Zamęt. Vincent V. Severski
na Dimę, który uśmiechnął się blado, ale ona go znała na tyle dobrze, że wiedziała, co teraz myśli. Zobaczyła iskierkę nadziei.
– To posłuchajcie – zaczął spokojnie Leski.
Obrócił się na krzesełku i sięgnął po plik wyrwanych z kołonotatnika postrzępionych żółtych kartek formatu A4, zapełnionych drobnym pismem i gdzieniegdzie wielkimi drukowanymi literami. Cały tekst przeplatany był strzałkami, figurami geometrycznymi, małymi schematami. I chociaż doskonale wiedzieli, że Roman Leski nigdy osobiście nie realizował żadnych operacji wywiadowczych za granicą, może nawet nigdy nie wyjeżdżał z Warszawy, to jego plany operacyjne i pomysły spisane na żółtych kartkach były jak doskonała kabała, perfekcyjnie proste i zaskakujące inteligencją.
18
Dima został zwerbowany do wywiadu, kiedy jeszcze był na studiach. Miał wszystko co niezbędne, by zostać nielegałem idealnym – znajomość świata, języków, dobry wizerunek i zwyczajny, spokojny patriotyzm.
Długo się zastanawiał, czy dobrze robi, czy tego chce. W końcu podjął decyzję całkowicie świadomy i przekonany, że na zawsze oddaje swój los ojczyźnie. Czuł się Polakiem grecko-żydowskiego pochodzenia i choć po upadku junty mógł, jak inni Grecy, wyjechać z kraju, nigdy nawet o tym nie pomyślał.
Wkrótce uzyskał dyplom magistra socjologii na Uniwersytecie Warszawskim i niedługo potem ukończył szkolenie oficerskie. W 1991 roku został awansowany na podporucznika polskiego wywiadu.
Kupił nowy garnitur, krawat i buty. Skromna uroczystość odbyła się w jakimś ponurym mieszkaniu przy ulicy Puławskiej. Ówczesny szef wywiadu wygłosił kilka wyuczonych formułek i na koniec położył mu protekcjonalnie rękę na ramieniu. Był przy tym Adam, czyli major Bednarski, który prowadził go od pierwszego dnia, uczył i wychowywał, aż zostali kolegami.
Dima otrzymał kryptonim „Odyn”, całkowicie sprzeczny z jego urodą.
Złożył i podpisał przysięgę, potem była butelka taniego szampana, kwiaty, dyplom, który zabrał Adam, uściski dłoni, miła pogawędka o ciekawym życiu, i już po godzinie Dima szedł ulicą Polną do domu.
Mieszkał z matką w małym mieszkaniu komunalnym na Litewskiej. Oddał jej kwiaty.
Miała za sobą podwójną mastektomię, co jednak nie zatrzymało licznych przerzutów, więc jeszcze tego samego dnia złamał oficerskie słowo i powiedział jej o wyborze, jakiego dokonał. Od chwili, w której zgodził się zostać nielegałem, nie wątpił, że będzie musiał jej to powiedzieć. I Adam był pewny, że tak zrobi.
– Jestem z ciebie dumna, synu. – Objęła go wpół i pocałowała w policzek. – Trzeba coś robić, żeby świat był lepszy… Może to jest jakiś sposób i może ci się uda. Spróbuj, w końcu mało kogo świat skrzywdził tak jak nas – dodała. – Chodź, zrobiłam gołąbki.
Tak ten dzień zapamiętał, a może tylko chciał, żeby tak było. Słowa matki. Wciąż je poprawiał, udoskonalał, idealizował. Dobrze wiedział, że to świadomość śmierci jest fundamentem postrzegania czasu.
Rosa odeszła pół roku później. Pochował ją obok Jordanisa we Wrocławiu. Tak jak on, nie prosiła, by przenieść ją do Salonik. Chciała zostać w Polsce.
Osiem miesięcy później podporucznik Dimitrios Calderón wyjechał do Kolumbii. Jako obywatel Peru zaczął swoje nowe życie od odświeżenia kontaktów z kolegami z elitarnego jezuickiego Colegio de la Inmaculada. Szybko się okazało, że kilku z nich zrobiło karierę wartą nie tylko wywiadowczego zainteresowania, ale i solidnej inwestycji.
Celem Dimy była jednak Rosja, a jako Grek z pochodzenia miał do tego szczególne predyspozycje. Szukał zatem osób, które pomogłyby mu znaleźć drogę do ciekawych spraw w Moskwie.
