszedł z pokoju, żeby z knajpy zadzwonić do Ratajskiej.
Tymczasem Agnieszka czekała na Kubę w pomieszczeniu, w którym w czasie zimy trzymano meble do restauracyjnego ogródka. Na razie było jeszcze zbyt chłodno, by je rozstawić, dlatego istniało nikłe prawdopodobieństwo, że ktoś z personelu zechce się do składziku dostać. Jednak Agnieszka nie mogła tam zbyt długo siedzieć, bo po korytarzu zaplecza wciąż ktoś się kręcił i mógł coś usłyszeć.
Po kwadransie, który Kubie wydał się bardzo długi, powrócił Potopek i oznajmił, że można zaprowadzić Agnieszkę do Ratajskiej.
– Tylko dyskretnie, bo w przeciwnym razie wszyscy wylądujemy na gestapo, a potem to już jeden Pan Bóg wie – powiedział Potopek z lekką paniką w głosie.
– Będę o tym pamiętał, stary. Sam mam pełne portki ze strachu. – Kuba poklepał kompana po ramieniu.
Włożył marynarkę i zszedł na dół. Poczekał, aż wszyscy zajmą się swoimi sprawami i wypuścił Agnieszkę ze składziku, a potem otworzył tylne drzwi knajpy i nakazał, by poczekała na niego w podwórku od zaplecza. Dziewczyna wciąż miała na sobie jego prochowiec i Kuba zadecydował, że i do Ratajskiej pójdzie