Handlarz z Omska. Camilla Grebe

Handlarz z Omska - Camilla  Grebe


Скачать книгу
target="_blank" rel="nofollow" href="#n1" type="note">1, największego uniwersytetu w Moskwie, mecz już się rozpoczął. Szybko wciągnął sportowe buty na nogi i zerknął na słońce. Ksenia, która nie chciała pójść z córkami Rebecki na pływalnię, usiadła na ławce i grała w Nintendo.

      – Tom! Jesteś w drużynie razem ze mną i Walerijem. Przegrywamy zero do dwóch. Weź pomarańczową kamizelkę!

      Tom był zaskoczony sprężystością ruchów Siergieja, który właśnie podbiegł do niego. Włożył na siebie kamizelkę z napisem Łokomotiw i próbował śledzić grę zarówno swoich kolegów, jak i przeciwników. Doszedł do wniosku, że sposobów gry jest więcej niż stref czasowych w Rosji. Niektórzy z zawodników, jak Walerij, byli młodzi i szybcy, ale co najmniej dwaj – z których jeden nosił bejsbolówkę i przypominał niebezpiecznego blokującego w rugby – mieli taką nadwagę, że wręcz trudno zrozumieć, jak to możliwe, że nosiły ich nogi.

      – Biegnij!

      Tom dostał świetne podanie od Siergieja i ruszył do przodu, cały czas czujnie rozglądając się na boki. Wiedział, że może liczyć na swoją kondycję.

      Był tuż przed polem karnym przeciwnika, gdy nagle, nie wiadomo skąd, wyrósł przed nim facet w czarnej skórzanej bejsbolówce. Na chwilę się zdekoncentrował, twarz i sylwetka wydały mu się znajome. Przecież niemożliwe, żeby…

      Zderzenie było tak mocne, że kiedy Tom znalazł się na trawie, miał wrażenie, że biodro wyskoczyło mu ze stawu. Facet w czapce sprytnie kopnął dalej piłkę i zaczął kontratak na bramkę Łokomotiwu, który skończył się golem.

      – Tato! Nic ci nie jest? – zawołała z ławki Ksenia.

      – Wszystko okej! – odkrzyknął i lekko oszołomiony wstał.

      Biodro było w porządku, mimo to Tom na tym skończył swój udział w meczu. Po chwili podbiegł do niego Skurow i poklepał go po ramieniu.

      – Zapomniałem ci powiedzieć, żebyś uważał na Truszkowa – rzekł z uśmiechem.

      A więc to był dawny mer Moskwy. Zawsze był fanatykiem piłki nożnej i najwyraźniej także bezwzględnym buldożerem.

      Kiedy mecz dobiegł końca i drużyna Skurowów przegrała 2:5, ojciec z synem podeszli do nich. Tom znał już Walerija. Miał takie same gęste włosy i brązowe oczy jak ojciec, lecz oczywiście był znacznie szczuplejszy.

      – Dzień dobry, panie prokuratorze – powiedziała Ksenia z udawaną powagą, próbując mówić jak postać z rosyjskiego serialu kryminalnego.

      W ciągu ostatnich lat wiele razy spotykała Skurowa i dobrze wiedziała, że to on uratował życie Tomowi pięć lat wcześniej.

      – Witaj, koleżanko! – Następnie Skurow zwrócił się do Toma: – Walerij musi wracać do domu, do narzeczonej, ale my chyba moglibyśmy wybrać się na piwo. Tu masz kluczyki – powiedział do syna.

      Wsiedli do auta Toma. Skurow wyjaśnił mu, którędy powinien jechać. Kiedy Tom włączył radio, obaj zamilkli.

      „Rosja jest w stanie wojny. Udzielamy pełnego poparcia naszym oddziałom, które dzisiaj przystąpiły do kontrataku w obronie braterskiego narodu w Osetii Południowej przed agresją gruzińską…”

      Głos prezydenta brzmiał całkowicie beznamiętnie, a zarazem triumfalnie, co nie było raczej niczym nadzwyczajnym. Wynik wojny między Rosją a Gruzją wydawał się równie przewidywalny jak wynik ewentualnego pojedynku między dwustukilogramowym gorylem a wyliniałym psem włóczęgą.

      – To pewnie tylko takie prężenie mięśni. Nie dajmy popsuć sobie wieczoru – skomentował Tom usłyszaną wiadomość.

