Bajka to życie albo z jakiej jesteś bajki. Wojciech Eichelberger
bajka milczy na temat tego, co konkretnie mogło się Elmie przydarzyć, ale zapowiedź jest fantastyczna, bo ostatnie zdanie bajki mówi, że Śmierć, Życie, Los i Ból – wszystkie postacie jej życiowego dramatu – uśmiechają się do niej.
AS: I to jest ta tytułowa szansa – możliwość wzięcia życia w swoje ręce. Dotąd Elma koncentrowała się tylko na sobie i swoich cierpieniach. Najpierw była biedna w walącym się domu, potem biedna wędrowała z mozołem, żywili ją dobrzy ludzie, mieszkała w szarym pokoiku. Nie chodzi o to, żeby tego nie dostrzegać, ale oprócz niej i jej cierpień coś jeszcze jest na tym świecie. Ma już siłę, więc może zwrócić się ku światu.
WE: Budzi się w niej zdolność współodczuwania. Żebracza pycha zamykała ją na to wcześniej. Nie dość, że owładnięta tym stanem nie odczuwała współczucia, to jeszcze rywalizowała z innymi biedakami o to, kto jest biedniejszy. Ważne jest też to, że do Elmy uśmiecha się Śmierć. Jak powiedział pewien mądry człowiek: „Doświadczać życia w pełni to umierać w każdej chwili i rodzić się na nowo w następnej”. Umierać z każdym wydechem i odradzać się z każdym wdechem.
AS: To dopiero wyzwanie!
WE: Tak właśnie się dzieje, jeśli człowiek rzeczywiście się na życie otworzy. Boimy się żyć dlatego, że boimy się śmierci. A boimy się śmierci dlatego, że boimy się żyć.
RYBAK KMO – czyli jak być wolnym
W dalekiej błękitnej Krainie Wód, pełnej ogromnych, spokojnych jezior i przycupniętych na nich, małych zielonkawych wysepek, ludzie żyli według z dawna ustalonego porządku. Każda rodzina miała swój skrawek ziemi nad brzegiem, kawałek jeziora i łódkę. Przyszłość nie była tu zbyt wielką zagadką i dlatego wszyscy żyli spokojnie.
Życie człowieka w Krainie Wód było proste jak tafla wody. Najpierw jako maleńka komórka wpływał do brzucha swojej matki i szczęśliwie bezpieczny dryfował w nim dziewięć miesięcy. Otaczały go przestrzeń, spokój i wodna cisza. Kilka dni przed porodem, gdy było mu już naprawdę ciasno, a także paliła go wielka ciekawość i rozpierająca brzuch chęć życia, matka szła na brzeg białego Jeziora Narodzin. Było to dziwne, przepiękne, płytkie i bezpieczne jezioro, jedyne w swoim rodzaju, więc szczególnie upodobane przez rodziny łabędzi, ciepłe jezioro o smaku mleka. Kobieta powoli, krok po kroku zanurzała się w wodzie i pozwalała swojemu dziecku wypłynąć prosto do jeziora. Potem szła z dzieckiem na brzuchu i piersiach zanurzona aż po szyję w ciepłej i pachnącej wodzie do czasu, aż napotkane przypadkiem ryby nie przegryzły łączącej tych dwoje pępowiny. Wówczas matka czule i bardzo ostrożnie wynurzała główkę dziecka z wody, zasłaniając mu jednocześnie oczy; kontakt z powietrzem był przecież dla niego wystarczającym szokiem. Po jakimś czasie odsłaniała mu jedno oko i tak wychodzili na brzeg. Tam czekał na nich ojciec. Delikatnie wkładał maleństwo do wielkiej muszli pełnej mlecznej wody i wszyscy radośnie szli do domu, śpiewając uroczystą pieśń powitalną.
Każdy człowiek w Krainie Wód miał własnoręcznie zbudowaną łódkę. Choć miał też zwykle chatę nad brzegiem, to właśnie łódka była jakby jego domem, zapewniała pożywienie, a także stanowiła powód do dumy. Dzieci więc od najmłodszych lat uczyły się o wodzie i łodziach. Grzechotały malutkimi łódeczkami z przytwierdzonymi do nich na sznurkach różowymi muszelkami, w szkole uczyły się o wyporności, ciesielce, kompasie i nawigacji, o rodzajach okrętów, ryb oraz wiatrów. Wszystko po to, żeby kiedyś zbudować łódź i łowić ryby lub może nawet podróżować po świecie.
Dziwna rzecz, w Krainie Wód nikt z dorosłych nie umiał pływać. To znaczy każdy umiał na początku, jasna sprawa, ale potem traktował to jako coś zbędnego i przed upływem dziesiątego roku życia wszyscy zapominali, że przecież zaczęli swoje życie w wodzie. Niektórzy, chcąc odzyskać utraconą umiejętność, zapisywali się na kursy mistycznego pływania, wyczynowego pokonywania wirów, tantrycznych modlitw na falach lub dryfowania – poznawali specjalne techniki wokalno-oddechowe. Pływali z piętami skierowanymi na księżyc albo leżąc na lewym boku, tak aby serce słyszało puls dna jeziora i biło w tym samym rytmie co woda, ale było to traktowane przez większość jako fanaberia. Może i nic w tym dziwnego, w końcu jaki pożytek z pływaka, który nie dba o to, gdzie płynie, trzyma się zawsze przy brzegu i nigdy nie puszcza koła ratunkowego.
Kiedy człowiek stawał się dorosły, wyprawiał wielką ucztę, a potem zaczynał budować własną łódź. Musiała być bardzo dobra, żeby wystarczyła na całe życie. Każdy, komu się nie udawało za pierwszym razem i jego łajba tonęła albo na przykład się wywracała, musiał zbudować nową. Zyskiwał tym złą sławę, a nawet był wytykany palcami. Łódź miała być piękna, solidna i jedyna w swoim rodzaju. Kto takiej nie umiał zrobić, był nieudacznikiem i już.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.