Problem trzech ciał. Cixin Liu

Problem trzech ciał - Cixin  Liu


Скачать книгу
i z mieszkania. Głośno zapukał do drzwi sąsiada, emerytowanego profesora Zhanga.

      – Profesorze Zhang, ma pan aparat fotograficzny? Nie cyfrowy, ale taki, gdzie trzeba włożyć film?

      – Profesjonalny fotograf, taki jak pan, chce pożyczyć ode mnie aparat? Co się stało z pańskim, tym drogim? Ja mam tylko cyfrowe. Dobrze się pan czuje? Jest pan taki blady.

      – Proszę, niech mi pan pożyczy.

      Zhang wrócił z cyfrowym kodakiem.

      – Proszę. Może pan usunąć te kilka zdjęć, które już tam są.

      – Dziękuję!

      Wang chwycił aparat i pędem wrócił do siebie. Prawdę mówiąc, miał trzy własne aparaty i jeden cyfrowy, ale uznał, że lepiej będzie pożyczyć jakiś od kogoś. Popatrzył na dwa aparaty i kilka rolek filmu leżących na kanapie, pomyślał chwilę i postanowił włożyć nowy film do leiki. Wręczył pożyczony aparat żonie, która stawiała na stół kolację.

      – Szybko! Zrób parę zdjęć, tak jak przedtem.

      – Co ty wyprawiasz? Spójrz na siebie! Co się z tobą dzieje?

      – Nie przejmuj się tym! Pstrykaj!

      Odstawiła talerze i podeszła do niego. W jej oczach malowały się zmartwienie i strach.

      Wang wepchnął kodaka w ręce sześcioletniego syna, który miał się właśnie zabrać do jedzenia kolacji.

      – Dou Dou, pomóż tacie. Naciśnij ten guzik. Dobrze, tak. To jedno zdjęcie. Naciśnij jeszcze raz. To drugie. Rób tak dalej. Możesz fotografować, co chcesz.

      Chłopiec prędko się tego nauczył. Bardzo mu się spodobało i szybko robił zdjęcia. Wang odwrócił się, wziął z kanapy leicę i również zaczął pstrykać. Ojciec i syn naciskali na migawki jak szaleni. Żona Wanga, nie wiedząc, co robić, kiedy wokół migały flesze, zaczęła płakać.

      – Miao, wiem, że ostatnio żyjesz w wielkim stresie, ale nie…

      Wang skończył rolkę w leice i chwycił aparat cyfrowy z rąk syna. Przez chwilę myślał, po czym, żeby uniknąć skarg żony, wszedł do łazienki i zrobił jeszcze kilka zdjęć. Zamiast wyświetlacza użył wizjera optycznego, bo bał się zobaczyć rezultaty, chociaż i tak miał je wkrótce ujrzeć.

      Wyjął film z leiki i wrócił do ciemni. Zamknął drzwi i wziął się do pracy. Po wywołaniu filmu uważnie zbadał zdjęcia. Drżały mu ręce, musiał więc trzymać lupę w obu dłoniach. Na negatywach trwało odliczanie.

      Wybiegł z łazienki i zaczął gorączkowo przeglądać cyfrowe obrazy na kodaku. Na wyświetlaczu zobaczył, że zdjęcia, które zrobił jego syn, nie miały cyfr, ale na tych, które wyszły spod jego ręki, wyraźnie widać było dalszy ciąg odliczania, zsynchronizowany z liczbami na filmie.

      Używając różnych aparatów, chciał wyeliminować jako możliwe wyjaśnienie tego zjawiska usterkę swojego aparatu albo wadę filmu. Jednak pozwoliwszy żonie i synowi zrobić kilka zdjęć, odkrył coś jeszcze dziwniejszego: odliczanie pojawiło się tylko na tych, które sam zrobił!

      Zdesperowany, podniósł stertę filmów jak gniazdo splątanych węży, jak zwój lin splecionych w węzeł nie do rozsupłania.

      Wiedział, że w pojedynkę nie rozwikła tej tajemnicy. Do kogo mógł się zwrócić? Na pewno nie mogli mu w tym pomóc jego starzy koledzy z uczelni ani obecni z Centrum Badawczego. Podobnie jak on, mieli umysły techniczne, a Wang intuicyjnie czuł, że wykracza to poza problem techniczny. Najpierw przyszedł mu do głowy Ding Yi, ale człowiek ten sam przechodził kryzys duchowy. W końcu pomyślał o Granicach Nauki. Byli to poważni myśliciele i mieli otwarte umysły. Tak więc wybrał numer Shen Yufei.

      – Doktor Shen, mam pewien problem. Muszę się z tobą zobaczyć.