Gdzieś w São Paulo czy Johannesburgu raz na kwartał spotykał się z Adamem, któremu przekazywał raporty i od którego odbierał instrukcje. Długo dyskutowali o wszystkim, co miało lub mogło mieć jakiekolwiek znaczenie dla jego misji, ale te kontakty były też jedyną nicią wiążącą go wówczas z ojczyzną.
Oficjalnie utrzymywał, że po śmierci ojczyma wrócił z matką do Grecji. Miał polecenie omijania miejsc, gdzie mógłby spotkać Polaków. Nie mógł ryzykować, że przypadkowo spotka jakiegoś znajomego ze studiów.
Po trzech latach się udało. Dima nawiązał kontakty z kartelami narkotykowymi w Kolumbii i – co ważniejsze – z partyzantką FARC. Jednocześnie w niemal naturalny sposób został współpracownikiem kubańskiego wywiadu, co otworzyło mu drzwi do Rosji. Wkrótce jako współpracownik rekomendowany przez FARC wyjechał do Moskwy i nawiązał kontakty z wywiadem rosyjskim, który od lat wspierał ruch oporu w Kolumbii.
Dima wszedł głęboko w międzynarodowe środowisko nielegalnego handlu bronią i rozpoczął też pracę dla GRU. Zapuścił korzenie w Moskwie i związał się z Wierą, która prowadziła go jako swoje źródło. Po wielu latach osiągnął zamierzony cel.
Uzyskiwał informacje, dzięki którym polski wywiad znalazł się w światowej pierwszej piątce. Wskutek jego działalności udaremniono wiele zamachów terrorystycznych, wygaszano konflikty i Dima mógł sobie powiedzieć, że w jakimś stopniu wpływa na poprawę świata. Był najważniejszym polskim szpiegiem.
Zdobywał cenne informacje, z których szczodrze korzystały zaprzyjaźnione służby. Jednak wraz z upływem czasu CIA i MI6 coraz intensywniej domagały się od Agencji ujawnienia źródła, twierdząc, że same muszą ocenić, czy nie ma w tym inspiracji Rosjan. To zainteresowanie groziło dekonspiracją Dimy, więc Warszawa zaczęła się zastanawiać, co robić. Nikt nie mógł podjąć odważnej decyzji, bo im wartościowsze były informacje, tym bardziej zagrożone było ich źródło.
Rozwiązanie przyszło niespodziewanie. Dima sam zrezygnował z pracy w Moskwie. Oznajmił Adamowi, że jest wyczerpany psychicznie i boi się wpadki. To były argumenty, których żaden wywiad nie mógł zbagatelizować, zwłaszcza że po cichu Adam wspierał go w tej decyzji. Tyle lat w Rosji musiało nadszarpnąć jego psychikę, argumentował w rozmowie z szefem Agencji, który w końcu musiał się zgodzić.
W rzeczywistości Dima miał się całkiem dobrze. Od dawna przygotowywał koncepcję wygaszania swojej aktywności i stopniowego wycofywania się z kontaktów w Rosji, tak by nie spalić za sobą mostów i nie wzbudzić niepotrzebnych podejrzeń. Budował wokół siebie atmosferę obojętności i coraz mniejszej przydatności, przestał wykazywać zainteresowanie tym co najważniejsze. Nie niszczył jednak kontaktów. Z Wierą rozstał się w ciszy, spokoju i przyjaźni. W końcu zniknął z moskiewskich ulic, pubów i restauracji.
W 2002 roku wyjechał do Grecji. Zamieszkał w Atenach, w małym apartamencie z widokiem na Akropol, i związał się z kelnerką Eleni, którą wytypował na swoją partnerkę w kawiarni Lukumades na Aiolou. Wiedział, że to przewrażliwienie, ale nigdy nie był pewny kobiety, której nie wybrał sam.
Kontakty z Kolumbijczykami już wcześniej ograniczył do minimum, więc i Kubańczycy siłą rzeczy zamilkli. Rosjanie, z którymi był zaprzyjaźniony, odzywali się już tylko wtedy, gdy przyjeżdżali na wczasy do Grecji.
Po roku zmarł Adam Bednarski i teczkę Odyna przejął Roman Leski. Pięć lat temu Dima przyleciał do Warszawy i został członkiem Sekcji.
Leski wyczyścił jego dokumentację operacyjną i pozacierał wszystkie ślady, jakie po nim zostały. Dimitrios Calderón, syn Józefa Hofmanna i Rosy Lazopulos z domu Behomoiras, opuścił Polskę na zawsze, a na jego miejscu pojawił się Aleksander Głowacki. W zespole jednak wciąż był Dimą. Wprawdzie wolałby, żeby nazywali go Rafaelem, ale musiałby powiedzieć dlaczego, a nie chciał kłamać.
Leski