Millennium. David Lagercrantz
się stąd zbierać.
– Zauważyłem.
– Ale teraz wszystko się zmieniło. Wspomniał pan, że Frans Balder znał tę dziewczynę?
– Tak.
– W takim razie chciałbym z nim jak najszybciej porozmawiać.
– Ze względu na nią?
– Można tak powiedzieć.
– W porządku – odparł Linus Brandell z namysłem. – Raczej nie znajdzie pan namiarów na niego. Mówiłem już, że nagle zaczął się cholernie trząść o własne bezpieczeństwo. Ma pan iPhone’a?
– Tak.
– Może pan o nim zapomnieć. Frans uważa, że Apple sprzedało się amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego, NSA. Żeby z nim porozmawiać, musi pan sobie kupić blackphone’a, a przynajmniej pożyczyć od kogoś androida i zainstalować specjalny program szyfrujący. Spróbuję go mimo wszystko przekonać, żeby się do pana odezwał. Będziecie mogli się umówić na spotkanie w jakimś bezpiecznym miejscu.
– Świetnie, panie Brandell. Dziękuję.
LINUS BRANDELL WYSZEDŁ. Mikael siedział jeszcze chwilę przy stoliku. Dopijał guinnessa i patrzył na szalejącą za oknem zawieruchę. Za jego plecami Arne i spółka z czegoś się śmiali. Ale on był tak zamyślony, że nic nie słyszał. Prawie nie zauważył, że Amir usiadł obok niego i zaczął opowiadać o najświeższych prognozach.
Najwyraźniej pogoda oszalała do reszty. Temperatura miała spaść do minus dziesięciu stopni. Można się było również spodziewać pierwszych opadów śniegu – i nie chodziło bynajmniej o urocze płatki, które delikatnie przyprószyłyby świat. Draństwo miało spadać z wichurą, jakiej w Szwecji dawno nie było.
– Możliwe, że będzie huragan – oznajmił Amir.
– Znakomicie – odparł Mikael. Nadal nic do niego nie docierało.
– Znakomicie?
– Tak… no… lepsza taka pogoda niż żadna.
– Co prawda, to prawda. Jak ty się właściwie czujesz? Wyglądasz na kompletnie zaskoczonego. Coś poszło nie tak?
– Nie, było w porządku.
– Usłyszałeś coś, co tobą wstrząsnęło. Zgadza się?
– Sam nie wiem. Ostatnio trochę się działo. Zastanawiam się, czy nie odejść z „Millennium”.
– A wydawało mi się, że ty i ta gazeta to jedno.
– Mnie też. Ale chyba wszystko się kiedyś kończy.
– To prawda – przyznał Amir. – Mój stary ojciec mówił, że nawet to, co wieczne, ma swój kres.
– Co miał na myśli?
– Wydaje mi się, że wieczną miłość. Mówił tak, a chwilę później odszedł od mojej matki.
Mikael zachichotał.
– No tak. Mnie też wieczna miłość nie bardzo wychodzi. Ale…
– Tak?
– Jest jedna kobieta, która jakiś czas temu zniknęła z mojego życia.
– Przykre.
– Zgadza się, ale to szczególny przypadek. I teraz nagle trafiłem na jej ślad. W każdym razie wydaje mi się, że to ona, i może właśnie dlatego tak dziwnie wyglądam.
– Rozumiem.
– No dobrze, czas na mnie. Ile ci jestem winny?
– Później się rozliczymy.
– Dzięki. Uważaj na siebie.
Kiedy mijał grupkę stałych klientów, dosięgły go kolejne komentarze. Potem wyszedł na ulicę.
Było to jak doświadczenie śmierci. Miał wrażenie, że wiatr przeszywa go na wylot. A mimo to stał chwilę nieruchomo i wspominał. Potem wolnym krokiem ruszył do domu. Nie wiedzieć czemu nie mógł otworzyć drzwi. Przez chwilę mocował się z zamkiem. Kiedy wreszcie wszedł, zrzucił buty, usiadł przy komputerze i zaczął szukać informacji o profesorze Fransie Balderze.