      – Przyjedź – powiedziała i zakończyła rozmowę.

      Zaskoczyło to Wanga. Była wprawdzie kobietą małomówną, przez co niektórzy członkowie Granic Nauki nazywali ją żartobliwie żeńskim Hemingwayem, ale fakt, że nawet nie zapytała go, jakiej natury jest to problem, sprawił, że nie był pewny, czy to, co od niej usłyszy, pocieszy go czy jeszcze bardziej zaniepokoi.

      Wepchnął filmy do torby, wziął aparat cyfrowy i wybiegł z domu, odprowadzany pełnym niepokoju spojrzeniem żony. Mógł pojechać swoim samochodem, ale chociaż w mieście było pełno świateł, wolał być z ludźmi. Zamówił taksówkę.

      Shen mieszkała na luksusowym osiedlu, do którego można było dotrzeć jedną z nowszych linii kolei podmiejskiej. Światła były tutaj dużo słabsze. Domy zbudowano wokół małego sztucznego jeziora pełnego ryb dla rozrywki mieszkańców i w nocy miejsce to wyglądało jak wieś.

      Shen wyraźnie była dobrze sytuowana, ale Wang nie był w stanie dociec, co jest źródłem jej bogactwa. Tak dużych dochodów nie mogło jej zapewnić ani zajmowane dawniej stanowisko naukowe, ani obecna praca w prywatnej firmie. Jednak we wnętrzu jej domu nie było żadnych oznak luksusu. Służył członkom Granic Nauki jako miejsce spotkań i Wang zawsze uważał, że przypomina małą bibliotekę z salką konferencyjną.

      W salonie Wang zobaczył Wei Chenga, męża Shen. Wei miał około czterdziestu lat i sprawiał wrażenie statecznego, uczciwego intelektualisty. Wang znał jego nazwisko, ale poza tym mało o nim wiedział. Shen niewiele powiedziała, kiedy mu go przedstawiła. Wyglądało na to, że nigdzie nie pracuje i cały czas przesiaduje w domu. Nigdy nie wykazywał żadnego zainteresowania dyskusjami prowadzonymi przez członków Granic Nauki i zdawał się przyzwyczajony do widoku tak wielu przychodzących do nich naukowców.

      Ale nie był próżniakiem. Zawsze był głęboko zamyślony i chyba prowadził w domu jakieś badania. Gdy odwiedzał ich gość, witał się z nim z roztargnieniem i wracał do swojego pokoju na górze. Tam spędzał większość czasu. Pewnego razu Wang zerknął przez na wpół otwarte drzwi do jego pokoju i zobaczył zdumiewający widok: stację roboczą HP. Był pewien, że to właśnie zobaczył, bo była taka sama, jakiej Wang używał w Centrum Badawczym – łupkowo szara obudowa, model RX8620, czteroletni. Posiadanie w domu sprzętu, który kosztował ponad milion juanów, było bardzo dziwne. Co Wei Chang robił na nim przez cały dzień?

      – Yufei jest teraz trochę zajęta. Może pan chwilę poczekać? – powiedział Wei i poszedł na górę.

      Wang chciał poczekać, ale nie mógł usiedzieć na miejscu, więc ruszył za nim. Wei Cheng miał już wejść do pokoju, w którym była stacja robocza, kiedy zobaczył go za sobą. Bynajmniej się nie zirytował. Wskazał pokój naprzeciwko swego.

      – Ona jest tam.

      Wang zapukał do drzwi. Nie były zamknięte na klucz i nieco się uchyliły. Siedziała przed komputerem i grała. Zdziwił się, że ma na sobie strój W.

      Strój W był popularnym elementem wyposażenia uczestników gier komputerowych i składał się z hełmu z panoramiczną szybką i kombinezonu dotykowego. Pozwalał on uczestnikowi gry poczuć na własnej skórze to, czego doświadczało jego wirtualne wcielenie: cios zadany pięścią, pchnięcie nożem, palące płomienie i tak dalej. Mógł też wytwarzać doznania skrajnego upału i zimna, a nawet wrażenie, że gracz znalazł się w środku burzy śnieżnej.

      Wang podszedł i stanął za nią. Ponieważ gra toczyła się tylko po wewnętrznej stronie hełmu, na ekranie komputera nie widać było żadnych kolorowych obrazów. Wang przypomniał sobie nagle uwagę Shi Qianga na temat zapamiętywania adresów sieciowych i adresów poczty elektronicznej. Zerknął na monitor. Jego uwagę zwrócił URL witryny z grą.

      Shen zdjęła hełm i kombinezon. Włożyła okulary, które na jej szczupłej twarzy wydawały


Скачать книгу