      – Czy ktoś umrze? – spytała cicho Ksenia.

      – Mam nadzieję, że nie, kochanie – odpowiedział Skurow.

      Tom, mimo powagi chwili, nie mógł się powstrzymać i nieznacznie się uśmiechnął. Ksenia darzyła Siergieja Skurowa niewzruszonym zaufaniem niezależnie od tego, o co chodziło.

      Zaparkowali przed zwyczajnym pubem na końcu ulicy Kosygina i zamówili dwa duże piwa oraz colę dla Kseni.

      – Tato, mogę zejść na dół nad rzekę?

      – Jasne, tylko weź ze sobą komórkę.

      Ledwie Ksenia zniknęła na zboczu schodzącym ku brzegowi rzeki Moskwy, Skurow spytał:

      – Znasz Oscara Riedera?

      – Kilka razy spotkałem go w przelocie.

      – Wiesz, że nie żyje?

      – Tak. Kolonia szwedzka nie jest w Moskwie taka duża i wieści szybko się rozchodzą. Podobno była z nim jakaś dziewczyna. Ale co z nią, tego się nie dowiedziałem. Nasz MSZ blokuje wszystkie informacje i tutaj, i w Szwecji.

      – Prowadzę tę sprawę głównie dlatego, że jest w nią zamieszana obywatelka rosyjska. Co możesz mi powiedzieć o tym Riederze?

      Tom zastanowił się chwilę, jak najtrafniej podsumować to, co wiedział.

      – On pochodził z innego świata.

      – To znaczy?

      – Siergiej, zdaję sobie sprawę, że ty sam wywodzisz się z inteligencji, twój ojciec był przecież profesorem… Jeśli jednak porównasz dorastanie swoich dzieci w dwupokojwym mieszkanku na Worobiowych Wzgórzach z tym, jak wygląda życie dzieci pierwszego lepszego rosyjskiego ministra… no wiesz, prywatna szkoła, podróże po całym świecie, zanim jeszcze zdążą dorosnąć… Rozumiesz?

      – Chyba wiem, co masz na myśli. – Skurow uśmiechnął się tak szeroko, aż błysnęły mu złote plomby w zębach.

      – I właśnie w takich warunkach wychowywał się Oscar. Kiedy ja stałem w kolejce przed dyskoteką w mojej rodzinnej Uppsali, on bywał na przyjęciach w pałacach swoich przyjaciół albo zwiedzał kolejny kontynent.

      – Chciałbym cię o coś spytać w zaufaniu. – Skurow pochylił się ponad stołem i utkwił wzrok w twarzy Toma. – Myślisz, że on zażywał heroinę?

      – Spontanicznie powiedziałbym, że raczej nie. Szampan, dobre wina, wódka, jak najbardziej. Ale nie heroina.

      – Czy sprawiał wrażenie przygnębionego?

      – Nie znałem go tak dobrze. Kiedy go widywałem, a to zdarzyło się niewiele razy, był dosyć pogodny. – Tom rozejrzał się naokoło, a potem powędrował spojrzeniem nad rzekę. – Pójdę do Kseni.

      Skurow kiwnął głową i oznajmił, że tym razem on zapłaci. Skinąwszy na kelnera, zwrócił się znowu do Toma:

      – Cieszę się z naszego spotkania. A co tam u ciebie? Pamiętam, że nie byłeś szczególnie zadowolony ze swojej sytuacji.

      Tom wstał, aby zejść do córki. Skurow ruszył za nim.

      – Raz jest lepiej, raz gorzej, ale doszedłem do wniosku, że nie mogę już dłużej czekać. Rebecka będzie pracować tak jak do tej pory jeszcze co najmniej przez parę lat. Muszę znaleźć jakieś zajęcie. Bo mam wrażenie, że powoli zaczynam tracić szacunek do siebie.

      – Czyli szukasz pracy?

      – To nie takie proste. Jedyne, na czym się znam, to branża finansowa, a ona jest dla mnie zamknięta.

      – No i właśnie dlatego chciałbym ci przedstawić pewną propozycję.

      Tom usiłował wyglądać na zainteresowanego, lecz wiedział, że sceptycyzmu nie zdoła ukryć.

      Doszli do skraju zbocza porośniętego trawą. Popołudniowe słońce odbijało się w tafli wody.


Скачать книгу