Ale za nic nie mógł się skoncentrować. Jak wiele razy wcześniej, zastanawiał się, gdzie się podziewa Lisbeth. Poza raportem jej byłego pracodawcy Dragana Armanskiego nie miał o niej żadnych wieści. Zapadła się pod ziemię. Mieszkali w tej samej dzielnicy, a nigdy mu nawet nie mignęła i chyba dlatego to, co powiedział Linus Brandell, zrobiło na nim takie wrażenie.
Choć w zasadzie mogła go odwiedzić całkiem inna hakerka. To było możliwe, ale mało prawdopodobne. Kto poza Lisbeth Salander mógłby się komuś władować do domu i nie patrząc mu w oczy, wyrzucić go z jego własnego mieszkania, poznać wszystkie tajemnice jego komputera, a potem powiedzieć, że nie ma zamiaru się z nim kochać, i jeszcze użyć wyrażenia „ani ciut”? To musiała być Lisbeth. I jeszcze ta Pippi. To było bardzo w jej stylu.
Na drzwiach jej mieszkania przy Fiskargatan wisiała wizytówka z napisem „V. Kulla”. Wiedział, dlaczego nie używa swojego prawdziwego nazwiska. Zbyt łatwo można je było wyszukać w sieci. Poza tym kojarzyło się z wielką aferą. Gdzie mogła teraz być? Musiał przyznać, że nie pierwszy raz rozpłynęła się w powietrzu. Ale od dnia, kiedy zapukał do drzwi jej mieszkania przy Lundagatan i ochrzanił ją za to, że zrobiła bardzo szczegółowy wywiad środowiskowy na jego temat, jeszcze nigdy nie stracili kontaktu na tak długo. Czuł się z tym trochę dziwnie. Przecież była jego… No właśnie, kim, do licha, dla niego była?
Raczej nie przyjaciółką. Z przyjaciółmi człowiek się czasem spotyka. Przyjaciele tak po prostu nie znikają. Kontaktują się inaczej – nie włamując się sobie do komputerów. A jednak czuł, że coś ich łączy. Nie mógł zaprzeczyć, że się o nią niepokoi. Jej były kurator Holger Palmgren powtarzał, że Lisbeth potrafi o siebie zadbać. Bez wątpienia było to prawdą. Chociaż miała przerażające dzieciństwo, a może właśnie dzięki temu, była diabelnie dobra w wychodzeniu z opresji cało.
Ale on nie mógł mieć pewności, że zawsze tak będzie, zwłaszcza że chodziło o dziewczynę z taką, a nie inną przeszłością i z talentem do robienia sobie wrogów. Może, jak zasugerował Dragan Armanski podczas lunchu, który jakieś pół roku wcześniej zjedli razem w Gondolen, rzeczywiście się stoczyła. Zadzwonił do niego w którąś wiosenną sobotę i usilnie zapraszał na piwo albo coś mocniejszego. Mikael czuł, że Dragan musi się wygadać, i nawet jeśli oficjalnie było to spotkanie starych znajomych, nie miał wątpliwości, że chciał po prostu porozmawiać o Lisbeth i pozwolić sobie na sentymentalne rozważania po kilku głębszych.
Wspomniał wtedy, że jego firma, Milton Security, zaopatrzyła dom starców w Högdalen w alarmy do wzywania pomocy. Dobre alarmy, dodał.
Ale nawet one na niewiele się zdadzą, jak wyskoczą korki, a nikt się nie zatroszczy o to, żeby znów włączyć prąd. A tak się właśnie stało. Późnym wieczorem w domu starców nastąpiła awaria i w nocy jedna z pensjonariuszek, niejaka Rut Åkerman, upadła i złamała szyjkę kości udowej. Nie mogła się podnieść i wiele godzin naciskała guzik alarmu, bez rezultatu. Rano była w stanie krytycznym, a ponieważ media skupiały się w tym czasie na problemach i zaniedbaniach w instytucjach opiekujących się osobami starszymi, o sprawie zrobiło się głośno.
Na szczęście Rut Åkerman doszła do siebie. Pech jednak chciał, że jej syn był jednym z czołowych działaczy Szwedzkich Demokratów, i kiedy na stronie partii, Avpixlat, pojawiła się informacja, że Armanski jest Arabem – co oczywiście nie było prawdą, nawet